ANGEL-A. Dzieło bardzo nierówne
Dla Luca Bessona powrót na reżyserskie krzesło był naprawdę trudny. Po artystycznej i komercyjnej klęsce Joanny d’Arc Francuz najwyraźniej stracił zapał do tworzenia kolejnych dzieł, a jego jedyna filmowa działalność ograniczała się do produkcji sequeli francuskich filmów akcji. Wyprodukował ponad 15 filmowych koszmarów, a co gorsza – sam napisał scenariusze do większości z nich. Plotki o tym, że zamierza zająć się na nowo reżyserią jego fani przyjęli z wielką radością. Przecież to twórca pięknego Wielkiego Błękitu! Facet, który jest odpowiedzialny za rewelacyjnego Leona Zawodowca, który zajmuje miejsce w pierwszej setce najlepszych filmów wszech czasów wg IMDb. To on wypromował Natalie Portman, Milę Jovovich, Jeana Reno. Przedstawił świeżą, oryginalną i zabawną wizję przyszłości w Piątym Elemencie. A teraz, po latach filmowej bierności, zdecydował się na powrót. I to – trzeba przyznać – zaskakujący.
W czarno-białym Paryżu, w niezwykłych okolicznościach, spotyka się dwójka nieznajomych. André to pogrążony w długach oszust, który zdając sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, decyduje się na samobójstwo. Udaremnia mu to Angela, tajemnicza kobieta, która oferuje mu swoją pomoc w rozwiązaniu życiowych problemów. Bohater przyjmuje propozycję i razem odbywają niecodzienną podróż po romantycznym mieście, w poszukiwaniu nie tylko pieniędzy do spłacenia długów, ale i samoakceptacji. Wędrówka przez “miasto miłości” nabiera więc tu znaczenia symbolicznego – staje się drogą bohatera do poznania swojej wartości i godności. Spotykając różne osoby, przeżywając szereg niecodziennych sytuacji, a przede wszystkim przez rozmowy z Angelą, André uczy się kochać siebie, a co za tym idzie – innych ludzi również.
Podobne wpisy
Angel-A w zamierzeniu reżysera miał być ambitną, kameralną opowieścią o miłości, z jakże romantycznym Paryżem w jednej z głównych ról. I o ile piękne zdjęcia spełniają swoją rolę – jest kameralnie, pięknie i prawie że bajkowo, o tyle problem pojawia się przy reżyserskich aspiracjach twórcy Nikity. Besson, widocznie zmęczony kolejnymi sequelami Taxi, postanowił przedstawić historię znacznie głębszą, co mu niestety nie wyszło zbyt dobrze. Reżyser swoje przesłanie podkreśla w filmie zbyt łopatologicznie, bez subtelności. Wciąż padają słowa o akceptacji, pokochaniu samego siebie, zwalczaniu własnych słabości. To, co widz powinien odkryć sam, reżyser wkłada w usta bohaterów aż za często. Nie wiem czemu, ale Angel-A zrobiła na mnie wrażenie reżyserskiego debiutu. Świeżość i oryginalność, a przy tym dość kameralny charakter, mieszają się z nieporadnością i naiwnością początkującego twórcy, który dopiero uczy się filmowego języka i kontaktu z publicznością. Choć z drugiej strony, Bessona można uważać za takiego właśnie debiutanta – w końcu za kamerą nie stał już od wielu lat, a najnowszy film można uznać za nieśmiałą próbę powrotu do ambitniejszego kina.