Connect with us

Plebiscyt

Najlepsze POLSKIE KOMEDIE WSZECH CZASÓW. Wielki ranking czytelników

Odkryj NAJLEPSZE POLSKIE KOMEDIE WSZECH CZASÓW, wśród których znajdziesz zabawne hity i nietuzinkowe smaczki, które rozbawią każdego!

Published

on

Najlepsze POLSKIE KOMEDIE WSZECH CZASÓW. Wielki ranking czytelników

Było głosowanie czytelników, to pora na wyniki – też czytelnicze, choć przez pryzmat redakcyjny. Taki to zestaw obowiązkowy dla każdego, raz. Prosimy więc zaparzyć sobie ciasto i ukroić kawę, i delektować się chaosem jaki tym samym wystąpił w kuchni. A potem posprzątać, powtórzyć czynność w odwrotnej kolejności i usiąść do rozkoszowania się naszym wspólnym, obywatelskim plebiscytem – dla jednych będącym przypuszczalnie sympatycznym powrotem do przeszłości i tego, co już dobrze znamy, a dla innych poszerzaniem horyzontów o to, co już nieaktualne, przebrzmiałe, a może nawet i obrazoburcze.
Advertisement

Lecz zawsze bardzo, ale to bardzo zabawne.

Pojedynek o koronę wirusa… to jest króla komedii był niezwykle zaciekły, a dzięki licznym głosom do samego końca nie było wiadomo jak dokładnie będzie prezentować się zestaw najlepszych polskich komedii wszech czasów (oraz naszych czasów), których tym samym oddajemy w wasze ręce czterdzieści albowiem tylu właśnie było rozbójników. Zapraszamy!

40. Bułgarski pościkk (2001)

Niskobudżetowa produkcja stanowi pierwszy pełnometrażowy film kultowego w niektórych kręgach Zespołu Filmowego Skurcz. Parodia kina szpiegowskiego po brzegi wypełniona charakterystycznymi elementami twórczości braci Walaszków, tj. absurdalnym humorem, zamierzenie kiepską realizacją, postawioną na głowie logiką i doklejonym zarostem. Zdarzają się głosy, że produkcje Skurczu nigdy nie powinny wyjść poza krąg znajomych ich twórców, obecność w naszym plebiscycie zdaje się temu przeczyć. [Filip Pęziński]

Advertisement

39. Fuks (1999)

Udana próba komedii sensacyjnej opartej na zachodnich wzorcach – osiemnastolatek próbuje przechytrzyć biznesmena-gangstera z pomocą jego seksownej sekretarki. Niby sztampa, ale Fuks Macieja Dutkiewicza charakteryzuje się lekkością wykonania, szybkim tempem i atmosferą miejskiej przygody. Maciej Stuhr w swojej pierwszej głównej roli ma sympatyczną powierzchowność, Janusz Gajos jako sprzyjający mu policjant bawi najbardziej, ale po latach najlepiej pamięta się Agnieszkę Krukównę, której postać zachwyca urodą, energią oraz charakternością. W kategorii na najśmieszniejszą polską komedię Fuks raczej nie zdobyłby dużo punktów, ale jako niezobowiązująca rozrywka, a dziś również kapsuła czasu do lat dziewięćdziesiątych, sprawdza się znakomicie. [Krzysztof Walecki]

38. Konopielka (1981)

Do Konopielki trzeba dorosnąć. Nie jest to pierwsza lepsza komedia w stylu Samych swoich, choć śmiać się można praktycznie przez cały seans – śmieszność wszystkich sytuacji wynika raczej z prostoty życia mieszkańców Taplar, pokazuje ich zaściankowość i zacofanie. Konopielka to jednak dramat obyczajowy z elementami komediowymi, które skłaniają do refleksji nad kondycją wsi z tamtego okresu. Film o rozdarciu kulturowym i wkraczającej w świat prostych ludzi cywilizacji. O odrzucaniu tradycji i zrywaniu więzi z naturą, a także o fascynacji potrafiącej skłaniać do niezwykłych wyborów. Znakomity film. [Szymon Pajdak, fragment recenzji]

Advertisement

37. Zezowate szczęście (1960)

Ileż to razy bardzo, bardzo chcieliście, i bardzo, bardzo nie szło…? Nieszczęsny Piszczyk w koncertowym wykonaniu niezapomnianego Bogusława Kobieli to postać kultowa. Dla wielu zresztą mało zabawna, bo choć do granic przerysowana, obciążona jest jednak sporą dawką dramatu. Piszczyk chce pasować, do kogokolwiek, gdziekolwiek. My zaś, mimo naturalnych wybuchów śmiechu, towarzyszących nam podczas każdego seansu genialnego filmu Andrzeja Munka, nie możemy przestać doszukiwać się w zagubionym bohaterze samych siebie. [Agnieszka Stasiowska]

34. Galimatias, czyli kogel-mogel II (1989) [ex aequo]

Modelowym przykładem sequelu na gruncie polskiej komedii jest dyptyk Romana Załuskiego Kogel-mogel i Galimatias, czyli kogel-mogel II. Druga część powstała wkrótce po pierwszej, na fali jej popularności. W filmach Załuskiego widać, o co chodzi w sequelu – powrót na ekran lubianych postaci, ukazanie ich dalszych losów (czyli odpowiedź na nieśmiertelne pytanie „a co dalej?”) i okazja do dodania nowych elementów historii. Przykład na to, że jeśli polski sequel funkcjonuje sprawnie w jakiejś niszy, to jest to komedia. [Tomasz Raczkowski, fragment zestawienia]

Advertisement

34. Listy do M. (2011) [ex aequo]

Choć jesteśmy niemal w przededniu czwartej części romkomowej serii i zastanawiamy się, jak bardzo można te postaci jeszcze nam obrzydzić, pierwsze Listy do M. na pewno były przełomową produkcją nie tylko wśród polskich komedii romantycznych, ale polskich komedii w ogóle. Okazało się, że można przeszczepić na rodzimy grunt sprawdzoną formułę (Listy do M. w naturalny sposób porównywano do To właśnie miłość) i choć zajęło to osiem lat, film Mitji Okorna oglądało się z niekłamaną przyjemnością – była lekkość, chemia między aktorami, a przede wszystkim sporo niewymuszonego humoru i solidna porcja gwiazdkowych wzruszeń. Szkoda, że kolejne części serii raczej dobijają dobre wspomnienia po pierwowzorze niż wnoszą coś dobrego. [Dawid Myśliwiec]

34. U Pana Boga za piecem (1998) [ex aequo]

Ten film to dla wielu tylko komedia emitowana w święta. Pewnie ma wady, ale ja ich dostrzec nie mogę. Bo ja ten film kocham. Do czegóż tu się przyczepić? Do gry aktorskiej? Nie. Aktorzy są w swych rolach świetni, „śledzikują” jakby się w Królowym Moście urodzili (nawet młody Wieczorkowski). Klimat? Miodny, i to bardzo. Humor? Gdzie tam, jest pierwszorzędny. Dialogi? Większość z nich będę pamiętał do końca swych dni. Muzyka? Nie, to bardzo klimatyczny soundtrack. Zdjęcia? „Peerelowska” kamera świetnie oddaje urok zagubionej wśród pól podlaskiej wioski. A może scenariusz? Nie, w nim nie zmieniłbym ani jednej sceny, nie wyrzuciłbym żadnego słowa.

Advertisement

Dostajemy polsko-ruskie „love story”, intrygę kryminalną utrzymaną w spokojnym tempie, barwne postaci i relaksujący klimat, w którym aż chce się zanurzyć. Polecam z czystym sumieniem. [Michał Frącz, fragment artykułu o serii]

33. Ciało (2003)

Pastisz kina gangsterskiego i czarna komedia w jednym, choć poziomów i interpretacji jest tak wiele, jak wielu jest widzów – co jest dość zaskakujące, biorąc pod uwagę udział w tym przedsięwzięciu Andrzeja Saramonowicza. Absurd goni absurd, akcja mknie, niczym rączy koń, zaś wszyscy bohaterowie przyjmują wszelkie przeszkody, na jakie napotykają, z kamienną wręcz twarzą. Bardziej poważnych scen z totalnie abstrakcyjnymi dialogami dawno nie uświadczyłam w kinie. Ale trzeba pamiętać, że to żadna „zabawa komedią”. To, co okazuje się być śmieszne dla widza, absolutnie nie jest takie dla bohaterów.

Advertisement

To ewidentnie postacie tragiczne wpisane w konwencję, która bawi, uczy i pokazuje najbardziej polskich bohaterów, z jakimi nasze rodzime kino dawno się nie spotkało. Jak powiedział sam Andrzej Wajda: „Film jest śmieszny i inteligentny (…) Znakomite sytuacje i wyraziste dialogi”. [Gracja Grzegorczyk]

32. Pułkownik Kwiatkowski (1995)

Ponoć film oparty na prawdziwych wydarzeniach. Na pewno stanowi jedną z najlepszych komedii powstałych tuż po przemianie ustrojowej, nawet jeśli mocno zakorzenionej w przeszłości. Swego czasu nie został najlepiej odebrany, a i dziś wydaje się być odrobinę zapomniany w porównaniu do innych klasyków rodzimej komedii. Co nie zmienia faktu, że dzieło Kazimierza Kutza w niczym im nie ustępuje. Humor, rozmach, atmosfera, muzyka czy w końcu doborowa obsada – wszystko tu po prostu działa. A przy okazji starzeje się niczym najlepsze wino, gdyż z roku na rok …Kwiatkowski zdaje się awansować w komediowych stopniach i dziś może wręcz aspirować do miana generała dobrej, mądrej rozrywki. [Jacek Lubiński]

Advertisement

31. Pieniądze to nie wszystko (2001)

Pieniądze to nie wszystko Juliusza Machulskiego to bezsprzecznie jedna z najlepszych polskich komedii. Twórcy nie tylko spisują się na medal w warstwie czysto humorystycznej i dostarczają opartą na pomysłowej narracji, wciągającą intrygę, ale też zaskakująco dojrzale portretują ofiary polskiej transformacji ustrojowej i rozliczają z dzikim kapitalizmem lat 90. Świetny Marek Kondrat w centrum filmu, wsparty plejadą polskich aktorów, którzy zasługują na nie mniejsze uznanie. [Filip Pęziński]

30. Kochaj albo rzuć (1977)

Finał trylogii o Pawlakach i Kargulach to podróż za ocean, do USA, dzięki czemu wychodzimy trochę poza schemat bezustannych walk pomiędzy sąsiadami i ścieramy polską, zaściankową mentalność wiejską z zachodnim, wielkomiejskim dobrobytem i kosmopolityzmem. Skutkuje to kilkoma kiksami, bo film względem poprzedników wydaje się przydługi i jakby pozbawiony sielskiego klimatu, wręcz „spięty”. Sprawdza się jednak to tarcie z nową „ziemią obiecaną”, sporo żartów stanowi prawdziwe perełki, a aktorzy ponownie nie zawodzą. I jakkolwiek część ta uważana jest ogółem za najsłabszą w cyklu, to stanowi godne jego zwieńczenie. W dodatku takie ładne, amerykańskie. [Jacek Lubiński]

Advertisement

29. Vabank II, czyli riposta (1984)

Sequel komedii kryminalnej o królu kasiarzy Henryku Kwincie, jest przykładem klasycznej i fachowej roboty na polu kontynuacji. Wykorzystuje on popularność i świeże wrażenie po części pierwszej, w ciekawy sposób dopisuje historie bohaterów po wielkim finale „jedynki” i co najważniejsze – proponuje pomysłową i oryginalną fabułę, nawiązującą do pierwowzoru, ale niekopiującą go. Szkoda jedynie, że wbrew wplecionej w zakończenie filmu zapowiedzi Machulski nie zdecydował się na dokręcenie części trzeciej, tworzącej unikatowy w polskim kinie tryptyk sensacyjnej komedii retro. [Tomasz Raczkowski, fragment zestawienia]

28. Testosteron (2007)

Motorem napędowym Testosteronu jest przesympatyczna, świetna obsada – aktorzy mają doskonałą chemię i znakomicie odnajdują się w swoich rolach. To film oparty na dialogach, które być może nie zawsze trafiają (choć i tak celniej, niż zbędne CGI w niektórych scenach), ale każdorazowo są pierwszorzędnie zagrane i nieraz wywołują śmiech tylko dzięki temu, jak zostają wypowiedziane przez aktorów. Faworytami są tu chyba Krzysztof Stelmaszyk i Borys Szyc. [Łukasz Budnik]

Advertisement

27. Vinci (2004)

Czy można w Polsce nakręcić solidny film gatunkowy z pogranicza komedii kryminalnej i świetnego heist movie inspirowanego amerykańskim kinem sensacyjnym, nie wpadając przy tym w pułapkę nieudolnej podróbki? Można – gdyby to było niemożliwe, w 2004 roku Juliusz Machulski nie stworzyłby Vinci. Reżyser, bez wahania czerpiąc z dokonań swoich bardziej znanych i utytułowanych kolegów po fachu z Zachodu, zrealizował film oparty na schemacie skoku i poradził sobie z tym doskonale. Dzieło twórcy Seksmisji ma wciągającą, wielowątkową intrygę ze znakomicie wyważonym tempem, perfekcyjnie łączy humorystyczną lekkość z adrenaliną, a dobrze napisane postaci, w które bez trudu weszli choćby Robert Więckiewicz, Borys Szyc czy Marcin Dorociński, przesądzają o tym, że Vinci to jeden z najciekawszych filmów w dorobku Machulskiego.  [Dawid Konieczka]

26. Piłkarski poker (1988)

Aż trudno uwierzyć, że film Janusza Zaorskiego powstawał jeszcze w trakcie trwania poprzedniego systemu politycznego. Piłkarski poker, mimo ponad trzydziestu lat na karku, nadal jawi się jako uniwersalna opowieść o świecie, w którym wartości ustępują kombinatorstwu, cwaniactwu i egoizmowi. Choć puentą produkcji jest obraz trzech kumpli z boiska kopiących puszkę na opustoszałym stadionie, to ważniejsze są wcześniejsze sceny, ukazujące nie tylko polski sport, ale także całą rzeczywistość jako miejsce przeżarte korupcją. Piłkarski poker jest komedią z niezapomnianymi cytatami i wspaniałymi rolami Gajosa i Opanii, lecz po głębszym zastanowieniu okazuje się, że film nie jest tylko o środowisku piłkarskim, a jego siła nie skończyła się wraz z upadką komuny.

Advertisement

Polityczne machlojki, albo niedawne historie z kupczącym meczami „Fryzjerem” udowadniają, że tamta Polska nadal istnieje w 2020 roku, tyle że mamy ładniejsze stadiony. Nawet Dariusz Szpakowski ze swoim perlistym głosem przetrwał do dzisiaj. [Marcin Kempisty]

25. Rozmowy kontrolowane (1991)

Najbardziej Barejowy z filmów nie nakręconych przez Bareję, zresztą sequel Misia. Być może nie tak udany, ale z pewnością zachowujący poziom absurdu. Klasycznych momentów i pamiętnych cytatów tutaj zresztą nie brak, a całość od oryginału odróżnia w sumie tylko fakt, iż tutaj mamy do czynienia z konkretniejszą fabułą i „jakąś” intrygą. Jest to zatem mniej skondensowany względem humoru, ale bardziej dosłowny atak na władzę – tutaj też jakby bardziej obecną, zawsze wyczuwalną gdzieś tam w kadrze. Poza nią jest oczywiście cała galeria dziwacznych postaci, no i on – Ochódzki Ryszard, czyli jedyna słuszna twarz ludu. Jarząbek lajkuje. [Jacek Lubiński]

Advertisement

24. Kariera Nikosia Dyzmy (2002)

Z kultową powieścią Tadeusza Dołęgi-Mostowicza mierzono się w Polsce trzykrotnie. Za pierwszym razem „Karierę Nikodema Dyzmy” przeniesiono na ekran w 1956 roku, później, w formie serialu, w 1989 roku, a na koniec w 2002 roku. Każda z tych adaptacji jest swoistym znakiem czasu. Ostatnia, wyreżyserowana przez Jacka Bromskiego stara się uchwycić okres postsocjalistyczny, w którym Polacy zachłystują się możliwościami kapitalizmu. Osobiście uważam Karierę Nikosia Dyzmy za najgorszą z trzech ekranizacji, choć nie jest ona całkowicie pozbawiona zalet – największą z nich jest na pewno Cezary Pazura, który znajdował się wówczas u szczytu swoich komediowych zdolności. [Jan Brzozowski]

23. Nie ma róży bez ognia (1974)

Dowód na to, że Jacek Fedorowicz był kiedyś śmieszny. Choć u Barei wszyscy byli, nawet jeśli czasem był to śmiech przez łzy. Mieszkaniowe perypetie dwójki młodych ludzi są w sumie taką tragiczną walką z systemem i zarazem z przeznaczeniem, jakie personifikuje tu znakomity Jerzy „Jogi Babu” Dobrowolski, którego nasza para nie może się pozbyć ze swego życia, mimo często dramatycznych prób (dosłownie) wysokich lotów. Tradycyjnie zresztą, jak na tego reżysera przystało, galeria postaci jest tu niezwykle barwna, a humor najczęściej mocno życiowy. Acz, w tym konkretnym przypadku, wychodzący nieco poza PRL-owskie realia, bo daną historię z powodzeniem można by było przenieść na dzisiejszy grunt w stosunku niemal 1:1. Co tylko potwierdza jakość całej fabuły – jakby żywcem wyjętej z Alternatyw 4. [Jacek Lubiński]

Advertisement

22. Hydrozagadka (1970)

Kto stoi na straży prawdziwej polskości i wschodniego stylu życia? Niezawodny AS. Bohater nie gorszy, aniżeli niejeden superheros Marvela czy DC. Niczym Kapitan Ameryka jest przeciw narkotykom, alkoholowi i przemocy, zaś jego tożsamość został ukryta równie dobrze, co samego Supermana. Pierwszy seans tego kultowego już dzieła sprawił, że mocno zastanawiałam się, czy może jest to zrobione na poważnie czy też taka została przyjęta konwencja? Dla mnie to będzie jednak zawsze jedna z najlepszych kampowych polskich komedii. Mamy więc geniusza zbrodni, tajemniczego maharadżę, krokodyla Hermana – świeć Panie nad jego duszą – i zagadkę na miarę polskiego superbohatera. Absurd goni absurd, kiczowatość wylewa się z ekranu, zaś bohaterowie ni stąd ni zowąd cytują Hamleta. [Gracja Grzegorczyk]

21. Nie ma mocnych (1974)

Gdy przed Chęcińskim stanęła propozycja nakręcenia drugiej części Samych swoich, początkowo był wobec niej sceptyczny, ale w końcu się zdecydował. Nie ma mocnych opowiada o czasach, gdy urodzona w pierwszej części wnuczka Kargula i Pawlaka, Ania, jest już dorosła i ma wyjść za mąż. To ona wraz z mężem mają odziedziczyć ziemię Pawlaka, wbrew swoim rodzicom. Wydanie jej za Zenka staje się wspólnym celem Pawlaka i Kargula. Duet ten wspaniale się dopełnia i trudno jest wybrać, który z nich budzi większą sympatię. Nie ma Pawlaka bez Kargula i na odwrót.

Advertisement

Sądzę, że gdyby jeden z nich został zastąpiony innym aktorem, film nie byłby już taki sam. Ale trzeba zaznaczyć, że Kowalski przysporzył Chęcińskiemu pewnych problemów. Stało się bowiem jasne, że zestawienie jego dialogów z dialogami pozostałych aktorów, którzy nie władali tak dobrze gwarą z Kresów Wschodnich wypada bardzo kiepsko. Dlatego w Samych swoich nie usłyszymy głosu Władysława Hańczy, a Bolesława Płotnickiego. Jednak gdy zaczęto prace nad drugą częścią trylogii, aktor grający Kargula uzależnił swój udział w przedsięwzięciu od tego, że tym razem nikt nie będzie go zastępował. W 2012 roku pierwsza część znalazła się na szczycie rankingu najliczniej oglądanych filmów telewizyjnych. Nie ma mocnych znalazło się w tym rankingu na siódmym miejscu. [Anna Niziurska, fragment recenzji]

20. Wesele (2004)

Nie nazwałbym Wesela komedią czysto gatunkowo, choć oczywiście w kinowym debiucie Smarzowskiego, opowiadającym o postępującej katastrofie w postaci tytułowej imprezy, nie brakuje gagów i zabawnych, nawet groteskowych sytuacji. W gruncie rzeczy zawsze odbierałem jednak Wesele jako gorzką historią o tym, jak zgubny może być pieniądz i jak prędko człowiek może zniszczyć sobie życie. Śmiech szybko zostaje zastąpiony refleksją. Świetny scenariusz wspomagany jest tutaj znakomitym aktorstwem, z wybitnym Marianem Dziędzielem na czele. [Łukasz Budnik]

Advertisement

19. Kogel-mogel (1988)

Ta historia to symbol lat osiemdziesiątych oraz okresu transformacji. Trudno o lepszy obraz tych czasów na ekranie. Scenariusz dawał aktorom duże możliwości i wszyscy je wykorzystali. Obsada spisuje się świetnie i choć oczywiście Kasprzyk kradnie każdą scenę, w której się pojawia, poziom jest bardzo wyrównany. Wszyscy główni aktorzy mają choćby jedną scenę, w której ich talent błyszczy. Moim zdaniem to jedna z lepiej zagranych polskich komedii. To nie tylko przekonujące role, ale też znakomity timing, wspomagany przez naprawdę inteligentny montaż. W tej produkcji udało się coś, z czym wielu polskich filmowców ma problem do dzisiaj. [Karol Barzowski, fragment recenzji]

18. Brunet wieczorową porą (1976)

Biedny Michał Roman – miał odpocząć od urlopującej się rodziny, a tymczasem czeka go weekend pełen grozy, kiedy cyganka przepowiada mu śmierć bruneta wieczorową porą. Czar komedii Barei bierze się tym razem nie tylko z obserwacji PRL-owskiej rzeczywistości opartej na licznych nonsensach, ale też z zabawy kryminalną konwencją, gdzie bogu ducha winnemu bohaterowi zostaje wywróżone, że kogoś zabije. Jak uciec przed przeznaczeniem, zwłaszcza w kraju, w którym wszystko wydaje się być na opak? Każda scena jest tu perełką absurdu, choć ten najbardziej uderza właśnie podczas prób nadania sensu intrydze, pozornie opartej na przypadku. Nawet finałowe wyjaśnienie, że czerwony kapelusz zawsze oznacza winnego, buduje kolejny poziom surrealnej wizji porządku opartego na wziętych z powietrza zasadach. [Krzysztof Walecki]

Advertisement

17. Poszukiwany, poszukiwana (1972)

Bareja, proszę państwa, w pełnej krasie. Stanisław Maria Rochowicz, pracownik muzeum, do tej pory cieszący się nieposzlakowaną, zostaje oskarżony o kradzież obrazu. Cóż może być bardziej naturalnego od przebrania się za kobietę i życia jako pomoc domowa Marysia…? Od podjęcia tej desperackiej decyzji do „Marysia zostanie moją żoną!” już bardzo niedaleko. Wojciech Pokora w obcisłej spódniczce i tandetnej peruce zawstydza swoim kunsztem samego Jacka Lemona, absurdalne sytuacje gonią jedna za drugą, scenariusz pełen jest powiedzonek aktualnych także i dziś. W końcu zawartość cukru w cukrze badana jest od lat tak samo wnikliwie, a mężów, którzy z zawodu są dyrektorami, znamy chyba wszyscy… [Agnieszka Stasiowska]

16. Co mi zrobisz jak mnie złapiesz (1978)

Drugi film z wielkiej trylogii Barei i Tyma. Obaj panowie (już pogodzeni) zaserwowali widzom podróż w jeszcze głębsze pokłady niekończącego się absurdu Polski Ludowej, epoki późnego Gierka. W zasadzie główna oś fabuły, jakkolwiek sprawnie napisana, łącząca wiele wątków i pewnie zmierzająca ku zaskakującemu finałowi, spada na drugi plan, dając pole wątkom pobocznym, pełnym soczystych epizodów, genialnych mikroscenek i wyjątkowo zjadliwego humoru. Bareja i Tym poszli na całość. Z powodu konsekwentnego mieszania głównego wątku z komediowymi epizodami, można początkowo odnieść wrażenie chaotyczności, gdy zmagania Krzakoskiego, Dudały i Ferde nagle na kilka minut zostają przerwane zupełnie inną sekwencją, która dopiero pod koniec okazuje się mieć jakikolwiek element wspólny z fabułą filmu.

Advertisement

Dziś wysoko ceni się ten film właśnie dzięki owym scenkom komediowym, wplecionym w główną linię fabularną. Jakość i dowcip, których próżno szukać we współczesnych polskich komediach. [Adrian Szczypiński, fragment artykułu]

15. Rejs (1970)

Nie ma w polskim kinie komedii, która miałaby tak dużą ilość kultowych wręcz dialogów. Do tego dochodzi plejada polskich legend kina ze Stanisławem Tymem oraz Janem Himilsbachem na czele. Jednak pod tą warstwą zabawnych dialogów, scenek rodzajowych i bohaterów, z których każdy jest lepszy od drugiego, mamy dość zjadliwą krytykę, owiniętą w papierek wykonany z absurdalnego humoru. To obraz Polski, jakiej większość z nas nie pamięta, a której metaforycznej dziwactwa śmieszną nas bardziej, niż przerażają. Miejsce wśród kultowych polskich komedii absolutnie zasłużone. [Gracja Grzegorczyk]

Advertisement

14. Nie lubię poniedziałku (1971)

Iście bezbłędna komedia, w której wszystko gra i cyka. Film, przy którym raczej nie zrywamy boków ze śmiechu, za to cały czas siedzimy z bananem na twarzy, czując się po prostu dobrze i swojsko. Bo oprócz sympatycznie skleconej z pociesznych epizodów fabuły, jest to piękna pocztówka dawnej Warszawy, której już nie ma i która już nie wróci. Łazuka pamięta, choć nawet jego już na torach nie spotkamy – no chyba, że zamkniemy oczy… Albo sami wcielimy się w jego rolę wracając nad ranem do domu. Wtedy jednakże może nam być mniej do śmiechu niż na nieśmiertelnym klasyku Tadeusza Chmielewskiego. [Jacek Lubiński]

13. C.K. Dezerterzy (1986)

Bezbłędne kino Janusza Majewskiego. Iście światowe w dodatku, bo przecież historia, lokacje i aktorzy międzynarodowi. A i pod względem technicznym jest to absolutna czołówka rodzimego filmu. Obsada jest doborowa, a niektórzy zaliczają tu swoje najlepsze występy w karierze – głównie dzięki chemii absolutnej jaką da się między nimi wyczuć. Dzięki temu każda kwestia czy najdrobniejszy żart trafiają idealnie w punkt i próżno tu szukać choćby jednej błędnej nuty, jednego potknięcia lub chybionego pomysłu. Jakby zgodnie z tradycją najlepszych polskich komedii nie jest to stuprocentowa zgrywa, bo znajdziemy tu też nieco dramatu, a nawet tragizmu wynikającego choćby i z samego kontekstu historycznego.

Advertisement

Niemniej wydźwięk filmu jest wielce optymistyczny, a humor to po prostu cymes – nieśmiertelny i nie do podrobienia (co udowodnił słaby sequel po latach, od tej samej ekipy zresztą). Zasłużona Złota Kaczka dla najlepszego filmu 1986 roku od czytelników magazynu „Film”. I serduszko od czytelników Filmorgu w 2020. [Jacek Lubiński]

12. Poranek kojota (2001)

Po sukcesie Chłopaków nie płaczą reżyser Olaf Lubaszenko, scenarzysta Mikołaj Korzyński i aktor Maciej Stuhr po raz kolejny połączyli siły i w ciągu roku zrealizowali kolejną kryminalną komedię – Poranek kojota. Ponownie młodzi, kochający, niewinni i prawdziwi bohaterowie zostali wmieszani w świat brudnych interesów. Wydaje się, że Korzyński i Lubaszenko wyraźnie sugerowali zmianę pokoleniową, jaka zachodziła w społeczeństwie, krytykując jednocześnie kapitalistyczne zapędy niektórych biznesmenów starego pokolenia – dokładnie tak, jak w Chłopakach, tak i w Poranku zwycięstwo odnoszą ci, którzy wierzą w siłę miłości i pozwalają jej kwitnąć.

Advertisement

Film Lubaszenki jest produktem wielorazowego użytku, który ze swoich wad: namiętnej odtwórczości amerykańskich schematów, drewnianego aktorstwa Michała Milowicza, niesmacznego humoru i widocznej rychłości realizacji – czyni swoje największe atuty, mówiąc niemal wprost: „a weźcie wy wszyscy wrzućcie na luz!” [Szymon Skowroński] 

11. Kingsajz (1987)

Kolejny polski, ale jakże amerykański film na liście. Z jednej strony PRL, a z drugiej już zachodni styl życia, anglicyzmy i w ogóle krasnoludki. Już sam ten fakt się nie dodaje w zwojach mózgowych współczesnego internauty. A tymczasem te wszystkie mydła, rolki papieru, czajniki, muchy i banknoty prawdziwe, nie na kompie, naprawdę zrobione. A humor zaiście celny, szczery i tradycyjnie podszyty szyderą z władzy – niby tamtej, komunistycznej, ale spokojnie do przełożenia i na obecną. A do tego ten bonus w postaci spacerku po nagiej Kasi Figurze. Gdzie jest teraz takie kino w Polsce, ja się pytam? [Jacek Lubiński]

Advertisement

10. Kiler-ów 2-óch (1999)

Nikt nie spodziewał się, że kontynuacja hitu z roku 1997 będzie równie udana. Kiler po wydarzeniach z pierwszego filmu został najbardziej szanowanym obywatelem III RP. Jednak Lipski oraz Siara obmyślają plan zemsty. W tym celu zatrudniają płatnego zabójcę Szakala oraz sobowtóra Kilera, czyli Jose Arcadio Moralesa. Tym razem twórcy oferują widzom komediową jazdę bez trzymanki. Całość znów opiera się na nawiązaniach, puszczaniu oczka do widza, gdzie każda kolejna scena to jeden niekończący się gag z kultowymi już tekstami. Po raz kolejny mamy barwne postacie, historię, która idealnie wpasuje się w ramy kontynuacji. Po tym filmie widać, iż jego twórcy bawili się równie dobrze jak widzowie. [Gracja Grzegorczyk]

9. Vabank (1981)

Jeden z nielicznych „niepolskich” filmów zrobionych w Polsce. Właściwie tylko język aktorów zdradza jego pochodzenie, bo reszta w niczym nie ustępuje amerykańskim klasykom kryminału, do których tak beztrosko i z przymrużeniem oka, a jednocześnie z odpowiednim szacunkiem oraz powagą podchodzi Machulski w swym imponującym debiucie. To pod tym względem zresztą jego najlepszy film, gdyż z jednej strony bliski jest Polakom, a z drugiej pozbawiony jest tych wszystkich przytyków i odniesień do realiów oraz sytuacji nam jedynie zrozumiałych – to produkcja totalnie wyzbyta martyrologii. No a poza tym to bardzo dobry film wielokrotnego użytku, podparty równie udanym sequelem. I (s)tyle. [Jacek Lubiński]

Advertisement

8. Nic śmiesznego (1995)

No i co tak patrzycie? Okrętu się tu spodziewaliście? Wysoka pozycja tej drugiej w kolejności (bo jakże by inaczej?) najpopularniejszej inkarnacji Adasia Miauczyńskiego potwierdza jedynie naszą lubość w obśmiewaniu życiowych niepowodzeń – głównie sąsiadów. Ale czy na pewno tylko ich? Jak by nie patrzeć jest to wzorowy portret współczesnego Polaka, któremu nic nie idzie nie dlatego, że nie umie albo się nie stara, ale jakby z przydziału. Nawet śmierć mu nie wychodzi. Bo tak. Mimo 25 lat na karku zupełnie się to dzieło nie zestarzało, choć pewnie przydałby mu się społeczno-techniczny update. W końcu jeśli wtedy Adasiowi było ciężko, to aż szkoda gadać, co by było dzisiaj. Na pewno jednak byłoby śmiesznie w tym całym łez padole. Bo tak. [Jacek Lubiński]

7. Sami swoi (1967)

Za co można kochać trylogię Chęcińskiego? Nie tylko za kreacje Kargula i Pawlaka – wszystkie postaci są tutaj dopracowane w każdym szczególe. Leonia mówiąca: „Niemca zwąchał, to zaraz krzyczy! W dziadka się wdał!”, Witia uciekający z Jadźką, młynarz Kokeszko, postępowy Zenek, Pawlakowa i Kargulowa, Jaśko „John”, Sołtys – nie ma tutaj bohatera, który byłby nijaki, bezbarwny. Do tego dialogi, które śmieszą nawet po półwieczu, wypowiedziane gwarą i z charakterystycznym zaśpiewem. A to wszystko osadzone w realiach dawnej wsi, z jej tradycjami, sposobem postrzegania świata i wyznaczania priorytetów. To właśnie sprawia, że trylogia Chęcińskiego się nie zestarzała i szybko się nie zestarzeje. [Anna Niziurska, fragment recenzji]

Advertisement

6. Dzień świra (2002)

Mówi się czasami, że komedię i dramat dzieli cienka ściana. Jeśli tak rzeczywiście jest, to ścianą tą nazwać można Dzień świra Marka Koterskiego. Ten portret polskiego, zubożałego inteligenta po przejściach potrafi bowiem rozbawić do łez, ale śmiech ten nigdy nie przeradza się w głuchy rechot, bo za każdą komiczną sytuacją, ciętą wymianą zdań czy dosadnym one-linerem stoi ból dnia codziennego. Kapitalny Marek Kondrat w roli głównej, świetny scenariusz Marka Koterskiego. Pozycja niewątpliwie kultowa i jeden z najważniejszych filmów post-komunistycznej Polski. [Filip Pęziński]

5. Jak rozpętałem drugą wojnę światową (1969)

Zdecydowanie jedna z najlepszych polskich komedii. A nawet, biorąc pod uwagę jej osobliwy podział, trzy świetne komedie w jednym! Doskonała rola Mariana Kociniaka, który swojską, typowo cwaniakowatą rolą zjada na śniadanie nie tylko pyzy, choć i poza nim film ten aż błyszczy od doskonałych kreacji wielkich polskiego kina. Świetny humor, cięte dialogi, które już dawno weszły do mowy potocznej i ani jednej, błędnej nuty w tym niespełna czterogodzinnym fresku – przewijającym się przez całą, ogarniętą wojną Europę, niczym Lawrence przez pustynię – sprawia, że jest to rzecz nie do zapomnienia.

Advertisement

W przeciwieństwie do kilku innych, pojawiających się nieprzerwanie w telewizyjnych ramówkach kultowych komedii Rzeczypospolitej Ludowej, ta jedna nie potrafi się znudzić. Być może dlatego, że prawi o czymś tak prozaicznym, jak powrót do domu – a tam zawsze najlepiej… [Jacek Lubiński]

4. Chłopaki nie płaczą (2000)

Amerykanie mają Znikający punkt – my mamy Chłopaki nie płaczą! Choć komedia Olafa Lubaszenki – który swoją interesującą karierę aktorską rozbudował o portfolio reżyserskie – bezpośrednio czerpie bardziej z takich produkcji jak Pulp Fiction czy Prawdziwy romans, to jej przekaz, będący emanacją wolności w czystej postaci, pasuje bardziej do kontrrewolucyjnego, hipisowskiego klimatu lat siedemdziesiątych. Dlaczego? Otóż Chłopaki są produktem lat dziewięćdziesiątych: rewolucji ustrojowej i gospodarczej w kraju, zmiany mentalności i przyzwyczajeń Polaków, wynikiem zachłyśnięcia się kapitalizmem i “amerykańskością”.

Advertisement

Scenariusz Mikołaja Korzyńskiego, zbudowany na wielowątkowej intrydze i zaprogramowanych na cytowanie dialogach, zestawiał grupę młodych, pełnych pasji chłopaków ze światem gangsterskich porachunków. Z konfrontacji cało wychodzili tylko ci, którzy nad pieniądzę przekładali przyjaźń, miłość i wolność. I choć Kowalski w finale Znikającego punktu postanowił w imię niezależności poświęcić życie, a nasi chłopacy po prostu dojechali nad morze, to finały obu filmów są w gruncie rzeczy podobne: bohaterowie nie zastali tego, czego się spodziewali – ale też było zajebiście. [Szymon Skowroński]

3. Kiler (1997)

Koniec lat 90 to nie tylko Konstytucja RP, powódź tysiąclecia czy pielgrzymka papieża Polaka. Na ekrany weszła, chyba najbardziej rozpoznawalna komedia w dziejach polskiej kinematografii, a mianowicie Kiler, a wraz z nią tytułowa piosenka wykonywana przez zespół Elektryczne Gitary. To kultowe teksty, kultowe postacie, na czele z Siarą oraz absurdalność i komizm wykorzystane w 100 proc. A pomysł jest niezwykle prosty: taksówka Jurek Kiler zostaje wzięty za słynnego zabójcę na zlecenie, mimo iż cały czas powtarza, że zaszła pomyłka. Jego zaś śladem rusza Komisarz Ryba.

Advertisement

Twórcy nie tylko nabijają się ze światowego kina gangsterskiego i takich produkcji jak Podejrzany, ale również czerpią pełnymi garściami z naszego podwórka. Kiler to nasz przedstawiciel na przestępczej arenie międzynarodowej, zaś boss warszawskiej mafii biega w dresach w takt muzyki Kuby Sienkiewicza. [Gracja Grzegorczyk]

2. Seksmisja (1983)

Trudno pisze się o filmach, które wszyscy znają lepiej niż własną kieszeń. Seksmisja ma to do siebie, że przyciąga wszystkich – nawet moja córka w wieku dwóch lat wpatrywała się w ekran jak zaczarowana, gdy na telewizyjnym ekranie zamigotały sceny z filmu Juliusza Machulskiego. Reżyser ten miał zresztą patent na przemycanie komentarzy społecznych w umownej formule – najpierw w Seksmisji dawał prztyczka totalitarnemu reżimowi w konwecji science fiction, a potem w Kingsajzie w tym samym celu mieszał SF z czymś w rodzaju fantasy. Seksmisja to jednak dzieło o kilka kategorii bardziej nośne, a to w dużej mierze za sprawą brawurowych ról Jerzego Stuhra i Olgierda Łukaszewicza, którzy wcielili się w ostatnich mężczyzn w świecie opanowanym przez kobiety.

Advertisement

Dziś wszyscy już wiemy, że tak naprawdę przedstawiony w Seksmisji świat jest nieco bardziej złożony, ale wtedy, w 1983 roku, ten koncept musiał na widzach kinowych robić piorunujące wrażenie! [Dawid Myśliwiec]

1. Miś (1980)

Ostatni film Barei okazał się paradoksalnie tym najbardziej kultowym, wielbionym, cytowanym, pamiętanym i jeszcze kilka fajnych określeń. Tylko o czym właściwie jest ten Miś? Otóż to! Nikt nie wie o czym, więc nie musicie się obawiać, że ktoś zapyta. A co właściwie robi ten Miś? Proste – on odpowiada żywotnym potrzebom naszego społeczeństwa, także współczesnego! To jest wciąż Miś na skalę naszych możliwości. I wiecie, co my robimy tym Misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom: patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas zrobione i doświadczone – i to nie jest nasze ostatnie słowo! I nikt nie ma prawa się przyczepić.

Advertisement

Bo to jest Miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji, polską rzeczywistość, mentalność i tradycję… O czym świadczy bolesny fakt, iż replika misia z Misia, która stała pośrodku stawu na warszawskim Bemowie (czyli tam, gdzie w przyszłości będzie przedszkole, do którego tym stawem będzie przechodził wasz synek mały, którego jeszcze nie macie, więc nie mówcie, że siedzi z tyłu!) spłonęła – bynajmniej nie ze wstydu. [Jacek Lubiński]

Advertisement

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

Kliknij, żeby skomentować

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *