Najjaśniejszym punktem i źródłem największej przyjemności z seansu Legend jest Tom Hardy w podwójnej roli. Para bliźniaków Kray, Reggie i Ron, uosabia to, co w emploi Anglika najlepsze. Reginald Hardy’ego łączy w sobie urok podobny do tego, którym dysponował młody Marlon Brando, z bezwzględnością twardego gangstera. Anglik w tej roli jest szarmancki i szykowny, by płynnie przechodzić w pewnego siebie przestępcę o żelaznym spojrzeniu, który w każdej chwili może zabić. Ron to natomiast ucieleśnienie nieokrzesania i bezkompromisowości, w których aktor tak doskonale się odnajduje. Na podwójną rolę Hardy’ego w Legend składa się całe spektrum różnorodnych emocji, gestów i sposobów zachowania. [Dawid Konieczka]
Choć ostatecznie Bane został brzydko potraktowany w scenariuszu, to jest najjaśniejszym punktem zamknięcia trylogii Nolana (tak jak Joker brylował w Mrocznym Rycerzu). Hardy fantastycznie radzi sobie z przeszkodą w postaci maski, która ogranicza środki jego ekspresji jedynie do oczu. Podobny wyczyn powtórzył zresztą później w Dunkierce. Aktor imponująco prezentuje się też na ekranie czysto pod kątem fizyczny – swą posturą wzbudza pożądany respekt i rzeczywiście czuć, że stanowi dla Batmana ogromne zagrożenie. Dlatego też scena walki obu panów w kanałach jest jedną z najlepszych w całym filmie. [Łukasz Budnik]