Choć wydawać by się mogło, że w dobie trigger warnignów i poprawności czarna komedia to gatunek wymarły, ostatnio zdaje się przeżywać wręcz renesans. Kolejnym nowym jego przedstawicielem jest Że co? Że jak?!, zbudowany na starym dobrym silniku nie do końca ogarniających rzeczywistość Starego Kontynentu Amerykanów na europejskich wakacjach. I choć trochę szkoda, że dystrybutorzy postanowili zepsuć co najmniej połowę frajdy z seansu, dosłownie streszczając fabułę w zwiastunie (nie przesadzam), to film Davida Josepha Craiga i Briana Crano i tak daje radę bronić z powodzeniem czarnokomediowych pozycji.
W Że co? Że jak?! towarzyszymy Dominikowi i Cole’owi, sympatycznej – choć nieco stereotypowej – gejowskiej parze podczas romantycznego wypadu do Włoch. Dziesiąta rocznica, którą świętują na Półwyspie Apenińskim, to nie jedyna ważna okazja w ich życiu, jako że wszystko wskazuje na to, że w końcu uda im się upragniona adopcja. Rocznicowy wypad jest więc równocześnie okazją do wyczekiwania i mimowolnego przygotowania do życiowych zmian. Wszystko idzie gładko, trochę zabawnie i trochę uroczo, a przyjaciel rodziny Dominika organizuje im wyjątkową kolację w legendarnej domowej restauracji, jednorazowo otwartej przez wiekową właścicielkę na tę okazję specjalnie dla nich. Wypad do wiejskiego obejścia stanie się dla bohaterów rollercoasterem wrażeń i emocji – nie zawsze tych pożądanych.
Jak zdradzają na wejściu zwiastuny i jak wskazuje sama konwencja, wyjątkowa kolacja przybiera dość szybko niefortunny obrót. Spory w tym udział ma nieumiejętność skomunikowania się Dominika i Cole’a z otoczeniem. Ten pierwszy robi co prawda sumiennie Duolingo, ale jego zdolności nie wykraczają poza powitanie, a ten drugi wydaje się mieć lokalne zakotwiczenie raczej w poważaniu. Jako duet ucieleśniają stereotypowe podejście do międzynarodowych podróży Amerykanów, którzy do tego stopnia znaturalizowali domyślność anglofońskiej kultury, że nie bardzo dają sobie radę nawet z akcentami nakładanymi przez lokalsów na mowę Szekspira. To, w połączeniu z typowo „mieszczuchowym” sposobem bycia przyszłych tatusiów, z jednej strony napędza komizm sytuacyjny, a z drugiej spiralę niefortunnych zdarzeń.
Humor i stopniowe zagłębianie się w groteskę idą Craigowi i Crano sprawnie i z wyczuciem, dzięki czemu Że co? Że jak?! Dostarcza uczciwą dawkę gier słownych i czarnego slapsticku. Twórcom idzie dobrze gra stereotypowym wizerunkiem Włoch i Amerykańskich turystów, i choć nie odkrywają tym nomen omen Ameryki, zgrabnie wpisują się w gatunkowe ramy. Gorzej jest z konstrukcją dramatyczną. Że co? Że jak?! początkowo nuży przydługim i pozbawionym ciekawych punktów zaczepienia wstępem do właściwej akcji, a wątek adopcji jest raczej zbędny i nie wnosi nic do całościowej narracji. Jest w zasadzie pretekstem do umieszczenia w filmie Amandy Seyfried, a także wydaje się trybutem płaconym poprawnościowej tematyce. Widać, że twórcy mieli pomysł na czarną komedię pomyłek i trochę na siłę doszyli do niej dodatkowe wątki, robiące metraż.
Wcielający się w główne role Andrew Rannells (stereotypowo egzaltowany Cole) i Nick Kroll (bardziej nerwowy i naiwnie optymistyczny Dominic) są w swoich rolach idealni, popisując się komediowym timingiem i wyczuciem ról. Wkomponowani w pocztówkowe pejzaże słonecznych Włoch wzbudzają sympatię, współczucie, ale i pewną dawkę irytacji, dzięki czemu komedia nie staje się przesłodzona. Że co? Że jak?! nie jest wybitnie oryginalną rzeczą, ale też nie udaje, że nią jest. Craig i Crano oferują solidną rozrywkę na początek lata, ani mniej, ani więcej. Pokazują przy tym, że czarny humor nie musi wcale być chowany głęboko w szafach, a co więcej da się go pogodzić z otwartym społecznie podejściem.