ZA DUŻY NA BAJKI. Polacy umieją kręcić filmy familijne!
Film ma na koncie pierwszy rekord – zaliczył najlepszy weekend otwarcia dla polskiego filmu familijnego po 1989 roku. Zbiera również dobre recenzje i bywa nazywany „polskim Cudownym chłopakiem”. Moim zdaniem Za duży na bajki nie ma wiele wspólnego z tą amerykańską produkcją pod względem fabuły i poruszanej problematyki, a to porównanie to prosty chwyt marketingowy. Jest to jednak film, który ma szansę w równym stopniu zachwycić całe rodziny i przemówić do różnych grup wiekowych.
Za duży na bajki to adaptacja popularnej książki Agnieszki Dąbrowskiej (wcześniej Bloskiej) według scenariusza tej pisarki. Głównym bohaterem jest dziesięcioletni Waldek (Maciej Karaś). Chłopiec ma lekką nadwagę, nie przepada za sportem, za to jest fanem e-sportu i wiąże swoją przyszłość z gamingiem. Nie wie jednak, że jego mama (Karolina Gruszka), która samotnie go wychowuje, jest bardzo ciężko chora. Kiedy trafia do szpitala, Waldek dostaje się pod opiekę szalonej ciotki Mariolki (Dorota Kolak). Chłopak początkowo jest bardzo negatywnie nastawiony do opiekunki, która zmusza go do ruchu na świeżym powietrzu, uczy gotować i wykonywać obowiązki domowe, czego wcześniej zabraniała mu nadopiekuńcza matka. Stopniowo jednak przekona się, że samodzielność i poczucie sprawczości dają dużą satysfakcję; zacznie emocjonalnie dojrzewać. Spotka pierwszą miłość i nauczy się realizować swoje cele.
Polskie kino w stylu amerykańskich, pokrzepiających produkcji familijnych – tak można podsumować Za dużego na bajki, i nie jest to wcale obelga, ale komplement. To film starannie wykonany, mądry i dojrzały w komunikatach, jakie kieruje do młodych odbiorców, umiejętnie naśladujący najlepsze wzorce z zachodnich produkcji rodzinnych. To typ kina, z którego każdy widz wyniesie coś dla siebie i o którym dzieci będą chciały dyskutować z rodzicami po seansie, ponieważ porusza wiele bliskich im tematów.
Za duży na bajki odpowiednio dawkuje wzruszenia i humor. Sukces filmu Kristoffera Rusa tkwi przede wszystkim w wyjątkowo sympatycznych postaciach. Ciotka Mariolka wymiata, a małego Waldka nie sposób nie polubić. Świetnie napisani i zagrani bohaterowie są motorem napędowym filmu. Dawno nie widziałam w polskim kinie tak dobrze poprowadzonych dziecięcych aktorów: są naturalni, spontaniczni, nie brzmią jak ze szkółki aktorskiej albo jak kopia gwiazdek z Disney Channel. Odtwórca głównej roli, Maciej Karaś, ma lekką wadę wymowy, co tylko dodaje mu uroku i czyni tym bardziej wiarygodnym.
Lekki zgrzyt stanowią co poniektóre żarty: niektóre z nich są chybione, stereotypowe, w złym guście np. te pokazujące zainteresowanie Franka starszymi dziewczynami. Również nadwaga głównego bohatera w niektórych scenach filmu została wykorzystana w celu uzyskania komediowego efektu, co wydaje mi się niezbyt trafnym wyborem w przypadku produkcji kierowanej do dzieci. Z drugiej strony cieszy, że Za duży na bajki nie wpada w kliszę „opowieści o zakompleksionym grubasku”, bo Waldek nie czuje się gorszy z powodu swojego wyglądu, a zmiana stylu życia na zdrowszy nie idzie w parze z utratą wagi.
Wcześniej Czarny młyn, teraz Za duży na bajki – polskie kino dla młodego widza w końcu zaczyna stanowić ciekawą alternatywę dla popularnych, amerykańskich propozycji. Pozostaje trzymać kciuki, żeby ta tendencja się utrzymała. Warto nie zniechęcać się mało przekonującym zwiastunem i zabrać dzieciaki na ten film.