Recenzje
ŚWIĘCI Z BOSTONU. Obraz dwuznaczny moralnie
ŚWIĘCI Z BOSTONU to kontrowersyjna historia braci, którzy w imię Boga zabijają, rzucając widzów w moralne wątpliwości i pytania o sens.
Autorem tekstu jest Rafał Oświeciński.
Gdy oglądałem ten film, zdawało mi się nie raz i nie dwa, że patronat nad nim przejął sam Hitler. To „dzieło” zakrawa na okrzyknięcie go wręcz faszystowskim, choć zapewne dla fanów Świętych te słowa są za mocne. Dwuznaczność moralna Świętych z Bostonu nie daje mi spokoju nawet teraz, po kilku godzinach od seansu. Dwoję się i troję, aby znaleźć w tym filmie jakiś sens, ale nie potrafię. Nie może do mnie dotrzeć perfidność tego obrazu, bezsens, który głupotą nazwać nie można, gdyż to z pewnością zbyt łagodne słowo. Co najdziwniejsze (a może jednak nie), film ten zyskał sobie poklask licznej widowni zafascynowanej jego wątpliwą jakością.
Na czym polega dwuznaczność moralna owego obrazu? Otóż jest to historia dwóch braci, którzy postanawiają zwalczać Zło, mając na ustach modlitwę do Boga – nie o przebaczenie, a o siłę do dalszego wykonywania „dobrych uczynków. Bóg do nich przemówił w nocy, podczas sennej iluminacji. Z uśmiechem i modlitwą na ustach zabijają ludzi! Nie chodzi o to, że ofiary to szumowiny, ale najważniejszy wydaje się być sam akt zabójstwa w imię Boga! Żeby chociaż twórcy filmu naznaczyli bohaterów cierpieniem, gdyby choć dało się przez sekundę zauważyć niepewność na twarzach bohaterów, uczucia podobne do tego targającego Raskolnikowem, gdy zabijał lichwiarkę.
Nic z tych rzeczy. Oni są Święci, oni są wręcz uświęcani, usprawiedliwiani ze swoich zbrodni – i przez policję, i przez księdza, aż wreszcie przez samo społeczeństwo, które pochwala zbrodnię w imię Dobra. Bezrefleksyjność, jaka towarzyszy wygłaszanym opiniom kilkunastu ludzi na koniec filmu (wygłaszane w tv), budzi we mnie swoiste obrzydzenie, strach i myśl, że społeczeństwo jest wręcz tak głupie, że pochwala zbrodnię w imię zbrodni. Ta niebezpieczna i egoistyczna idea przeniknęła do filmu. Sami bohaterowie, irlandzcy bracia, nazywani są często Aniołami, których Bóg zesłał na Ziemię, aby rozprawili się ze Złem.
Tyle że Bóg nie powiedział im, czym jest Zło. Oni sami je definiują, ale jasnej definicji tu brak. Zabijają. Zabijają w imię Boga. Nic więcej, żadna analiza ich zachowań mi nie przychodzi do głowy, ponieważ twórcy NIC więcej nie mówią.
Ten film może być odczytany jako manifest na rzecz samodefiniowania, co jest Dobre, a co Złe, przy jednoczesnym stosowaniu relatywizmu moralnego. Oczywiście każdy na swój sposób określa własne zachowanie, ale wpisuje się to w określoną kulturę i wyznawane przez nią wartości.
Jednak twórcy filmu stosują z premedytacją zabieg burzący dotychczasowy wizerunek społecznych norm. Z moralnie dwuznacznych sytuacji tworzą niczym nie skrępowaną, hedonistyczną zabawę w zabijanie. Aby uatrakcyjnić krwawe widowisko, już nie wystarczy poetycko poprowadzić kamerę i puścić w tle muzykę operową. Do tych często spotykanych klisz i schematów dodano odprawianą efektownie modlitwę przed zabójstwem (trzymając pistolet przy skroni ofiary), całowanie krzyża (wyciągniętego tuż po masowej egzekucji), epatowanie widokiem rozrywanego kulami ciała (co kilka minut parę trupów).
Najlepsze i zarazem najgorsze w tym widowisku jest to, że chodzi tu wyłącznie o zabawę! Żadnych głębszych ideologii, choć sugerowane są one nazbyt często, acz nieudolnie, i gdyby je jakoś nazwać, to wyłącznie faszyzmem. Bracia określili kim są „ludzkie wszy” i poczęli je likwidować. Scenariusz nie pozwala na dokładniejsze przyjrzenie się braciom i policjantowi-gejowi, który pod wpływem „dobrych uczynków” Świętych postanawia wesprzeć ich w boskiej misji. Od początku do końca mamy tu kupę bezsensów.
Kino akcji potrzebuje nowatorskich rozwiązań, choć te twórcom kojarzą się nazbyt często z efekciarstwem, na które jednak złowią licznych widzów zachwalających „zajebistość” ich dzieła.
Dajmy zajebiste zdjęcia, zajebiste spluwy, zajebiste dialogi, zajebiste strzelaniny, zajebistą muzykę i… mamy film, który rzesze napalonych, mało wymagających, poza nieskrępowaną zabawą bez sensownej treści, nastolatków uzna za kino wyśmienite. Pokręcone czasy, pokręcone społeczeństwo, a najbardziej pokręceni twórcy tworzący dzieła podobne do studni bez wody, ale z dnem. Dnem dna.
Tekst z archiwum film.org.pl.
