RYBKA ZWANA WANDĄ skończyła 30 lat! Wspominamy kultową komedię
Komedia kryminalna to gatunek o długiej i bogatej tradycji, a wśród jego najlepszych reprezentantów w ścisłej czołówce znajduje się pewien popularny film z 1988 roku, wyreżyserowany przez Johna Cleese’a i Charlesa Crichtona – Rybka zwana Wandą. Tego kultowego dla wielu dzieła nie trzeba w zasadzie przedstawiać. Potraktujcie zatem niniejszą skromną recenzję jako wyraz mojej miłości do Wandy i prezent dla fanów filmu. Oraz zachętę do zapoznania się z tym klasykiem dla tych wszystkich, którzy jeszcze go nie widzieli: a powinni, ponieważ lista zalet tego mariażu Monty’ego Pythona z kryminałem jest równie długa, co nogi Jamie Lee Curtis.
Czwórka przestępców przybywa do Londynu, by dokonać skoku na diamenty o wartości kilku milionów funtów. Cała akcja przebiega bezproblemowo: problemy zaczynają się dopiero po samym napadzie, kiedy to każdy ze złodziei zaczyna kombinować, jak by tu wykiwać wspólników i zagarnąć całość łupu dla siebie… Ta sytuacja stanowi punkt wyjścia dla dalszych wydarzeń, kuriozalnych intryg i zaskakujących miłosnych perypetii. Ten nienowy koncept nabiera blasku w rękach twórców, zamieniających całość w prawdziwą perełkę kina rozrywkowego. Scenarzystą jest w końcu gwiazda brytyjskiej komedii, członek legendarnej grupy Monty’ego Pythona: John Cleese, który dodatkowo zagrał w filmie jedną z głównych ról. Komik często określał Rybkę zwaną Wandą największym sukcesem w swojej karierze: istotnie, ze wszystkich jego dzieł to ona okazała się największym komercyjnym hitem.
Całość stanowi nader udany mariaż komizmu charakterystycznego dla skeczy Cleese’a z kinem fabularnym i schematami znanymi z filmów o tematyce kryminalnej. Trzymany w ryzach pythonowski humor może nie zachwyci fanów absurdu w takim stopniu jak Latający Cyrk, ale w dalszym ciągu zachowuje własną specyficzność: jest także znacznie bardziej uniwersalny i przystępny. Mimo amerykańskich gwiazd i producentów Rybka zwana Wandą pozostaje daniem tak brytyjskim, jak słynne fish and chips. To także niezłośliwa satyra na Brytyjczyków, co z pewnością wyłapią anglofile wszelkiej maści. Konfrontacja angielskich i amerykańskich bohaterów to jedno ze źródeł komizmu skutecznie eksplorowanych przez film.
Wyraziste, charakterystyczne, świetnie rozpisane i zagrane postacie to sposób na sukces wielu komedii. To dla tych bohaterów wracamy do filmu, śmiejąc się na nim po raz setny. W Rybce… mamy owych ciekawych postaci całą ławicę: w dodatku zagranych przez doborową obsadę. Prym wiedzie nagrodzony Oscarem za najlepszą drugoplanową rolę męską Kevin Kline. Jego Otto to ekscentryczny półgłówek zakochany w Nietzschem, Wandzie i własnym zapachu; każda jego kwestia i mina to aktorski majstersztyk. Bohater Johna Cleese’a, adwokat Archie, to z kolei stereotypowy, spięty, przesadnie uprzejmy Anglik – w którym dopiero romans z piękną Wandą wyzwala ukrytą dzikość i energię. Jego kolega z Monty’ego Pythona, Michael Palin, brawurowo wcielił się w nieśmiałego hodowcę rybek, jąkałę Kena, a po godzinach… faceta od brudnej roboty. No i wreszcie ona, najbardziej kolorowa ze wszystkich rybek: Wanda.
Chociaż w oczach wielu widzów dopiero występ w Prawdziwych kłamstwach uczynił z Jamie Lee Curtis prawdziwą seksbombę, to dla mnie właśnie rola Wandy jest najbardziej uwodzicielską w całej jej karierze. Tak uroczej przestępczyni dalibyśmy naciągnąć się na wszystko i naprawdę trudno winić poczciwego Archiego, że tak łatwo jej ulega. Wanda uwodzi nawet przez ekran, to wulkan kobiecości, jest gorąca, zmienna i namiętna – czaruje swym młodzieńczym seksapilem i uśmiechem, by już w następnej scenie oświadczać kochankowi-wspólnikowi, Otto, że „pieprzyłaby się z nim nawet, gdyby był jej bratem”. Patrząc na niegdysiejszą Laurie Strode pomykającą w krótkich, obcisłych sukienkach eksponujących jej znakomitą figurę, trudno uwierzyć, że z lekceważeniem nazywano ją kiedyś zaledwie „brzydką córką słynnego ojca”.
Podobne wpisy
Humor filmu działa na wszystkich poziomach. Obok komizmu postaci mamy komizm sytuacyjny (Ken niemogący wydukać z siebie nazwy hotelu; Archie przyłapany w negliżu przez niespodziewanych gości) oraz komizm słowny – dialogi Rybki… to najwyższa klasa przewrotnego, inteligentnego humoru; nie brakuje jednak i prostych, rozbrajających chwytów. Każdy znajdzie coś dla siebie. W sukurs humorowi idzie ciekawy, napisany z werwą scenariusz naładowany wydarzeniami, zwrotami akcji, a także zajmującym wątkiem miłosnym. To kryminalna intryga, komedia romantyczna i błyskotliwa farsa w jednym.
Ten film nie ma w sobie nic ze współczesnych, blockbusterowych, produkowanych taśmowo komedii: nie jest chaotyczną wiązanką gagów, celującą w wywoływanie u widza bezmyślnego rechotu co minutę (broń Boże, aby zaczął się nudzić!). To komedia, którą można nazwać wręcz wzorcową, postawić na półce z napisem „klasyki gatunku” u boku Pół żartem, pół serio. Po trzydziestu latach od premiery Rybka zwana Wandą wciąż smakuje równie dobrze, jak rybka akwariowa, którą z zachwytem pałaszował Otto, przesłuchując Kena (a która, tak na marginesie, była żelkiem). To jedno z tych dzieł, po których obejrzeniu od razu robi się cieplej na sercu – w sam raz na zimowy wieczór z bliskimi.