RODZAJE ŻYCZLIWOŚCI. Rodzaje bezsensowności [RECENZJA]
W Rodzajach życzliwości życzliwości jest tyle, co kot napłakał. To tytuł na opak, niestosowny i na nie na miejscu. Co swoją drogą bardzo pasuje do całokształtu tego projektu. Yorgosa Lanthimosa interesują rodzaje wyzysku, rodzaje przemocy, rodzaje uzależnień, rodzaje wstydu i rodzaje absurdu. Brzmi to bardzo ambitnie, ale w swojej istocie Rodzaje życzliwości są niezobowiązującą zabawą formą, eksploracją kolejnych dziwactw i zdarzeń. Ustawionych w jakimś porządku, ale tak samo (nie)działaby w zupełnie innym. Przy interpretacyjnym wysiłku da się z Rodzajów życzliwości powyciągać powracające tematy i wariacje na ich temat, ale brnąc w którąkolwiek z nich szybko można mieć wrażenie brnięcia w ślepą uliczkę.
Pierwsza nowela traktuje o korposzczurze (Jesse Plemons). Jego ekscentryczny szef (Willem Dafoe) nad rozmowy o pracy zdecydowanie wyżej ceni wystosowywanie dziwacznych zachcianek. Podwładny wszystko przełożonemu zawdzięcza, nie kwestionuje szalonych pomysłów, ceni jak zaprojektowano mu życie, spełnianie własnych potrzeb zawsze ustąpi miejsca potrzebom szefa. Prośba o spowodowanie wypadku (mającego zakończyć się śmiercią kierowcy drugiego auta) budzi pewne wątpliwości, ale czego się nie zrobi, by usłyszeć miłe słówko, by być docenionym za swoje oddanie. Wisi to wszystko powietrzu i się po prostu dzieje. Nie szukajcie odpowiedzi dlaczego. To jedynie wyrywek z kuriozalnego uniwersum. Bez przyczyny i bez celu.
W drugiej nowelce stęskniony policjant (Jesse Plemons) czeka na odnalezienie swojej żony (Emma Stone). Ta przepadła gdzieś na badawczej ekspedycji i słuch o niej zaginął. Gdy wróci będzie inna, małżeństwo wystawione będzie na próbę. Mąż poprosi ukochaną, by ta odcięła swój kciuk i usmażyła go mu na patelni. Czy miłość i zaufanie ma swoje granice? W trzeciej historii dwóch członków sekty pijącej łzy poszukują pewnej dziewczyny ze snu. Dietetyczna czystość łączy się z seksualną rozwiązłością. Posłuszeństwo religijnej organizacji wymaga wielu poświęceń i jest sensem istnienia. Misja wydaje się ważna, ale reguły rządzące przedstawionym światem gdzieś rozpłynęły się w powietrzu.
Rodzaje życzliwości sprawiają wrażenie szkicu, filmowego ćwiczenia zrobionego w przerwie między większymi projektami. Mogą być refleksją nad odrzuceniem i posłuszeństwem. Wobec przełożonego, męża wobec żony, żony wobec męża, wobec religijnego guru i moralnych przykazań. W każdej noweli wiodąca postać zaczyna błądzić a ich wewnętrznie ułożony świat zaczynają się przesuwać w irracjonalne rejony. Od absurdu do absurdu. Od abstrakcji do abstrakcji.
Jeden powie, że to wyżyny kreatywności. Dla mnie to jednak twórcze lenistwo i przekleństwo licentia poetica. Bowiem w Rodzajach życzliwości może się zdarzyć absolutnie wszystko. Musielibyśmy przyjąć i zaakceptować gdyby w jakimkolwiek momencie chmury przecięło stado latających słoni albo samochody zaczęły tańczyć do przeboju Britney Spears. Naprawdę cokolwiek. Roztaczanie kolejnych alegorii nabiera znaczenia jeśli stoi za nimi narracyjna dyscyplina i strukturalny porządek. Symbole działają jeśli są czegoś odbiciem, jeśli stwarzają się gdzieś przy okazji i wypływają z fabuły. Niestety nie są tak skutecznie, będąc wyłącznie jedynym punktem odniesienia. Głębia zaczyna być wtedy boleśnie powierzchowna, efektowność staje się efekciarstwem a dramaturgia pozą. Problemem Rodzajów życzliwości nie jest fabularna błahość i niewinność, ale wrażenie przypadkowości i nieistotności. Nawet jeśli oczywistym jest, że przecież kino nie jest nikomu do życia koniecznie potrzebne.