NIEWINIĄTKA. Horror, który trzyma na krawędzi fotela

Horror to ciekawy gatunek. Od dekad przetwarza te same lub podobne motywy, jest oparty na kilku sprawdzonych zabiegach formalnych i rozpracowanym przez filmoznawców w setkach opracowań kodowaniu społecznych metafor. Lecz gdy przychodzi moment, kiedy wydaje się, że wszystko zostało już opowiedziane, wszystkie tricki zużyte i kino grozy nie może zaproponować nam już nic świeżego, przychodzą filmy (pojedyncze lub całe fale), które udowadniają, że horror wciąż jest żywą estetyką, w której drzemie niemal nieskończony potencjał. Filmem, który dowodzi właśnie takiej prawidłowości, są Niewiniątka Eskila Vogta.
Vogt znany jest przede wszystkim jako stały współpracownik bodaj największej aktualnie gwiazdy norweskiego kina, Joachima Triera. W duecie podpisali wszystkie reżyserowane przez tego drugiego filmy, w tym przebój zeszłorocznego Cannes, Najgorszego człowieka na świecie. Współpraca z Trierem to na pewno najbardziej rozpoznawalny wkład Vogta we współczesne kino, ale nie jedyny – Norweg sam również staje za kamerą, i to z nie mniejszym powodzeniem co jego kolega. O ile filmy Triera kojarzą się raczej ze skandynawskim obyczajowym spleenem (choć Thelma z 2017 roku flirtowała mocno z grozą i fantastycznością), o tyle Vogt jako reżyser lokuje się zdecydowanie bliżej konwencji thrillera i nałożonego na społeczny realizm horroru. Jego debiut, Blind z 2014 roku, był rasowym, niestroniącym od przełamywania prawdopodobieństwa psychologicznym thrillerem. Echa tej estetyki wybrzmiewały wyraźnie we wspomnianej Thelmie, a Niewiniątka można uznać za kontynuację tej ścieżki, przy czym tym razem Vogt odejmuje nieco metaforycznej umowności i bardziej bezpośrednio wprowadza nadnaturalne elementy do świata przedstawionego.
Niewiniątka, jak sugeruje już sam tytuł, przetwarzają klasyczny motyw kontrastu między dziecięcą niewinnością a skrywanym przez najmłodszych mrokiem. Główną bohaterką filmu jest około dziewięcioletnia Ida, która wprowadza się wraz z rodzicami i niepełnosprawną umysłowo siostrą Anną do nowego mieszkania na sąsiadującym z lasem blokowisku. Wyobcowana dziewczynka, odczuwająca silny resentyment do skoncentrowania rodziców na starszej siostrze, samotnie eksploruje okolice. Szybko nawiązuje przyjaźń z Benem, który chwali się przed nową koleżanką nietypowymi zdolnościami do telekinezy. Wraz z młodszą Aishą, która potrafi telepatycznie komunikować się z nieumiejącą mówić Anną, Ida i Ben tworzą nietypową osiedlową paczkę. Jest to jednak krótkotrwałe, szybko okazuje się bowiem, że obdarzony szczególnymi zdolnościami Ben skrywa mroczniejszą stronę, która pod naporem problemów zaczyna przejmować nad nim kontrolę. Tak rozpoczyna się niejednoznaczna rozgrywka między czwórką dzieci, które eksplorują mroczne zakamarki swojej natury.
Odpowiednie dawkowanie napięcia
Vogt modelowo konstruuje scenariusz tej opowieści, odpowiednio dawkując napięcie, gdzie trzeba, uderza szokującymi scenami i śmiało splata paranormalną intrygę ze społecznymi podtekstami. Tytułowe niewiniątka to dzieci przez okoliczności odzierane ze swojej ufności i dobroci. Mimo pozornie dobrych warunków okazują się podatne na mroczne popędy, które żerują na okazywanym im lekceważeniu i negatywnych wzorcach, nieświadomie transmitowanych przez egoistycznych, zafiksowanych na swoich mniejszych lub większych obsesjach dorosłych. Używając konwencji horroru, Vogt dosłownie obrazuje poczucie dziecięcego osamotnienia i zagubienia w rzeczywistości, a sugestywne ulokowanie przeciętnego skandynawskiego osiedla na skraju ciemnego lasu podkreśla dualizm rzeczywistości, w której dorastają kolejne pokolenia. Fundamentalnie Niewiniątka opowiadają o starciu społecznych wartości z tłamszonym id, które, jak sugeruje reżyser, konstytuuje współczesne podmioty. Stosunkowe oderwanie filmu od specyficznych cech nowoczesności (jest ona scenografią, ale taka sama historia mogłaby rozgrywać się w dowolnych czasach) nadaje z kolei filmowi uniwersalizmu, który jednak zatopiony w gatunkowej konwencji nie razi pretensją.
Norweski film nie ucieka od dosłowności i wyrazistych metafor. Nie ma tu owijania w bawełnę, krążenia wokół tematu i próby odnajdywania złotego środka. Vogt twardo stawia na gatunkowy konkret, napięcie zasadzone na wartkiej i w dużej mierze nieprzewidywalnej akcji. Dzięki temu trafia znakomicie w niszę pomiędzy chłodnym, skandynawskim filmem „o problemie” a czystą filmową rozrywką. Niewiniątka rymują się miejscami z Omenem Richarda Donnera, miejscami z Widzę, widzę Veroniki Franz i Severina Fiali, a jeszcze kiedy indziej z Białą wstążką Michaela Haneke, niekiedy przywodzi nawet na myśl Wieżę. Jasny dzień Jagody Szelc. Taki miks (niebędący jednak odtwórczym powielaniem innych filmów) zapewnia wyjątkowo satysfakcjonujący, trzymający na krawędzi fotela seans, który zostaje w głowie na długo po wyjściu z kina.