Lęk wysokości
Jeżdżę tam do pracy. Dąbrowa Górnicza to brzydkie, zabudowane architektonicznymi straszydłami miasto na południu Polski, całkiem spory kawałek Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii „Silesia”, dla większości może nawet prowincja, której złoty wiek zasłużenie przebrzmiał. Dziś miasto uporczywie chce zatrzeć swoją przemysłowość promując się hasłem „rewitalizacja”, dębami i sportem. Rzeczywiście pejzaż Dąbrowy jest niejednorodny. Mocno zurbanizowane centrum okalają parki, Pustynia Błędowska i zalewy Pogoria. W całym filmie Bartosza Konopki zamieszczono zaledwie jedną panoramę miasta i kilka ujęć okolicznych miejsc (m.in. Strzemieszyce, Czeladź). Dlaczego? Nie o samo miejsce tutaj chodzi… poza tym operator szukał swoich inspiracji.
Podróż sentymentalna.
Całkiem niedawno Bartosz Konopka zawojował świat filmowy dokumentem „Królik po berlińsku”. Dokument zdobył kilkanaście nagród i był nominowany do Oskara w kategorii krótkiego metrażu. ”Lęk wysokości” to debiut reżysera w filmie fabularnym, nagrodzony na zeszłorocznym festiwalu w Gdyni. Filmem tym wrócił do miejsca, w którym się wychowywał, do ludzi i wydarzeń z nim związanych. Na premierę filmu w Dąbrowie przyszli także rodzina i krewni Bartosza Konopki. Pomyślałam, że musi być w nim coś z ekshibicjonisty. Otwarcie przyznał, że tym filmem ilustruje ważny okres swojego życia, chociaż jak wiadomo film ma swoje niezbywalne prawo do fikcji. Reżyser za pomocą filmu chciał podjąć skomplikowany dialog ze swoim osamotnionym, skazanym na wykluczenie ojcem.
Ciekawsze historie siedzą w ostatnich rzędach.
Historia filmowa skupia się więc na przedstawieniu trudnej relacji syna rozwijającego karierę dziennikarską w Warszawie z chorym psychicznie ojcem, który nadal mieszka w Zagłębiu. Obaj próbują pokonać dzielący ich dystans na swój sposób – syn zmusza się do akuratnych uprzejmości w „międzyczasie” swojego lepszego życia, a ojciec usilnie szuka sposobów komunikacji, przebicia się przez własne szaleństwo pośród beznadziei i bezradności swojej egzystencji. To nie jest kolejny dołujący polski film z przesłaniem. To subtelna i zarazem przejrzysta opowieść, emocjonalna i refleksyjna, pozbawiona otumaniającej symboliki i niezręcznej dydaktyki. Także i tu Bartosz Konopka zdradza, że najbliżej mu do kina społecznego, zwykłych ludzi i elementarnych spraw. To one potrafią wywołać wielki dramat i sprawić, że atmosfera nagle gęstnieje.
Nie chodziło więc o to, by stworzyć pejzaż sentymentalny miasta, chociaż i tak nie da się ukryć, że powstał raczej jego smętny portret, niejednokrotnie akcentowany mrocznymi, burymi kadrami wnętrz, podwórek i podmiejskich dróg. Reżyser zmierzał ku przedstawieniu trudnej sztuki pejzażu wewnętrznego – stanów emocjonalnych ludzi, wymownych retrospekcji, atmosfery miejsc. Bo w jakimś sensie miejsca te determinują postaci filmowe. Chociaż brzydota i mrok Dąbrowy stwarza obraz nieszczęścia i chropowatości ich egzystencji, to jednak w takim miejscu, z czym się w zupełności z reżyserem zgadzam, ludzie inwestują w siebie, w swoje uczucia, walczą. Może to kwestia lęku wysokości – im wyżej wejdziesz, tym boleśniej odczujesz ewentualny upadek. Film pokazuje dwa sposoby oswojenia tego lęku – porzucenie nieperspektywicznego miejsca lub stworzenie w nim własnego terytorium. Żaden wybór nie jest ostateczny, wygodny czy zabezpieczający. Pozostaje więc ciągła wspinaczka, której Konopka poświęca jedną z piękniejszych, symbolicznych scen w filmie. Najważniejsze spotkanie z własnym ojcem, tak samo obcym i niepojętym, jak bliskim i kochanym, dopełnia się gdzieś w drodze na szczyt.
Ekspresyjny minimalizm
W pierwotnym zamyśle reżysera konflikt między ojcem a synem miał być mocniejszy, bardziej wyrazisty. Dlatego rozważano m.in. Krzysztofa Majchrzaka do roli charyzmatycznego ojca. Dobrze, że zaszła zmiana. Krzysztof Stroiński wniósł w tę postać niesamowity autentyzm właśnie dzięki wyważeniu, pozbyciu się nadekspresyjnej mimiki, która kusi wielu aktorów odtwarzających role „wariatów” wszelakiej maści i niekiedy wywodzi ich na manowce. Marcin Dorociński wcielający się w rolę syna jest także jednym z aktorów „dystansu”. Jego postać jest pełna rezerwy, chłodu, nawet cyniczna. Stopniowo ten stan w nim zanika i emocje wygrywają swoje najprawdziwsze dźwięki. Do grona dojrzałych, mierzących się z wyzwaniem aktorów dołącza także Anna Dymna, kreująca postać lekarki. Żadnych zbędnych gestów i słów. Także i na tym poziomie czuć, że Konopka reżyseruje kino inteligentne, refleksyjne, emocjonalne.
Trudna bliskość, lęk przed życiem
Film być może jest przerabianiem przez twórcę jakiejś osobistej lekcji, zadziwiające że widz nie czuje się tu jak intruz. Mechanizm wprojektowania działa bez zarzutu. Historia wzrusza, skłania do zastanowienia. Każdy ma przecież jakąś swoją słabość, swój lęk wysokości. Żyjemy pospiesznie, a zrozumienie tego, co naprawdę chcielibyśmy robić w życiu trwa latami. Wysiłek w porządkowaniu swojego życia jest więc konieczny. W filmie zarówno ojciec, jak i syn porządkują swoje życie, pragnąc nadać mu nowe ramy – obaj nie mogą się jednak wyrzec swojej trudnej bliskości. Obaj pragną jakoś stłumić swój lęk przed życiem i obaj wiedzą, że powinni tego dokonać wspólnie. Nie obarczałabym filmu Konopki jakimś przyciężkim, uniwersalnym przesłaniem. To, co zobaczyłam nie odkształca rzeczywistości nadmiernym patosem czy przyciężką symboliką. Powstał film, któremu po prostu się wierzy.