KOSZMARNE KOMANDO. Początek nowego uniwersum DC od Jamesa Gunna
Po dekadzie wzlotów i upadków, ciągłych bólach, produkcyjnych piekłach, zmianach decyzji decydentów i obrony z okopów przed agresją krytyków filmowe uniwersum DC dobiegło końca. Umarło wraz z Flashem, w pośmiertnych konwulsjach gniło jeszcze z Blue Beetle’em i Aquamanem i Zaginionym Królestwem… By odrodzić się w ramach nowego DC Universe! Jego pierwszy rozdział – nazwany podniośle „Bogowie i potwory” – właśnie się rozpoczął wraz z premierą animowanego Koszmarnego Komanda, którego pierwsze dwa odcinki oglądać możecie już na platformie streamingowej Max.
Za serial – podobnie jak za całe odrodzone uniwersum – odpowiada James Gunn, zwariowany umysł, który przeniósł już na wielki ekran np. Marvelowskich Strażników Galaktyki. I jego autorską rękę widać tutaj od razu. Nie tylko dlatego, że w napisach początkowych zobaczycie, iż aż dwóm postaciom z głównej ekipy głos podkłada jego brat, a sam twórca w animowanej wersji pojawia się w czołówce serii, czy dlatego, że mimo pogrzebania starego DCU w serialu wspomniane są wydarzenia znane z The Suicide Squad i Peacemakera Gunna (w myśl specyficznej zasady nowego uniwersum: jeśli jakieś wydarzenie ze starego kanonu zostaje wspomniane, staje się też nowym kanonem), ale też przede wszystkim ze względu na fakt, że Koszmarne Komando zdaje się 100% Jamesa Gunna w Jamesie Gunnie w sosie z Jamesa Gunna.
Legion Samobójców, ale trochę inaczej
Tytułowa grupa wydaje się kolejną inkarnacją Legionu Samobójców, tym razem jednak nie pod wodzą Ricka Flaga Juniora, ale Ricka Flaga Seniora (Frank Grillo) i nie w składzie zebranych przez Amandę Waller osadzonych superzłoczyńców, ale zebranych przez Amandę Waller (Viola Davis) osadzonych superpotworów; zobaczymy tu Narzeczoną Frankensteina (Indira Varma), ironicznego Doktora Fosfora (Alan Tudyk), wyposażoną w skrzela Syrenę (Zoë Chao), polującego na nazistów wojennego G.I. Robota (Sean Gunn) i znaną ze wspomnianego The Suicide Squad Łasicę (też Sean Gunn).
Ich przygody to doskonale znane fanom twórczości Gunna połączenie miłości do najbardziej pulpowych postaci komiksowych i fabularnego campu zderzonego z jednej strony z czerstwym, niedojrzałym humorem, z drugiej ze smutkiem i samotnością bijącą od niemal każdej postaci. Wszystko podlane jest oczywiście pełnym energii soundtrackiem i imponującymi pomysłowością sekwencjami akcji, a w finale – jak się dopiero domyślam – znajdzie ujście w poczuciu, że ta banda outsiderów może razem stworzyć nieco dysfunkcyjną rodzinę.
Zatem jeśli lubicie tę sprawdzoną już w Super, Strażnikach Galaktyki, Legionie samobójców: The Suicide Squad i Peacemakerze narrację Jamesa Gunna, to na pewno nie będziecie się źle bawić. Szkoda tylko, że na ten moment na próżno szukać tu czegoś szczególnie oryginalnego i wychodzącego poza tematy i zabiegi znane już z powyższych tytułów. Nie ma też co oszukiwać się, że to przełomowe otwarcie dla nowego serialowo-filmowego uniwersum DC, bo Koszmarnemu Komandu bliżej do kolejnego spin-offu The Suicide Squad aniżeli mocnego rebootu marki. Na ten musimy poczekać do lipca przyszłego roku, kiedy na ekranach kin pojawi się Superman (również Jamesa Gunna) – produkcja, która w końcu radykalnie odetnie się od świata budowanego od czasów Człowieka ze stali.
No, chyba że kolejne pięć odcinków Koszmarnego komanda dokona na tym polu jakiegoś przewrotu kopernikańskiego. Zobaczymy, czas pokaże, cytując znanemu wszystkim podlaskiego barda.
Kolejne odsłony serialu oglądać będziemy już w cotygodniowych odstępach, oczywiście na platformie Max. Finał sezonu zapowiedziany jest na dziewiąty dzień stycznia przyszłego roku.