HISTORIA MOJEJ ŻONY. Tragedia ludzi niedopasowanych
Światową sławę Ildikó Enyedi, reżyserce pochodzącej z Węgier, przyniosła Dusza i ciało – projekt nagrodzony cztery lata temu Złotym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie oraz nominacją do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Enyedi dała się w nim poznać jako wrażliwa i czuła artystka, empatyczna względem swoich bohaterów, których wtłoczyła w konwencję komedii romantycznej – o tyle nietypowej, że rozgrywającej się w rzeźni, z postaciami ostro poharatanymi przez życie na pierwszym planie. W Historii mojej żony, swoim anglojęzycznym debiucie, Węgierka sięga natomiast po inny, wyjątkowo skonwencjonalizowany gatunek – melodramat – opowiadając burzliwą historię związku Jakoba (Gijs Naber) i Lizzy (Léa Seydoux).
Tak jak w Duszy i ciele instancja narracyjna rozdzielona była pomiędzy oboje bohaterów, tak w Historii mojej żony Enyedi przyjmuje perspektywę mężczyzny – charyzmatycznego wilka morskiego, który zajmuje się przewożeniem różnego rodzaju towarów. Podczas krótkiego pobytu w paryskiej kawiarni Jakob, zmęczony monotonnym, samotniczym trybem życia, zakłada się z przyjacielem, że poślubi pierwszą kobietę, która przekroczy próg budynku. W ten sposób na jego drodze pojawia się Lizzy – drobna, urocza, czarująca Francuzka, której bohater bez wahania proponuje małżeństwo. Ku zdziwieniu Jakoba i widzów oświadczyny zostają przyjęte.
Historia mojej żony oparta jest na powieści Milána Füsta, jednego z najważniejszych pisarzy węgierskich. Proweniencja literacka zostaje bardzo wyraźnie podkreślona przez Enyedi już w warstwie strukturalnej – reżyserka (a zarazem scenarzystka projektu) dzieli bowiem swoje najnowsze dzieło na siedem trwających każdorazowo około 25 minut rozdziałów, nazywanych tutaj „lekcjami”. Akcja Historii mojej żony rozkręca się bardzo powoli, niespiesznie – pozwala na to wyjątkowo długi, niemalże trzygodzinny metraż. Węgierce zależy przede wszystkim na zbudowaniu odpowiedniej atmosfery, która niejednokrotnie spycha na drugi plan dość przewidywalną, melodramatyczną fabułę, rymującą się z miłosnymi tragediami Charlesa Swanna i Stanisława Wokulskiego. Stąd długie, wyjątkowo atrakcyjne dla oka ujęcia licznych podróży morskich Jakoba (przywodzące na myśl ikoniczne kadry z Mistrza Paula Thomasa Andersona), a także panoramy XX-wiecznego Paryża i Hamburga – dwóch miast, w którym bohaterom udaje się zacumować na dłużej.
Oprócz majestatycznych, malarskich kadrów Historia mojej żony ma do zaproponowania jeszcze kilka ciekawych kreacji aktorskich. Największy ciężar spoczął na barkach Gijsa Nabera – grany przez niego Jakob pojawia się właściwie w każdej scenie filmu, wszystkie wydarzenia fabularne przefiltrowane są przez jego surową, męską perspektywę. Enyedi patrzy na doświadczonego marynarza, jak to zwykle w jej twórczości bywa, z czułością, choć na horyzoncie pojawia się również pewna doza krytycyzmu: winą za nieudany związek należy obarczyć przede wszystkim mężczyznę, jego lekkomyślność i potrzebę kontroli, znajdującą swój upust w atakach zazdrości. Naberowi kroku dotrzymuje Seydoux – delikatna femme fatale, francuska Izabela Łęcka, która nie kryje się ze swoją skłonnością do korzystania z uroków życia.
Na drugim planie bryluje natomiast nie kto inny, jak Louis Garrel, wcielający się w Dedina, jednego z adoratorów Lizzy. Szkoda, że francuski aktor pojawia się na zaledwie kilkanaście minut – na samym początku i zupełnym końcu Historii mojej żony. Sceny, w których jego postać konfrontuje się z bohaterem granym przez Nabera, wchodząc z nim w intensywne werbalne pojedynki, należą do jednych z najlepszych momentów filmu Enyedi; pełne podskórnego, opartego na zręcznych gierkach słownych napięcia stanowią symboliczne starcie dwóch zupełnie odmiennych modeli męskości.
Historia mojej żony to przede wszystkim wielka tragedia ludzi niedopasowanych – filmowy dowód na to, że przeciwieństwa wcale się nie przyciągają. Związek Jakoba i Lizzy właściwie już od samego początku skazany był na niepowodzenie; oparty na dziwnym, wyjątkowo niepraktycznym zakładzie, który uniemożliwił jakiekolwiek bliższe poznanie. Tutaj nikogo nie łączą, jak w Duszy i ciele, identyczne, poetyckie sny, nie może być mowy o czymś takim jak wspólnota dusz czy przeznaczenie. W Historii mojej żony uczucia podporządkowane są przypadkowi – bezlitosnemu, nieuchronnie prowadzącemu małżeństwo Jakoba i Lizzy ku przepaści.