Connect with us

Recenzje

AFONIA I PSZCZOŁY. Zapasy z życiem

AFONIA I PSZCZOŁY to film, który czaruje magią emocji i wrażliwością, ukazując niezwykłe odcienie ludzkiego doświadczenia.

Published

on

AFONIA I PSZCZOŁY. Zapasy z życiem

Kolski musi mieć w swojej kamerze ukrytą czarodziejską różdżkę, bo wydaje się niemożliwe, by bez magicznych mocy tak czarować ekran.

Filmy Jana Jakuba Kolskiego wymagają od widza szczególnego rodzaju wrażliwości i emocjonalnej dojrzałości. Nie twierdzę, że takowe posiadam, bo generalnie preferuję widowiskowe i proste jak budowa cepa kino akcji (kilka dni temu na przykład bawiłem się jak szczeniak na Terminatorze: Ocaleniu), ale jak na razie mam zaliczone niemal wszystkie filmy Kolskiego i każdym jestem co najmniej zauroczony.

Advertisement

Reżyser i scenarzysta Jańcia Wodnika, Pornografii (tylko reżyseria) i Historii kina w Popielawach tworzy kino autorskie w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Przez lata wypracowywał własny, z daleka już rozpoznawalny styl formalno-treściowy, który konsekwentnie i z sukcesami rozwija. A co najważniejsze, od lat trzyma równy, wysoki poziom. Nie inaczej było w przypadku Jasminum i podobnie jest w przypadku Afonii i pszczół. W dodatku obok słynnego „realizmu magicznego”, którego Kolski jest twórcą i oratorem, pojawiają się też w jego nowym dziele dalekie echa Kusturicy i Felliniego, którego z Kolskim łączy nie tylko fakt regularnego obsadzania w rolach głównych własnej żony.

Zalążek fabuły Afonii i pszczół kojarzy mi się (i zaznaczam od razu, że nie jest to w żadnym wypadku wadą filmu, lecz jego zaletą) z kusturicowskim Życie jest cudowne. I tu, i tu krajobraz około wojenny. Jakiś domek położony przy nieczynnym już torze kolejowym, drezyna i inne zwariowane pojazdy oraz przede wszystkim niecodzienna historia miłosna. U Kusturicy pod dach domu bohatera trafiała młoda pielęgniarka, co powodowało lawinę emocji i pokusę dla zmysłów. U Kolskiego w domu bohaterki nieoczekiwanie ląduje niesamowicie przystojny, dobrze zbudowany rosyjski zapaśnik i dzieje się dokładnie to samo.

Advertisement

Magia miejsca, magia chwili, magia ekranu… Te z kolei elementy nowego filmu Kolskiego przywołują na myśl (może nieco na wyrost, ale jednak) jedno z największych dzieł Felliniego: Amarcord i w ogóle większość filmów włoskiego twórcy, z jego galerią postaci trochę nie z tego świata i taką trochę baśniowością zwyczajnych zdarzeń. Na tym podobieństwa się nie kończą, bo Kolski – podobnie jak mistrzowie kina przed nim – wrzuca do swojej opowieści całą masę sprzecznych, ale nie wykluczających się uczuć. Proporcje między tragedią a komedią reżyser odmierza bowiem z aptekarską dokładnością. Jest tu miłość i nienawiść, młodość kontra starość, piękno natury i brzydota kalectwa, humor i łzy, kontemplacja i wariactwo, wyciszenie i wrzask, a komizm często miesza się z dramatem – zupełnie jak w życiu.

Film cechują cudownej urody zdjęcia przyrody, do czego zresztą Kolski już dawno nas przyzwyczaił. Znajdziemy też w Afonii i pszczołach kilka… widowiskowych pojedynków między rosłymi zapaśnikami. Walka Ruska z Niemcem w domu Afonii to prawdziwy majstersztyk choreograficzny, a całe starcie dostarcza potężnego zastrzyku adrenaliny. Przy okazji, cała scena zmontowana jest na piątkę z plusem, a należy pamiętać, że w polskim kinie poprawnie zrealizowanych scen walki można ze świecą szukać. Do tej pory tylko w Wojnie polsko-ruskiej obejrzałem bójkę nakręconą i zmontowaną na światowym poziomie.

Advertisement

Bohaterów narysowano zdecydowaną kreską, choć żaden z nich nie jest papierowy i nie daje się łatwo zaszufladkować. Każdy z nich może uchodzić za postać centralną, choć w moim osobistym mniemaniu najciekawszą, bo spinającą wydarzenia wyraźną klamrą, okazuje się częściowo sparaliżowany, mówiący niewyraźnie, były mistrz zapasów – Rafał (niezwykle wiarygodny w swej roli Mariusz Saniternik), dawny ukochany i teraźniejszy partner życiowy Afonii, który od czasu wypadku wymaga jej stałej opieki. Intrygującą postacią jest także Ruski (znakomity debiut Andrieja Bielanowa), którego tak naprawdę do końca filmu nie jesteśmy w stanie ostatecznie rozgryźć, a co za tym idzie, ocenić jednoznacznie jego postępowania i motywacji.

Paradoksalnie, tytułowa postać Afonii (w tej roli Grażyna Błęcka-Kolska, bez której nie wyobrażam już sobie żadnego filmu twórcy Szabli od komendanta), do końca pozostaje postacią najbardziej tajemniczą, o której przeszłości nie dowiadujemy się praktycznie niczego.

Advertisement

Jan Jakub Kolski pozostaje najbardziej „równym” polskim reżyserem ostatnich dwóch dekad. Afonią i pszczołami udowadnia, po raz kolejny, że jak nikt inny potrafi malować na ekranie. Tylko on potrafi pokazać, niemal organoleptycznie, polską wieś, kawałek ziemi i skrawki życia, ulokowane gdzieś obok zwyczajnego świata, poza nawiasem szarości dnia codziennego. U Kolskiego wszędzie czają się małe „cuda”: w rysunkach Rafała, królowej pszczół zamkniętej w maleńkim pałacu, w dziurze w ścianie, kapliczce podświetlanej nocą, a wszystko to podkreślone wpadającym w ucho muzycznym motywem przewodnim.

Kolski musi mieć w swojej kamerze ukrytą czarodziejską różdżkę, bo wydaje się niemożliwe, by bez magicznych mocy tak czarować ekran. On kocha kino, czuje kino i jest świadom wszechwładzy kamery w kreowaniu świata przedstawionego. Nie przypadkiem Afonia nie rozstaje się z podręczną kamerą i kluczykiem do jej nakręcania zawieszonym na szyi. Na taśmie filmowej uwiecznia zwyczajne chwile, prozę życia, zatrzymuje czas, rejestruje wspomnienia, tym samym nadając każdemu wydarzeniu rangę niezwykłości, ponadczasowości i wreszcie nieśmiertelności.

Advertisement

Kolski po raz kolejny czaruje, dostarcza wzruszeń, nieco śmiechu i rozrywki, doprawionej, tym razem, solidną szczyptą goryczy. Jego najnowszy film jest tyleż lekki, przyjemny i nadnaturalny, co chwilami boleśnie prawdziwy i trudny w odbiorze, bo nie brakuje w nim dramatycznych wydarzeń i walenia brutalną rzeczywistością prosto w twarz. W dojrzały sposób, choć bardzo szczerze i wprost, mówi też o miłości. A jeszcze dosadniej i bez żadnych ogródek pokazuje ból i targające człowiekiem uczucia po nieodwracalnej utracie umiłowanego człowieka. Afonia i pszczoły jest wreszcie przeżyciem z rodzaju duchowych, niezapomnianych, niecodziennych.

Nie potrafię wskazać drugiego twórcy, u którego można kontemplować „cuda życia” z całym dobrodziejstwem inwentarza, w tak pełnym spektrum, tak do woli, tak pełną piersią chłonąć swojski klimat, podziwiać sielankowe wiejskie krajobrazy, zatrzymać się nad błękitem nieba, zielenią pól i żółcią rzepaków, nad którymi unosi się śpiew skowronka i brzęczenie pszczół. Takie rzeczy mogą zdarzyć się tylko u Kolskiego.

Advertisement

Tekst z archiwum film.org.pl (17.06.2009).

Advertisement

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

Kliknij, żeby skomentować

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *