search
REKLAMA
Felietony

W czym nowy KRÓL LEW nigdy nie dorówna oryginałowi

Jakub Piwoński

11 kwietnia 2019

REKLAMA

Zwiastun nowej wersji Króla Lwa ujawnił to, czego wszyscy się spodziewali. Że Disney i tym razem zachwyci wszystkich wysokim kunsztem realizacyjnym, zapisując nowy rozdział historii efektów specjalnych. Wypada w tym miejscu jednak zastanowić się, czy faktycznie jest się z czego cieszyć.

Dawno, dawno temu, gdy nie istniały efekty komputerowe, a filmy animowane były rysowane ręcznie, dzieciaki zachwycały się produkcjami wytwórni Disneya. W latach dziewięćdziesiątych z przytupem wszedł do kin Król Lew. Pamiętam, że film chcieli zobaczyć wszyscy, czy to w kinie, czy to później na kasecie VHS, a gdy już to zrobili, zachwytom nie było końca. Disneyowska trawestacja Hamleta odcisnęła wyraźne piętno na popkulturze. Sklepy zapełniły się gadżetami z Simbą, Timonem i Pumbą. Bogaty był zwłaszcza wybór przyborów szkolnych. „Hakuna matata” brzmiały słowa radosnej piosenki śpiewanej przez bohaterów, którą akurat ja zwykłem podśpiewywać w drodze do szkoły.

Po co o tym mówię? Jak się domyślacie, po latach odczuwam do Króla Lwa spory sentyment. Ten z kolei musiał być wynikiem wystąpienia określonego rodzaju emocji podczas seansu animacji. Emocji, które we mnie zostały. I między innymi dlatego trudno mi będzie przeżyć tę historię na nowo. Zwłaszcza, gdy wybrano dla niej radykalnie inny sposób wyrazu niż ten, który urzekł mnie w pierwotnej wersji. Żeby była jasność – pokochałem Księgę dżungli autorstwa Jona Favreau od pierwszego wejrzenia. Ujęła mnie ta techniczna wirtuozeria, ta nowoczesność niepodważająca jednocześnie tradycji. Ale teraz, po czasie, myślę sobie, że przyczyną tego, że nowa, aktorska Księga dżungli trafiła do mojego serca, jest to, że po prostu znalazło się tam dla niej miejsce. Nie darzę oryginału tej historii takim sentymentem, jakim darzę oryginał Króla Lwa.

Siłą rzeczy staję zatem okoniem wobec tego, co widzę w zwiastunie nowego Króla Lwa. A widzę przede wszystkim perfekcję. Wszystko jest tak wysmakowane, tak dopieszczone, że aż nierzeczywiste. Ogromną, trudną do podważenia siłą animacji rysunkowej, która niesłusznie odeszła do lamusa, było to, że wykreowane na jej zasadach postacie imitowały ludzkie emocje. Nie jest tajemnicą, że wszystkie zwierzęta, przedmioty czy magiczne stworzenia, które przemawiają w bajkach Disneya do widza, tak po prawdzie odzwierciedlają ludzkie postawy – są przykładem antropomorfizacji. Ostatnie pożegnanie z Mufasą nigdy nie byłoby dla mnie tak dosadne, gdyby nie jego „twarz”, przepełniona smutkiem i trwogą o los syna. Z kolei każdorazowe zetknięcie się ze Skazą zawsze wywoływało we mnie mieszaninę niepokoju i fascynacji. Lwia „twarz” tej postaci była zarazem obliczem bardzo ludzkim, reprezentującym gniew, rozgoryczanie i bunt. To przez wzgląd na swoją „ludzkość” Skaza wciąż pozostaje według mnie jednym z najciekawszych czarnych charakterów Disneya.

I znowu – oglądając zwiastun nowego Króla Lwa, widzę wszystko, co mam widzieć, prócz najważniejszego: emocji. Wykreowane komputerowo postacie wyglądają niesamowicie, kryją w sobie doskonałość fotorealizmu, umiejętnie przy tym udając rzeczywistość. Ale według mnie nie będą w stanie swymi zwierzęcymi, beznamiętnymi spojrzeniami oddziaływać na mnie tak, jak robiły to postacie rysunkowe. Te bowiem były ludźmi ukrytymi w animowanym, zwierzęcym kostiumie. Postacie w nowym Królu Lwie będą niczym innym jak zwierzętami, którym za sprawą nowoczesnych technik wdrożono cechy ludzkie, zadając przy tym kłam ich prawdziwej naturze.

A tego niestety nie da się przeskoczyć. Nie da się nakręcić filmu, który na poziomie formy ma udawać realny świat zwierząt, a na poziomie treści ma udanie stosować antropomorfizacje, nawiązywać do ludzkiej moralności i uniwersalnych wartości. Andy Serkis próbował zaszczepić emocje do swych komputerowo wygenerowanych postaci w Mowglim i delikatnie mówiąc, nie wyszło mu to na dobre. Zwierzęta udające ludzką mowę i mimikę ZAWSZE wyglądają źle, bo zachowują się w sposób dalece nienaturalny. Jeśli z kolei będą wyrażać emocjonalny komunikat w sposób zwierzęcy, a nie ludzki (tak jak prawdopodobnie odbywać się to będzie w Królu Lwie), wówczas jako widzowie możemy mieć spory problem z zaangażowaniem się w tę historię i współodczuwaniem jej wraz bohaterami.

Cóż, taki w kinie nastał czas, gdy wszystko ma być dokładne i realistyczne, choć przy tym jednocześnie sztuczne i wyprane z emocji. Coś za coś.

https://www.youtube.com/watch?v=7TavVZMewpY

 

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA