Zbliżają się dwie konkurencyjne nowe wersje Lalki. W ten od TVP klasyczną postać Stanisława Wokulskiego ma zagrać Marcin Dorociński – niekwestionowana gwiazda rodzimego kina. W tej szykowanej przez Netflixa ikonicznego romantycznego dorobkiewicza zagra Tomasz Schuchardt. Nazwisko serialowego Wokulskiego jest być może nieco mniej gwiazdorskie, ale bynajmniej nie jest to gorsza obsada. Ba, dyskutowałbym, że to co najmniej równe starcie, a może nawet takie z lekkim wskazaniem na Schuchardta. Uważam tak dlatego, że mój urodzony w Starogardzie Gdańskim imiennik to jeden z najlepszych, choć nieco niedocenianych polskich aktorów.
Schuchardt swoją obecność w panoramie polskiego kina buduje od ponad piętnastu lat. Pierwszą istotną rolą, która sygnalizowała talent młodego aktora, był występ w Chrzcie Marcina Wrony (z którym współpracowali później jeszcze przy świetnym Demonie). Jednak rolą, która wprowadziła Schuchardta do grona najmocniejszych talentów młodego pokolenia była kreacja Fokusa w Jesteś Bogiem opowiadającym historię Magika i Paktofoniki. Tam aktor pokazał się jako ktoś, kto umie połączyć szorstką proletariacką powierzchowność ze zniuansowaniem emocjonalnym postaci. Od tego czasu Schuchardt zbudował pokaźną filmografię (ponad 60 filmów w dorobku), przy czym w większości przypadków bryluje jednak na drugim planie – jak choćby w Doppelgängerze Jana Holoubka, za który otrzymał Orła w kategorii drugoplanowej (a przy okazji zjadł całkowicie grającego plan pierwszy, bardziej celebrowanego Jakuba Gierszała). Podobnie było w hitowej Wielkiej wodzie (która być może odegrała rolę w angażu akurat Schuchardta w produkcji Netflixa), Cichej nocy czy Chrzcinach. W ostatnim czasie Schuchardt wydaje się powoli wychodzić z niszy „specjalisty od drugiego planu”, grając chociażby w Utracie równowagi, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jest to ktoś, kto wciąż czeka na swój przełom, który z uznanego rzemieślnika uczyni aktorską gwiazdę o sławie, na którą zasługuje.
Trajektoria i branżowa pozycja Schuchardta pewnie mają coś wspólnego z tym, że aktor – w przeciwieństwie choćby do Dorocińskiego (nie jest to przytyk do tegoż, ale obserwacja) – nie dysponuje aparycją typowego amanta. A takowa wciąż mocno pomaga w budowaniu kariery i uzyskiwaniu perspektywicznych angaży. Schuchardt wizualnie pasuje jak ulał do ról szorstkich, trochę wycofanych facetów, którzy jednak mogą często skrywać za maskulinistyczną fasadą złożone osobowości. Tego typu role rzadziej są „okładkowe”, a częściej właśnie napędzają drugi plan. Nie znaczy to jednak, że ich kreowanie zasługuje na mniej uznania, nawet jeśli nie towarzyszy mu aplauz medialny. Fakt jest też taki, że Schuchardt obchodzący niedługo swoje 40. urodziny wchodzi w optymalny dla takiej niszy okres swojej kariery, co przypieczętowuje angaż na Wokulskiego. Jego role są wbrew pozorom budowane bardzo subtelnie i oszczędnie, co predysponuje go do grania złożonych, wyrazistych, ale nie tylko charakterystycznych ról. Osobiście widzę w Schuchardcie swego rodzaju następcę Janusza Gajosa, operującego poniekąd w podobnej niszy i w podobny sposób.
Można spekulować, że kariera Tomasza Schuchardta mogłaby obrać nieco inną trajektorię, gdyby większym sukcesem okazał się Bodo – biografia słynnego przedwojennego aktora i piosenkarza. W 2016 roku ta produkcja wyglądała na tę pozycję, która wystrzeli karierę Schuchardta z impetem porównywalnym do tego, jaki jego kolega z planu Jesteś Bogiem Dawid Ogrodnik uzyskał dzięki Ostatniej rodzinie. Tak się jednak nie stało, serial raczej przepadł (choć niewielka w tym wina odtwórcy głównej roli), a Schuchardtowi przyszło poczekać na kolejną wielką szansę. Ta, jak się zdaje, może się ziścić w połowie lat 20. – nie tylko za sprawą Lalki, ale i Breslau, kostiumowego serialu Disney+, w którym główną rolę również otrzymał odtwórca roli Fokusa. Na obydwu tych serialach, które spuentują w pewien sposób sukcesywnie rozwijane portfolio filmowe, Schuchardt może zbudować swoje „momentum” i wbić się w aktorską ekstraklasę.
Jeśli coś ekscytuje mnie w zbliżającej się podwójnej reanimacji Lalki, to jest to właśnie Schuchardt jako Wokulski. Od paru ładnych lat trzymam za niego kciuki, zachwycając się nawet jego mniejszymi rolami i tym, jak – nierzadko z minimum czasu ekranowego i materiału – wyciska zawsze 100%. Mam nadzieję i wierzę, że za parę dekad jego nazwisko będzie wymieniane w jednym rzędzie choćby z Dorocińskim, Gajosem, Gustawem Holoubkiem czy Mariuszem Dmochowskim jako tytanów polskiego kina. A teraz być może obserwujemy moment zwrotny, który ustawia jego karierę na tej ścieżce.