PRZYJACIELE. Który przyjaciel najbardziej da się lubić?
Dziś Dzień Przyjaciela – a gdzież szukać przyjaciela, jeśli nie w Przyjaciołach właśnie. Kultowy serial, kręcony w latach 1994–2004, oferuje naprawdę szerokie spektrum postaci do wyboru. Gdy zasiadałam do pisania tego tekstu, wydawało mi się, że niemożliwe jest, aby tworzącą zgraną, choć zróżnicowaną grupkę rozdzielić na pojedyncze osobniki i ustawić w rankingu. Im dłużej jednak o tym myślałam, tym bardziej jasne stawało się dla mnie, że najmniej lubianą przeze mnie osobą z tego grona jest…
- Rachel Karen Green
Oczywiście. Jestem kobietą i gdyby to był portal plotkarski, oczekiwałabym pod tym tekstem komentarzy typu „Zazdrościsz jej urody, pasztecie” czy „Pokaż swoją fotkę, a będę wiedziała wszystko”. Prawda jednak jest taka, że każda z trzech dziewcząt w serialu była atrakcyjna na swój sposób – jednak tylko Rachel irytowała mnie swoim nieposkromionym egoizmem. Można naturalnie argumentować, że w ciągu trwania serialu zmieniła się mocno od chwili, w której wbiegła do Central Perk w sukni ślubnej, ale ja nigdy nie pozbyłam się wrażenia, że w swoich działaniach ma na oku przede wszystkim swój interes. Kiedy próbuję przypomnieć sobie tę córeczkę bogacza w pozie innej niż skrzywiony dzióbek i tupanie nóżką, po prostu mi to nie wychodzi. Nie mówiąc już o dziecinnych zachowaniach, takich jak pisanie wielostronicowych listów z wyrzutami…
- Ross Eustace Geller
Podobne wpisy
Nadęty doktor paleontologii, epatujący swoim tytułem naukowym przy byle okazji, starszy brat Moniki Geller. Jak się dobrze zastanowić, to związek Rossa i Rachel ma sens. On, podobnie jak ona, jest skoncentrowany głównie na swoich potrzebach i problemach. Nie ma chyba odcinka, w którym by na coś nie narzekał czy się na coś nie skarżył. Jego wieczne użalanie się nad sobą z każdej dostępnej przyczyny było strawne wyłącznie w otoczce dowcipu pozostałych członków ekipy. Perypetie sercowe tego hipochondryka, egocentryka i malkontenta miały źródło głównie w nim samym (uczciwie przyznaję, że nie był odpowiedzialny za orientację seksualną swojej pierwszej żony, ale z drugiej strony nie wykluczam, że to jego charakter pozwolił jej dojść do głosu…). Histerie, jakie urządzał chociażby nad lekko nadszarpniętą kanapą, były bardzo zabawne – obserwowane z boku.
- Joseph Francis Tribbiani, Jr. – Joey
https://www.youtube.com/watch?v=YjQ1xD6UL-4
Chłopak z licznej włoskiej rodziny, wiecznie aspirujący aktor. Przystojny, uroczy, niezbyt mądry, ale o wielkim sercu. Ideał. W roli przyjaciela jednak go sobie nie wyobrażam. Może budzić uczucia macierzyńskie tym swoim rozbrajającym uśmiechem, dziecięcym przywiązaniem do przytulanki pingwinka i zamiłowaniem do dobrego jedzenia w każdej postaci (nawet jeśli to połączenie słodkości i mięsa). Może też – i jak by nie było, jest to jego znakiem rozpoznawczym – budzić w kobiecie uczucia dalekie od macierzyńskich. I jedne, i drugie przeszkadzałyby mi w stworzeniu zdrowej, przyjacielskiej relacji. Zwłaszcza gdyby rzucił swoje słynne „How you doin’…?”, które – przyznaję bez bicia – działa za każdym razem, obojętnie, do kogo jest skierowane.