search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Predowe problemy Hollywood

Jacek Lubiński

16 października 2016

REKLAMA

You’re One Ugly Motherfucker! – tak podsumował wygląd kosmicznego drapieżcy Arnold S. w pierwszym filmie tej, nigdy solidnie nie wykorzystanej, serii. Serii, którą grający w tej samej odsłonie Hawkinsa (gość od niewybrednych dowcipów) ceniony scenarzysta Shane Black miał przywrócić do łask. Takie przynajmniej są plany The Predator, czyli kolejnej części, szumnie zapowiadanej od jakiegoś czasu na rok 2018. Części, która właśnie natrafiła na swoje pierwsze problemy… dość kuriozalne, dodajmy.

Przede wszystkim z udziału w projekcie zrezygnował nagle Benicio Del Toro. Czemu? Tego nie wiadomo, ale przyznać trzeba, że aktor ma już napięty grafik, który wypełnia mu między innymi udział w rozrastającym się uniwersum Marvela, noszący nazwę Soldado sequel Sicario oraz nowe Gwiezdne wojny, w których Puertorykańczyk wypełnia na razie niejasną rolę. Jakby nie było, Byk już raczej nie wróci, a w jego buty wskoczyć ma znany z popularnego serialu Narcos Boyd Holbrook. Na chwilę obecną trudno jednakże wyrokować, czy to dobrze, czy źle. Podobnie, jak plotki o udziale rapera 50 centa, to coś, co wyjdzie w praniu. O wiele więcej do życzenia pozostawia natomiast… nowy tytuł całego przedsięwzięcia, którego pierwsze zdjęcia mają rozpocząć się w lutym przyszłego roku.

Jak oznajmił Black The Predator to teraz… Ollie. Tak, tak! Znana, budząca respekt nazwa została właśnie ochrzczona iście psim (lub kocim) imieniem. Co się za nim kryje? To na razie tajemnica, acz bardzo możliwe, że to jedynie pstryczek w nos fanów znanego ze specyficznego humoru twórcy. Z drugiej jednak strony, Black – który napisał skrypt wspólnie z odpowiedzialnym za Robocopa 3 (auć!) Fredem Dekkerem – zapowiedział także prawdziwą rewolucję dla serii, która ma ponoć „wprawiać w taki sam zachwyt, jak niegdyś Bliskie spotkania trzeciego stopnia„. Czy tak będzie w rzeczywistości? Przekonamy się 9 lutego 2018 roku – wtedy właśnie odbędzie się amerykańska premiera. A poniżej skromny teaser-poster Olivera (no chyba, że chodziło jednak o trik deskorolkowy – ot zagwozdka).

predator-teaser

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA