search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

MICHAEL COLLINS. U źródeł IRA

Michał Bleja

5 października 2016

REKLAMA

Dzieje stosunków brytyjsko-irlandzkich to niezwykle wdzięczny dla kinematografii temat. Wystarczy wspomnieć takie arcydzieła, jak Głód McQueena czy Krwawą niedzielę Greengrassa. Tytuły te skupiają się jednak na działalności IRA i potyczkach tej organizacji z brytyjskimi służbami mundurowymi.

Sam Neil Jordan, reżyser Michaela Collinsa, również ma na koncie film, który dotyka tej kwestii – mowa o Grze pozorów z 1992. Michael Collins to jednak pierwszy i chyba jak dotąd jedyny tak głośny film fabularny, który pokusił się o próbę wyjaśnienia źródeł fali terroryzmu, jaka wstrząsnęła Irlandią Północną i całą Wielką Brytanią w końcówce XX wieku. W tym roku mija 20 lat od premiery dzieła Jordana, ale film nie postarzał się ani odrobinę.

large29

Tytułowy bohater filmu, Michael Collins, był irlandzkim rewolucjonistą, jednym z założycieli IRA i politykiem, uczestnikiem Powstania Wielkanocnego. Film zaczyna się w chwili rozbicia powstania – Collins wraz z pozostałymi członkami rewolucyjnego rządu zostaje internowany. Wkrótce po opuszczeniu obozu jenieckiego rozpoczyna walkę o niepodległość Irlandii zakończoną częściowym sukcesem – traktatem angielsko-irlandzkim, który sprawił, że Irlandia, zamiast być jak dotąd angielską kolonią, stawała się brytyjskim dominium, takim jak Australia czy Kanada. Po podpisaniu traktatu IRA rozpada się na dwie zwalczające się nawzajem frakcje.

Jordanowi w Michaelu Collinsie udała się trudna sztuka zamknięcia w trwającym nieco ponad dwie godziny filmie prawdziwej lawiny wydarzeń. Akcja filmu pędzi jak szalona, bez przerwy zmieniają się stosunki pomiędzy bohaterami i sytuacja polityczna, właściwie tylko napięcie pozostaje cały czas na tym samym wysokim poziomie. Collins w każdym momencie może zginąć i świetnie zdaje sobie z tego sprawę, nie wie tylko, z której strony padnie kolejny strzał. Atmosfera ciągłego zagrożenia i szaleńczej odwagi jest wszechobecna, już po kilku pierwszych scenach udziela się widzowi i nie opuszcza go do końca.

michael-collins

Film o irlandzkim bohaterze to moim zdaniem najlepsza rola Liama Neesona w całej jego karierze. Dokładnie tak – nie „jedna z najlepszych”, ale właśnie najlepsza. Przed obejrzeniem filmu Jordana nie podejrzewałem nawet, że Neesona stać na tak wyrazistą kreację – owszem, pojawił się w kilku dobrych filmach i zdarzały mu się role przyzwoite (Rob Roy) czy nawet wybitne (Lista Schindlera), jednak to właśnie Michael Collins pozwala w pełni docenić jego warsztat. Postać, którą zagrał w dziele Jordana, okazała się wprost dla niego stworzona, trudno wyobrazić sobie jakiegokolwiek innego aktora w tej roli.

Może to dlatego, że Collins był Neesonowi po prostu charakterologicznie bliski, a może dlatego, że Neeson, który sam pochodzi z Irlandii Północnej, dorastał słuchając legend o Collinsie i marzył o tym, aby być jak on. Efekt jest niesamowity – Neeson odegrał irlandzkiego rewolucjonistę brawurowo i bezkompromisowo, nie próbując nawet zrobić z niego postaci kryształowo czystej.

michael-collins-01-g

Wśród postaci drugoplanowych doskonale wypadają Aidan Queen w roli Harry’ego Bolanda oraz Alan Rickman jako Éamon de Valera. Niestety nie da się tego powiedzieć o Julii Roberts w roli Kitty Kiernan. Możliwe, że Jordan specjalnie schował tę postać w tle, ale o ile Queen i Rickman zapadają w pamięć, o tyle Roberts nie pokazuje w tym filmie nic szczególnie interesującego.

Michael Collins to film, któremu udało się pokazać irlandzkiego bohatera narodowego bez przekłamań – ani postać Collinsa, ani wydarzenia rozgrywające się na ekranie nie są jednoznaczne. Reżyser skutecznie unika patosu i doskonale uwypukla dynamikę wydarzeń. Dzieło to szczególnie polecam wszystkim naszym rodzimym kinematografom, mającym ambicję, by na nowo wytłumaczyć widzom historię Polski. Naprawdę da się nakręcić film historyczny, który nie byłby nudny, głupawy i brutalnie forsował jednostronną interpretację wydarzeń.

REKLAMA