30 SREBRNIKÓW. Recenzja pierwszego odcinka nowego serialu na HBO GO
Álex de la Iglesia to człowiek orkiestra, który jest reżyserem, scenarzystą, producentem i twórcą komiksowym w jednym. Jego dzieła to czarne niczym smoła komedie, w których kicz, horror, kampowość i totalna przesada mieszają się na każdym kroku, dając finalnie efekt totalnego zaskoczenia. Czegoś takiego w kinie na pewno nie widzieliście! To artysta bez mała wyjątkowy. Dlatego tak bardzo się cieszyłam, że hiszpański reżyser otrzymał od HBO szansę na nakręcenie własnego serialu. Jak wypada więc pierwszy odcinek?
Jeżeli jest się fanem totalnie pokręconego humoru, bohaterów oderwanych od rzeczywistości, momentów, po których mówi się „WTF?” i sytuacji tak absurdalnych, że aż niemożliwych, jest to bez wątpienia propozycja warta zobaczenia. Jeśli się jednak nie jest, to też warto obejrzeć pierwszy odcinek, bo dawno tak dobrze się nie bawiłam na małym ekranie, poza premierą drugiego sezonu The Boys i odkryciem serialu Co robimy w ukryciu.
Podobne wpisy
Historia na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym specjalnym. Na hiszpańskiej prowincji lokalna weterynarz jest świadkiem narodzin ludzkiego dziecka przez krowę. Razem z burmistrzem miasteczka, Paco, próbuje odkryć, kto za tym stoi, a przy okazji dowiaduje się, że lokalny ksiądz to prawdopodobnie wariat i morderca, a w dodatku w kościele trzyma arsenał broni, której nie powstydziłby się sam Terminator. O co w tym wszystkich chodzi, tego na razie nie wiemy, poza tym, że ważną rolę w przyszłych odcinkach będą odgrywały tytułowe judaszowe srebrniki. W posiadaniu jednego z nich jest bowiem nasza bohaterka.
U Álexa de La Iglesii nie ma nic pomiędzy. Pełno jest momentów, gdzie widz trafia w sam środek klasycznej rozpierduchy, by po drodze zaliczyć jeszcze trzy momenty wielkiego zdziwienia. Ale to nic, do czego reżyser by nas nie przygotował w swoich wcześniejszych filmach. To także wykorzystanie najlepszych horrorowych tradycji pomieszanych z dziwacznym CGI. Tego ostatniego równie dobrze mogłoby nie być, bo psuje końcowy efekt, tak jak to miało miejsce chociażby w przypadku Crimson Peak. Wydaje mi się, że sama historia jest na tyle ciekawa i intrygująca (opętania, demony, Judasz, morderstwa), że mogłoby się obyć bez potworów z komputerowego świata. Tym bowiem, co stanowi o sile tej produkcji, są niedopowiedzenia, mrok, tajemnica i bohaterowie wrzuceni sam w środek rzeczy, o których istnieniu nie mieli nawet pojęcia.
A jeśli chodzi o bohaterów, to jak wypadają po pierwszym odcinku? Ojciec Vergara, w którego wciela się Eduard Fernández, to prawdziwy fighter, który stracił wiarę we wszystko. Nie wierzy w Boga, nie wierzy też w diabła, a swoje przeżycia związane z egzorcyzmami próbuje racjonalizować na każdy możliwy sposób. Elena to typowa irytująca bohaterka, która niezbyt rozważnymi posunięciami pcha fabułę do przodu, a przy okazji rujnuje małżeński spokój burmistrza Paco. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to najlepsza postać w tym serialu. Burmistrz, który jest w sumie mocno nieporadny życiowo, wyróżnia się w ten sposób na tle pozostałych bohaterów. To człowiek, który boi się własnego cienia, a bardziej od śmierci obawia się żony.
https://www.youtube.com/watch?v=UU3kVMkVQmc&ab_channel=HBOPolska
Na pochwałę zasługuje też ciekawa czołówka, zrobiona w klasycznym dla reżysera stylu. Mamy więc makabrę, groteskę, kicz wymieszane razem i przyciągające uwagę widza już od samego początku. Są dramatyczne rozbryzgi krwi, dobra ścieżka dźwiękowa i zmanieryzowane zachowanie groteskowo ukazanych postaci, które mrożą krew w żyłach, a wszystko to przeplatane jest ostatnimi minutami życia Judasza, który po zdradzie Jezusa wiesza się na drzewie.
Po obejrzeniu pierwszego odcinka, który trwał tyle co przeciętny film, jestem bardzo pozytywnie nastawiona do całej serii i mam nadzieję, że twórcy mnie nie zawiodą. Na dzień dzisiejszy uważam serial za idealne połączenie czarnego humoru z elementami fantasy oraz hiszpańskiego horroru, który nie raz, nie dwa potrafi zaskoczyć niczego niespodziewającego się widza. W dodatku to smakowita uczta dla wszelkich horrorowych maniaków, uwielbiających szczególnie lata 70., bo nawiązań do klasyków jest co niemiara.
Produkcja już od pierwszych minut pokazuje, czym chce być, i nie zawodzi. To totalna makabyczno-groteskowa rozpierducha w hiszpańskim stylu, która nie bierze jeńców. Ciekawe jest, że praktycznie każdy może w niej znaleźć coś dla siebie: romans, dramat, horror, czarną komedię itd. Reżyser udowodnił bowiem nieraz, że w każdej konwencji czuje się naprawdę dobrze.