search
REKLAMA
Recenzje

ŚNIEŻKA. Nowy Disney, nowe kłopoty? [RECENZJA]

Jak wypada nowa odsłona przygód Królewny Śnieżki?

Mary Kosiarz

22 marca 2025

REKLAMA

Wytwórnię krytykowano za zbyt daleko idące zmiany w stosunku do kultowego oryginału z 1937 roku. Odtwórczyni głównej roli Rachel Zegler za niepopularne komentarze odnośnie do tejże produkcji szybko znalazła się na celowniku internautów, którzy na domiar złego nie mogli pogodzić się z jej odbiegającą od disneyowskich kanonów karnacją. W końcu doniesienia o bardziej feministycznej interpretacji historii Śnieżki, która do osobistego spełnienia nie potrzebuje wcale pocałunku księcia z bajki, niemałą część widowni definitywnie zniechęciły do seansu, który nie przywróciłby już w pełni wspomnień wyniesionych z dzieciństwa.

Podsumowując ten zarysowujący burzliwe kulisy dystrybucji filmu wstęp – Śnieżka właściwie na długo przed oficjalnym startem kampanii promocyjnej straciła w oczach publiki swoją wiarygodność. Dzieło Marca Webba miało wszelkie predyspozycje do tego, by stać się najbardziej polaryzującym tytułem Disneya ostatnich lat, jeśli nie nawet i dekad. Ile z tych złowieszczych przewidywań rzeczywiście zdefiniowało debiutujący właśnie na ekranach kin remake? Ano nie tak wiele. Choć wersja live action pierwszego animowanego filmu słynnej wytwórni dokłada swoją cegiełkę do trendu wtórnych i z dzisiejszej perspektywy niezbyt już potrzebnych nowych odsłon popularnych bajek, z całą pewnością nie jest absolutną porażką ani Rachel Zegler, ani pozostałych twórców. A przynajmniej nie w takiej skali, jak można się tego było spodziewać.

Zacznijmy od samego szkieletu opowieści, który pomimo początkowych obaw o drastyczne odcięcie się od klasycznej animacji Disneya w rzeczywistości niewiele różni się od swojego poprzednika. Twórcy w baśniowej otwierającej sekwencji odmalowują przed nami obraz prawdziwie sielankowego, tętniącego życiem królestwa, w którym słowo „poddani” nie ma właściwie racji bytu, wszyscy obywatele bowiem, łącznie z królewską rodziną, żyją wspólnie w zgodzie, szacunku, pozbawieni większych zmartwień. Wszystko zmienia się jednak wraz ze śmiercią monarchini, tajemniczym zaginięciem jej małżonka i przejęciem władzy przez zgorzkniałą, przesiąkniętą nienawiścią Złą Królową. I niestety już na tak wczesnym etapie fabuły remake disneyowskiej baśni zawodzi wyjątkowo nijaką, pozbawioną wyraźnie nakreślonej motywacji antagonistką sportretowaną przez Gal Gadot. Nie od dziś wiadomo, iż jej konflikt z Rachel Zegler miał ogromny wpływ na kształt kampanii promocyjnej filmu – kontrowersyjna relacja obu aktorek znajduje również swoje odzwierciedlenie na ekranie, gdzie obie panie najwyraźniej nie znajdują wspólnego języka i nie ma między nimi nawet grama chemii.

REKLAMA

Dość odtwórczy i mało angażujący wstęp ratuje tu jednak charyzma i musicalowe zacięcie Zegler, która swoje wokalne umiejętności i zamiłowanie do bohaterek klasycznego Hollywood udowodniła już chociażby jako Maria w West Side Story Spielberga czy Lucy Gray Baird w Balladzie ptaków i węży. Także i teraz mamy okazję zachwycać się jej muzycznym talentem – utwory Benja Paseka i Justina Paula, w szczególności Waiting on a Wish czy A Hand Meets a Hand to nieliczne momenty, w których możemy się absolutnie zatracić i choć przez chwilę w pełni kupić tę przerysowaną baśniową scenerię.

Trudno natomiast nie odnieść wrażenia, iż sama Zegler niejednokrotnie jest rozdarta między zaprezentowaną w prologu buntowniczą stroną Śnieżki, a jej dalszymi poczynaniami, kompletnie niespójnymi z początkowym zamysłem i, prawdopodobnie w obawie o definitywny bojkot dzieła, zrównującymi ją właściwie z oryginalną wersją postaci czekającą na ratunek swojego ukochanego. I choć wybranek Śnieżki to w tym przypadku nie książę z bajki, ale prosty złodziejaszek Jonathan sportretowany przez Andrew Burnapa, koniec końców to jedyna znacząca różnica w stosunku do animacji, i tak sprawiająca wrażenie napisanej naprędce byle tylko odhaczyć kolejny sprawdzony schemat.

Śnieżka niejednokrotnie wypada wręcz karykaturalnie, szczególnie wtedy, gdy stara się odwzorować kropka w kropkę sceny z oryginalnej baśni. Bohaterka sama nie ma też pojęcia, co tak naprawdę chciałaby przekazać odbiorcom. Czy jest to opowieść, z którą dorastać będą kolejne pokolenia widzów cieszące się z nowej wersji równie mocno, jak z oryginału? Czy Śnieżka w wykonaniu Zegler rzeczywiście tak drastycznie odbiega od swojej poprzedniczki i zostawia nas z błyskotliwymi, aktualnymi z dzisiejszej perspektywy refleksjami? Odpowiedź na oba pytania wydaje się wręcz oczywista – Śnieżce nie udało się podnieść po skumulowanym ataku internautów, co zdecydowanie odbiło się też na jakości tytułu, począwszy od niespójności scenariusza, po zwyczajnie naiwną i groteskową puentę i nieudane eksperymentowanie z CGI.

Pytanie, jakie istotnie należałoby sobie zadać już nie tylko w kontekście remake’u Webba, lecz wysypu tego typu produkcji – szczególnie w ostatnich latach – to: czy rzeczywiście aktorskie wersje kultowych animacji (nawet jeśli zgodnie ze współczesnymi standardami część z nich pozostawia wiele do życzenia w swoim wydźwięku społeczno-politycznym) wnoszą do dzisiejszego kina powiew świeżości? Czy zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem korygują błędy popełnione przed laty i rozwijają kultowe historie o nowe, nieoczywiste wątki i refleksje? Czy to jedynie powtórny przykład czerpania korzyści z klasyki, która w nowej wersji, mimo górnolotnych obietnic, wcale nie wydaje się dużo bardziej atrakcyjna?

Śnieżka to kolejna w najnowszej historii Disneya zabawa z widzem w kotka i myszkę – mimo pięknej baśniowej otoczki, rewelacyjnych wykonów Zegler i Gadot Marc Webb nie ma publiczności do przekazania nic interesującego, co czyni z tytułu enty film-produkt pozbawiony ładu i składu, który ratuje jedynie charyzma i urokliwość głównej aktorki. Choć z pewnością nie jest to porażka pokroju nowego Zakochanego kundla, Snow White dość dobrze podsumowuje kryzys, z jakiego od pewnego czasu Disney nie jest w stanie się podnieść i nie wróży zbyt dobrze zapowiedzianym tytułom live action, pokroju Lilo i Stitcha czy Vaiany.

Feministyczna wojowniczka czy mniej lub bardziej udana kopia oryginału? Śnieżka zostawia nas w absolutnym rozdarciu, a co najgorsze – nie przekazuje zbyt wielu spostrzeżeń aktualnych dla najmłodszych widzek. Dzieło Marca Webba jest wtórne i niepotrzebne, szczególnie jeśli uważnie prześledzimy historię jego kontrowersji i ostateczny, mało atrakcyjny i poniekąd potwierdzający niepokój internautów kształt. Bojkot Śnieżki był oczywiście od początku zbędny i sporo zaszkodził produkcji Disneya, jednak twórcy, mając pełnię możliwości do tego, by odpowiedzieć krytykom i stworzyć ponadczasową, kompletną wersję historii Śnieżki, zdecydowali się na zlepek sprawdzonych klisz, byle tylko nie wpaść w jeszcze większe tarapaty.

Śnieżka składa obietnice, których nie potrafi dotrzymać, jednak nie można jej podsumować jako kompletną porażkę. Zarówno przed Zegler, jak i Gadot czekają kolejne – mam nadzieję – znacznie bardziej ambitne projekty, za to dla Disneya odbiór filmu powinien stać się ostatecznym otrzeźwieniem. Współczesny widz nie chce po raz kolejny oglądać czegoś, co zna już bardzo dobrze, w dodatku w ubogiej i niespójnej wersji. Pozostaje więc trzymać kciuki, iż nadchodzące tytuły słynnej wytwórni wytyczą sobie zupełnie nową ścieżkę i nie sprawią, że nawet najbardziej odporni kinomani pożałują wydania pieniędzy na coś, o czym zapomną i do czego nie będą chcieli już wracać.

Mary Kosiarz

Mary Kosiarz

Daleko jej do twardego stąpania po ziemi, a swoją artystyczną duszę zaprzedała książkom i kinematografii. Studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Ulubione filmy, szczególnie te Damiena Chazelle'a i Luki Guadagnino może oglądać bez końca.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA