MISSING. It’s very twisty! Recenzja sequela głośnego „Searching”

Missing duetu reżyserskiego Nicholas D. Johnson–Will Merrick to duchowy sequel filmu Searching z 2018 roku. Oceniamy nową produkcję, której cała akcja rozgrywa się na ekranie komputera.
Matka June wyjeżdża ze swoim facetem na tygodniowy urlop. Oznacza to, że osiemnastolatka ma „wolną chatę” i pełną swobodę. Jedyne, co musi zrobić, to pamiętać, by odebrać dorosłych z lotniska po powrocie. Kiedy jednak para nie stawia się na miejscu spotkania, dziewczyna zaczyna szukać sposobu, by dowiedzieć się, co się z nimi stało. Nie jest jednak gotowa na to, co odkryje. Tyle drogą fabularnego wstępu, bo resztę nie tylko trudno byłoby streścić, co też nie chcę zdradzać nic z licznych plot twistów, które pojawiają się często i gęsto, tworząc specyficzny styl i główny zamysł dzieła.
Missing to duchowy sequel Searching. Oznacza to, że nowa produkcja bazuje na podobnym pomyśle i luźno nawiązuje do wydarzeń oryginału. Jak bardzo, dowiadujemy się już w pierwszych scenach, które w ciekawy sposób nakreślają punkt styczności obu historii. Bohaterka Missing ogląda bowiem na Netfliksie serial true crime opowiadający o sprawie zaginionej nastolatki, będący fabułą filmu Aneesha Chaganty’ego. Wydarzenia oryginalnego dzieła nie tylko miały więc miejsce w świecie Missing, zostały już przerobione przez popkulturę pod postacią popularnego serialu znanej platformy. Rozwiązanie proste, acz piekielnie skuteczne. Szeroko uśmiechnąłem się, widząc realizację tego pomysłu na ekranie.
„Missing”: recenzja. „It’s very twisty!”
Fabuła filmu jest bardzo fajnie zbudowana. Scenarzyści piętrzą przed widzem zagadki i nietypowe rozwiązania, a każda nowa informacja prowadzi do następnego elementu układanki. Duet reżyserski bawi się z widzem, mnożąc zwroty akcji i raz za razem próbując zaskoczyć odbiorcę. W pewnym momencie produkcja zmierza nawet w stronę kina klasy B. Robi to jednak na tyle inteligentnie, że nie sposób nie cieszyć się z zaprezentowanych na ekranie rozwiązań. Taki odbiór dzieła wynika także z ciekawego zabiegu formalnego, dzięki któremu oglądamy nagrania z różnego rodzaju urządzeń elektronicznych – laptopów, komórek, zegarków typu smartwatch, innych urządzeń mobilnych czy nawet kamer monitoringu. Mieszając nagrania różnego rodzaju, często zmienia się jakość i ziarnistość obrazu, przez co niektóre sekwencje wyglądają jak rodem z thrillera „straight to VHS” czy taniego horroru, oglądanego ze znajomymi za młodu. Zabieg ten pozwala jednak jeszcze mocniej wciągnąć się w prezentowaną historię i wyłapywać kolejne poszlaki, bo zaczynamy aktywnie przyglądać się temu, co widać na nagraniu.
„Missing”: Product Placement The Movie
Akcja Missing, tak jak przed laty Searching, rzeczywiście odbywa się tylko na ekranie komputera. Aby umożliwić taki tryb pokazywania rzeczywistości, nazwy konkretnych produktów oraz ich charakterystyczne logotypy pojawiają się tutaj niemal w każdej sekundzie. Nietrudno zgadnąć, jak zebrano budżet tej produkcji, skoro nazwy konkretnych marek wymieniane są tutaj z prędkością karabinu maszynowego. W tym wszystkim niezwykle ciekawa jest jednak perspektywa technologiczna, mówiąca wprost, ile danych na nasz temat zbierają wszystkie otaczające nas urządzenia. Wątek cyberbezpieczeństwa prowadzony jest jednak niemal pobocznie wobec głównego elementu fabuły i opowiedziany jest w nienachalny sposób. W tym kontekście świetna jest chociażby scena, w której przyjaciółka bohaterki podszywa się pod mężczyznę, by wydobyć informacje na temat jego konta. Zaskakuje tempo, w jakim June jest w stanie znaleźć odpowiedzi na zasłyszane pytania kontrolne, potrzebne do weryfikacji danych. Moment ten unaocznia, jak bardzo powinniśmy pilnować informacji, którymi ochoczo dzielimy się w sieci. Co jednak ważne – twórcy nie demonizują tutaj technologii. W dość oględny sposób pokazują nam raczej możliwości zdobyczy technologicznych i to, że – tak, jak ze wszystkim – narzędzia można wykorzystać do dobrych i złych celów.
Missing to także film niezwykle samoświadomy i pokazujący siłę kultury popularnej. Bardzo podobał mi się motyw, w którym bohaterka odkrywa część zagadki, podłączając się pod live stream z kamer miejskich, bo koleżanka podpowiedziała jej, że widziała takie rozwiązanie w serialu true crime. Notabene – właśnie w tym serialu, którego jeden z odcinków poświęcony był sprawie bohaterów Searching i stanowił pierwsze minuty oglądanego przez widzów obrazu.
„Missing”: oceniamy sequel „Searching”
Missing to prosty thriller, który jednak nie próbuje być niczym więcej niż sprawnym i angażującym dziełem, które ma po prostu przynieść widzowi dwie godziny rozpędzonej rozrywki. Ta świadomość gatunkowa i stylistyczna staje się największyn atutem dzieła, a sama historia zwyczajnie nas wciąga, angażuje i pozwala świetnie się bawić.
Mimo że Missing jest filmem, o którym raczej zapomnimy w kilka dni po seansie i mam wrażenie, że nadaje się nieco bardziej do streamingu niż do kina (tak, dostrzegam ten paradoks, podkreślony przez samych twórców scenami otwierającymi dzieło), w trakcie seansu przysparza jednak sporą radochę. Niby nic wielkiego – ot, sprawne ogranie znanych motywów, ale wymieszane w tak smakowitym sosie, że zwyczajnie dobrze się to ogląda. Takie filmy też są nam czasami potrzebne, więc cieszę się, że mogłem go zobaczyć. Po całym tygodniu pracy tego rodzaju relaks dla mózgu robi nam całkiem dobrze. Porządna rozrywka!