search
REKLAMA
Recenzje

DESTROYER. Wyniszczona Nicole Kidman w pulpowym sosie

Mikołaj Lewalski

11 grudnia 2018

REKLAMA

Fani thrillerów kryminalnych już od jakiegoś czasu zacierają ręce w oczekiwaniu na trzeciego Detektywa, który ma przywrócić blask całej serii. Trzy i pół roku przerwy między sezonami to bardzo długi okres, pozwólcie więc, że zaproponuję wam przystawkę w postaci filmu Destroyer. Pobrzmiewają tu echa kina zemsty, protagonistka to chodzący wrak, a akcja jest przeplatana retrospekcjami, które nadają kontekst scenom teraźniejszym. Całość zanurzono w gęstym neo-noirowym klimacie, momentami balansując na granicy kiczu i przerysowania. Dialogi są ostre, przemoc krwawa i dosadna, a cała historia i jej bohaterowie emanują mrokiem. Wszystko to powinno wydać się przyjaźnie znajome miłośnikom Detektywa, choć zabrakło tu większej samoświadomości. W przeciwieństwie do wspomnianego dzieła (a przynajmniej pierwszego sezonu, drugi miejscami cierpiał na podobną przypadłość) Destroyer potrafi wywołać krzywy uśmiech przeszarżowanymi scenami albo dialogami, które z pewnością lepiej wypadały na papierze. Kilka potknięć nie zmienia jednak faktu, że to kawał porządnej historii kryminalnej z bardzo dobrą główną rolą.

Nicole Kidman hipnotyzuje już od pierwszych scen, choć początkowo trudno odwrócić uwagę od nieco karykaturalnej charakteryzacji. Jej postać jest przeżutą i wyplutą przez życie alkoholiczką, która nosi ze sobą koszmarne brzemię z przeszłości, co naturalnie powinno być zauważalne. Wydaje mi się jednak, że charakteryzatorzy (więc pewnie także reżyser) chcieli, żeby to wszystko było widoczne już w pierwszej sekundzie i po prostu przedobrzyli. Występ Kidman jest porażająco autentyczny i bezbłędnie oddaje bezlitosny charakter wewnętrznych demonów jej bohaterki – nie było potrzeby tak mocno podkreślać tego jej wyglądem.

Obie linie czasowe angażują od samego początku, co spotęgowane jest przez bardzo rozsądne dawkowanie informacji pozostawiających widza z kolejnymi pytaniami i domysłami. Oglądanie scen z przeszłości nacechowane jest więc smutkiem (znamy mniej więcej końcowy rezultat) oraz wyczekiwaniem na najgorsze, podczas gdy teraźniejszość pozwala nam pobawić się w samodzielne łączenie kropek i dopowiadanie sobie faktów. To zabieg chętnie stosowany zarówno w literaturze kryminalnej, jak i w kinie o podobnej tematyce – dzięki temu dostajemy okazję, by trochę pokombinować i zbliżyć się w ten sposób do głównego bohatera.


I bez tego nietrudno sympatyzować z protagonistką, która jest trudna w obejściu i moralnie niejednoznaczna, ale zarazem charyzmatyczna i kompetentna. Jej wady i niedoskonałości czynią ją intrygującą, a siła charakteru każe nam kibicować jej do samego końca. Każda kolejna obelga, cios czy kopnięcie, które otrzymuje od innych, sprawiają, że szanujemy ją jeszcze bardziej, zwłaszcza że żadna z tych rzeczy nie powstrzymuje jej przed parciem do przodu. Destroyer to zdecydowanie show Nicole Kidman, choć partnerujący jej na ekranie Sebastian Stan i Toby Kebbell nie dają się zepchnąć w cień i sami także tworzą pamiętne kreacje. Być może nieco więcej czasu należało poświęcić relacji postaci Stana i Kidman, ale i bez tego możemy uwierzyć w siłę oraz znaczenie ich uczucia. W mniej udany sposób ukazano konflikt między protagonistką a jej córką, głównie za sprawą koszmarnie przerysowanego chłopaka tej drugiej. Tu przydałoby się więcej subtelności, choć ewidentny problem w komunikacji i końcowa scena tego wątku zaskakują autentycznością i poruszają w niemałym stopniu. Niestety, znacznie mniej zgrabnie wybrzmiewają ostatnie chwile filmu – tu naprawdę reżyser powinien był zdjąć stopę z gazu. Finał może wywołać mocne przewrócenie oczami i zgrzyt zębów, ale nie umniejsza on jakości całokształtu. Destroyer to thriller o mocnej historii, wysmakowanych zdjęciach i kapitalnej ścieżce dźwiękowej, która perfekcyjnie buduje brudny klimat umiłowany przez fanów tego typu tytułów. Z pewnością jest to obowiązkowa pozycja dla nich oraz, naturalnie, dla wyznawców talentu Nicole Kidman.

REKLAMA