search
REKLAMA
Nowości kinowe

CZERWONY KAPITAN. TRUP Z UBECKIEJ SZAFY

Jan Dąbrowski

31 sierpnia 2016

REKLAMA

CzerwonyKapitan_plakatBratysława, rok 1992. Podczas przenoszenia cmentarza w związku z budową nowego banku robotnicy trafiają na zwłoki człowieka, któremu wbito w czaszkę gwóźdź. Sprawą zajmują się detektywi Eduard Burger (Marian Geisberg) i Richard Krauz (Maciej Stuhr). Przedstawione wydarzenia dotyczą infiltracji kościoła przez ubecję, a konkretnie ludzi wykonujących polecenia – zarówno jednej, jak i drugiej strony. Krauz reprezentuje raczej laicki punkt widzenia, ale jego dążenie do prawdy śmiało można nazwać powołaniem. Niestety żarliwości policjanta nie podzielają ani przełożeni, ani koledzy z pracy, nie wspominając o żonie i dziecku bohatera. Badanie sprawy zwłok z gwoździem w głowie wiąże się z odgrzebywaniem przeszłości, którą najchętniej wszyscy by wyparli, choćby dla świętego spokoju.

Wzajemne przenikanie się elementów społecznych i politycznych z kryminałem sprawia, że najnowszy film Michala Kollara jest filmem gęstym od szczegółów. To zarazem zaleta i wada Czerwonego kapitana.

Na korzyść czesko-słowacko-polskiej produkcji przemawia to, jak wygląda. Niewątpliwa w tym zasługa Kacpra Fertacza, odpowiedzialnego dotychczas za zdjęcia do np. Hardkor Disko, a także nadchodzącej Ostatniej rodziny. Filmowa Bratysława jest tu brudnym i nieprzyjemnym miejscem – można powiedzieć, że to wzorowa sceneria dla rasowego kryminału. Przy tym dużo ujęć i ustawień kamery pozwala łatwo wejść widzowi w świat Czerwonego kapitana. A jest to bardzo bogate miejsce, głównie dzięki szczegółowej scenografii, którą zbudowano namacalny klimat tamtych czasów. Od masywnych, tarczowych telefonów, przez maszyny do pisania, kryształowe popielniczki i plakaty aż po wysłużone książki telefoniczne i stare Skody na ulicach. A do tego ciągle zmęczeni policjanci o nieogolonych twarzach i nieodłącznych papierosach w ustach. Eksponowanie tych retro elementów nie zawsze wypada przekonująco, ale chwilami można wsiąknąć w analogowy i zadymiony świat z filmu Kollara. Pomagają w tym klasyczne dla kryminału elementy: problemy z używkami, kontrastowa para detektywów, ubarwienie języka potoczystymi wulgaryzmami oraz anatomopatolog z humorem opisujący zwłoki na sekcji.

czerwony-kapitan-rez-m-kollar-mat-promo6_c2bbabfd32

Niestety to dość chaotyczna produkcja. Podczas seansu czuć, że tu i tam zabrakło sceny łączącej kolejne wątki. Ten brak płynności dziwi, bo fabuła w gruncie rzeczy nie jest szczególnie złożona. Grzebanie w dokumentach, picie i palenie, wypytywanie kolegów z pracy, księdza i archiwistki, a wszystko to poprzetykane okazyjnym mordobiciem i/lub pościgiem – tego typu filmów powstało na tyle dużo, że połączenie kolejnych elementów w logiczną całość nie powinno stanowić problemu dla reżysera. Brak spójności niestety nie pozwala widzowi w pełni zaangażować się w przedstawione wydarzenia, choć same w sobie są ciekawe. Ich przełożenie na film już mniej.

Wszystko to jednak mogłoby składać się na niezły, choć chaotycznie nakręcony kryminał retro, lecz dystrybutor postanowił uszczęśliwić polskiego widza i zdubbingował cały film, przez co ogląda się go znacznie gorzej. Głosy same w sobie brzmią dobrze, a aktorstwu nie można niczego zarzucić. Niestety po połączeniu jednego z drugim powstaje zgrzyt. W filmie jest dużo emocjonalnych scen – dyskusje, awantury i bójki. Oddanie emocji bohaterów poprzez dubbing zawsze będzie nienaturalne w filmie aktorskim.

To, że żyjemy w czasach zdominowanych przez obraz, nie powinno przekładać się na rezygnowanie z napisów na rzecz dubbingu. To druga z rzędu (po Jak zostać kotem) dystrybuowana przez Kino Świat produkcja, którą pozbawiono oryginalnej wersji dialogowej – niepotrzebnie i ze stratą dla samych widzów. Ponownie nie dano nam wyboru, bo do kin weszła tylko jedna wersja dźwiękowa. Prawdopodobnie film odbierałoby się znacznie lepiej w jego oryginalnym brzmieniu. Jednak przepuszczenie go przez ręce pomysłowych Dobromirów z Kina Świat skończyło się tak, że Czerwonego kapitana ogląda się jak film bez dźwięku z audiobookiem puszczonym w tle.

korekta: Kornelia Farynowska

czerwony-kapitan-rez-m-kollar-mat-promo3_07bab9fbdf

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA