Błękitny anioł
Autorką recenzji jest Elżbieta Obroślak
Postać kobiety wampa obecna była w kinie niemal od samego początku, a konkretnie od chwili, gdy uwodzicielska wampirzyca z dramatu Mauritza Stillera wywędrowała za ocean i nabrała charakterystycznych dla siebie cech w osobie młodej aktorki imieniem Theda Bara. Tę gwiazdkę nowojorskich scen pozyskała wytwórnia Foxa, dla potrzeb łatwowiernej publiczności agenci reklamowi sfabrykowali jej specjalny, “mroczny” życiorys i wykreowali jako “anioła grzechu”, kobietę, która potrafi doprowadzić do upadku nawet najbardziej cnotliwego mężczyznę.
Niecałe dwadzieścia lat później na ekranie pojawiły się kolejne ucieleśnienia tego, co w kobietach najbardziej pociągające i niebezpieczne, szerzej znane jako Marlene Dietrich i Greta Garbo. Wydaje się, że dzisiaj szczególnie ta druga kojarzona jest z rolami dam upadłych i występnych, a dzieje się tak za sprawą jej roli w filmie Josefa von Sternberga “Błękitny anioł”.
Jednakże, jak zmieniał się świat, z dekadenckich nastrojów fin de siecle’u wskakując wprost w objęcia Wielkiego Kryzysu, tak kobieta wamp nie była ciągle taka sama – opuściła salony i egzotyczne scenerie na rzecz podrzędnych lokali z podejrzaną klientelą, z romantyczki, eleganckiej i nierzadko ekscentrycznej arystokratki przeistaczając się w istotę mocno stąpającą nogami (nota bene, pięknymi) po ziemi.
Podobnie Marlene nadała granej przez siebie postaci Loli – Loli bardziej brutalne, wyostrzone rysy, odarła ją z całego romantyzmu i pozorów artyzmu zawodu szansonistki, pokazując, że za kulisami barwnego widowiska kryje się tani hotel, tandetny kostium i ludzka obojętność; wykpiła rzekomą kobiecą tajemniczość i za pomocą dość bezpośrednich jak na owe czasy aluzji i zachowań, zamieniła wyrafinowany erotyzm na bezpośrednią wulgarność.
Lola – Lola od samego początku wzbudza u widza niechęć, pomimo swej urody, pozornej beztroski i równie pozornej, choć urokliwej aury, jaka ją otacza, a która ma swe źródło w wykonywanym przez nią zawodzie. Chwilami w swym postępowaniu wobec profesora Ratha wydaje się niemal sadystką, zupełnie nieczułą na jego cierpienia i poniżenie. On z kolei, doskonale zakonserwowany w swej mieszczańskiej moralności, gubi się w grze pozorów prowadzonej przez szansonistkę, by wreszcie całkowicie się jej podporządkować. Zrywa przy tym ze swoim dotychczasowym środowiskiem, dobrze mu znanym i konwenansami, które utrzymywały jego życie w porządku, całkowicie nieświadomy tego, że obrana droga prowadzi go wprost do upadku i tragedii.
Historia prof. Immanuela Ratha może się wydawać dziś jedynie mocno naiwną, trochę sentymentalną opowieścią dla pensjonarek; w rzeczywistości film von Sternberga jest mocnym, przejmującym obrazem moralnego upadku, jakiego może doświadczyć człowiek. Niewątpliwa w tym zasługa Marlene Dietrich, prowokującej, pociągającej, nieco jak na owe czasy perwersyjnej i wyzywającej, począwszy od papierosa, poprzez podwiązki i głęboki dekolt, a na charakterystycznym głosie, którym śpiewa taniutkie szlagiery, kończąc.
Lola – Lola nie mogłaby jednak zaprezentować swego charakteru w całej jego okrutnej okazałości, gdyby nie pojawił się przy niej prof. Rath – trochę zagubiony, łatwowierny, starannie ukryty za murem sztucznej obojętności i surowości – a w jego roli genialny Emil Jannings. To on, nie Marlene był fantastycznym objawieniem “Błękitnego anioła” – fantastycznym, choć niedocenionym przez publiczność, zauroczoną “skandaliczną” Dietrich, której nazwisko ciągle nosiło jeszcze posmak nowości. Jannings doskonale odnalazł się w mrocznym, dusznym i przygnębiającym klimacie filmu, otoczony gromadką specyficznych bohaterów, na czele z bezwzględnymi uczniami i wyrachowaną grupą “artystów” z lokalu podejrzanej konduity. Wpadł w sidła tancereczki, niepomny na morał płynący z tej opowieści.
W obecności kobiety – wampa trzeba być szczególnie ostrożnym. Ale o upadłym aniele nie da się szybko zapomnieć.