BEGOTTEN. Horror totalny

Czy można przejść obojętnie obok filmu, który zaczyna się od samobójstwa Boga?
W leśnej chacie siedzi dziwna postać ubrana w białe szaty, która w akcie brutalnego samobójstwa otwiera sobie brzuch za pomocą brzytwy i wyciąga z niego wnętrzności. Jest to… Bóg Zabijający Samego Siebie, a z jego szczątków wyłania się kobieta – Matka Ziemia, która używa jego nasienia i krwi do samozapłodnienia. Matka Ziemia opuszcza chatę i przemierza opustoszały krajobraz, gdzie rodzi Syna Ziemi – zdeformowaną istotę, którą wkrótce porzuca na pastwę losu. Syn wędruje przez wrogi świat i napotyka plemię zakapturzonych nomadów, którzy poddają go torturom, a następnie wrzucają do ognistej jamy, gdzie płonie on na śmierć. Syn Ziemi zostaje wskrzeszony przez Matkę Ziemię, ale nomadowie powracają, by zamordować ich oboje, pociąć na kawałki i zakopać szczątki głęboko w glebie. Po pewnym czasie w miejscu pochówku wybucha wegetacja roślinna, a Matka i Syn zmartwychwstają.
Pomysłodawcą Begotten był Edmund Elias Merhige – student State University of New York zafascynowany kinem niemym, eksperymentalnym teatrem i japońską techniką tańca butō. Merhige założył trupę teatralną Theatreofmaterial z zamiarem wystawienia spektaklu tanecznego z akompaniamentem orkiestry symfonicznej, ale kiedy okazało się, że koszty takiej produkcji wyniosą co najmniej ćwierć miliona dolarów, postanowił nakręcić niskobudżetowy film. Artysta rozpoczął nad nim pracę w połowie lat 80. wraz z członkami Theatreofmaterial, którzy zasilili obsadę i skład ekipy technicznej. Postanowiono, że całość zostanie nakręcona na czarno-białej taśmie oraz pozbawiona tradycyjnej narracji i dialogów, żeby podkreślić wizualny aspekt filmu. Za źródła inspiracji posłużyły m.in. Krew bestii (1949) Georgesa Franju, Gabinet doktora Caligari (1920) Roberta Wienego oraz malarstwo Boscha, Muncha i Goi.
Twórcy zaczęli rozwijać swoje pomysły podczas intensywnych prób, dyskusji oraz sesji grupowych. W celu osiągnięcia odpowiednich stanów mentalnych i duchowych poddawali się hipnozie, medytowali i wykonywali rytualne ćwiczenia oddechowe, które miały ułatwić aktorom zestrojenie się z granymi przez nich postaciami. Gdy ekipa była już wystarczająco przygotowana do pracy, na terenie Nowego Jorku i New Jersey ruszyły zdjęcia, które trwały w sumie prawie pół roku. Merhige objął funkcję reżysera, producenta, operatora i specjalisty od efektów specjalnych. Budżet zamknął się w kwocie wynoszącej około 33 tysięcy dolarów pochodzących z prywatnych środków Merhige’a i założonego przez jego dziadka funduszu powierniczego. Członkowie obsady i ekipy technicznej pracowali za darmo lub półdarmo – zapewniono im tylko bezpłatne wyżywienie i zakwaterowanie w trakcie zdjęć.
Najbardziej pracochłonna była postprodukcja. Merhige – projektant efektów specjalnych współpracujący m.in. z Disneyem – nadał materiałowi formę starego, podniszczonego artefaktu. „Chciałem, aby Begotten wyglądał nie jak film z lat 20., nawet nie jak film z XIX wieku, ale jak film z czasów Chrystusa, jak filmowy odpowiednik zwojów znad Morza Martwego, który został zakopany w piasku, resztki po zwyczajach i rytuałach kultury, które nie mają już zastosowania w tej kulturze, ale mimo to kryją się gdzieś pod powierzchnią tego, co nazywamy »rzeczywistością«” – wyjaśniał reżyser. Chodziło również o to, aby ziarniste zdjęcia wywołały u widzów ambiwalencję w interpretacji ekranowych wydarzeń. Obróbka jednej minuty filmu zajmowała od ośmiu do dziesięciu godzin drobiazgowej pracy z użyciem drukarki optycznej. Z tych powodów postprodukcja 72-minutowego filmu trwała aż osiem miesięcy.
Po ukończeniu montażu Merhige szukał dystrybutora przez dwa lata, bo nikt nie był zainteresowany niemym, czarno-białym filmem bez czytelnej fabuły. Zaproponował więc Begotten kilku muzeom, lecz kiedy dwa z nich wykazały chęć pokazywania filmu jako eksponatu, reżyser się rozmyślił. Dzięki staraniom Petera Scarleta i Toma Luddy’ego – krytyków filmowych, którzy obejrzeli Begotten na prywatnym pokazie – film trafił na festiwal filmowy w San Francisco. Fama o dziele Merhige’a dotarła do Susan Sontag, która stała się jedną z jego największych orędowniczek: przekonywała, że to „jeden z dziesięciu najważniejszych filmów współczesnych czasów” i dostarczyła swoją kopię na seans w ramach festiwalu filmowego w Berlinie. Od tamtej pory Begotten wyświetlano m.in. w USA, Kanadzie, Portugalii i Austrii. Film pojawił się również na nośnikach VHS i DVD (w ograniczonych nakładach).
Na temat ukrytych treści Begotten napisano całe tomy analiz i interpretacji. Krytycy doszukiwali się odniesień do motywu śmierci i odrodzenia oraz mitu stworzenia z wierzeń pogańskich, celtyckich, egipskich i chrześcijańskich (tropy uzasadnione, biorąc pod uwagę imiona postaci). Merhige przyznał się do wiary w alchemię i hermetyzm, a także do inspiracji filozofią Nietzschego i teatrem okrucieństwa Artauda. Sugerował przy tym, że wydarzenia w filmie stanowią metaforę życia i zmagań ludzkości zarówno z naturą dookolną, jak i własną. Taką interpretację podsuwają słowa otwierające film: „Krzewiciele języka, fotografowie, diaryści / Wy i wasza pamięć jesteście martwi, zamrożeni / Zagubieni w teraźniejszości, która nie przestaje przemijać / Tu oto żyje inkantacja materii / Odwieczny język / Jak płomień wypalający ciemność od środka / Życie jest ciałem na kościach drgającym ponad ziemią”.
Begotten zazwyczaj klasyfikuje się jako horror, jednak ortodoksyjni wielbiciele gatunku nie mają tu czego szukać. Film jest wprawdzie szalenie niepokojący, chwilami wręcz przerażający, ale groza wynika nie z jump scare’ów, nagłych wejść dramatycznej muzyki i innych oklepanych środków, lecz z biologii, przyrody, przemocy i niezgłębionej tajemnicy bytu. Źródłem trwogi jest tutaj materia i jej rozkład – ziemia, natura, ciało, mięso, wydzieliny. Choć szczątkowa i nie do końca klarowna, „fabuła” Begotten odnosi się do zbiorowych wzorców ludzkich wierzeń i doświadczeń: narodzin, wędrówki przez życie, interakcji ze światem, cierpienia, a w końcu śmierci i odrodzenia. Merhige dotknął w ten sposób grozy samego istnienia jako biologicznego trwania i psychologicznej udręki we wrogim, niebezpiecznym świecie dotkniętym entropią. W tym sensie jego niezwykły film jest horrorem egzystencjalnym – horrorem totalnym.
Nie ulega wątpliwości, że to jeden z najbardziej zdumiewających obrazów w dziejach kinematografii. Trudno jednoznacznie go ocenić, bo podczas seansu odnosi się wrażenie obcowania nie z filmem, lecz raczej z dziełem sztuki nowoczesnej, traktatem kosmologicznym lub magicznym grymuarem. Bardziej wymierny jest wpływ Begotten na karierę Merhige’a i szeroko pojętą popkulturę. Reżyser nakręcił dwa sequele swojego słynnego debiutu [Din of Celestial Birds (2006) i Polia & Blastema (2021)], dwa filmy pełnometrażowe z hollywoodzką obsadą [Cień wampira (2000) i Sprawca Zero (2004)] oraz teledyski (Marilyn Manson, Interpol i Danzig). Natomiast samo Begotten do dziś stanowi inspirację dla muzyków (Zola Jesus, Katatonia, Silencer) i filmowców takich jak Panos Cosmatos, który otwarcie przyznał, że sceny retrospekcji w Za czarną tęczą (2010) naśladowały styl filmu Merhige’a.