Jennifer Aniston to kolejna aktorka, która zabrała głos w sprawie zjawiska cancel culture (wcześniej na ten temat wypowiadali się m.in. John Cleese czy Rowan Atkinson). Co miała do powiedzenia słynna Rachel z Przyjaciół?
Na łamach Wall Street Journal Magazine Aniston opowiada, że ilekroć spotykała się podczas swojej kariery z Harveyem Weinsteinem, nie czuła się komfortowo.
To nie typ osoby, na spotkanie której czekasz. Bardziej myślałam sobie, że muszę wziąć się w garść. Pamiętam, że jednego dnia odwiedził mnie na planie filmu, żeby pogadać o innym projekcie. Świadomie zadbałam o to, żeby ktoś jeszcze był na miejscu.
Aniston uważa mimo wszystko, że od czasu aresztowania Weinsteina i początku ruchu #MeToo, cancel culture poszło za daleko.
Mam już dosyć cancel culture. Pewnie zostanę anulowana tylko za powiedzenie tego. Nie rozumiem do końca, co to znaczy. Nie ma szansy na odkupienie win? Nie wiem. Nie umieszczam wszystkich w tej samej kategorii, w której jest Harvey Weinstein.
Wcześniej w tym roku Aniston rozważała nad tym, jak świat zmienił się od czasu premiery Przyjaciół.
Jest już całe pokolenie ludzi – dzieci – które wracają do „Przyjaciół” i uznają ten serial za obraźliwy. Nie wszystko było celowe, a pewne rzeczy mogliśmy lepiej przemyśleć, ale sądzę, że wtedy nie było takiego wyczulenia, jak teraz. Komedia i filmy ewoluowały. Teraz trzeba być bardzo ostrożnym, co utrudnia zadanie komikom, ponieważ piękno komedii tkwi w tym, że śmiejemy się z samych siebie, z życia. Można było żartować z bigotów i mocno się z tego śmiać. Był to sposób na edukowanie ludzi na temat pewnych absurdów, a teraz nie można już tak robić. Wszyscy potrzebują śmiesznych rzeczy! Świat potrzebuje humoru. Nie możemy traktować się zbyt poważnie. Zwłaszcza w Stanach. Wszyscy są zbyt podzieleni.