search
REKLAMA
Felietony

KTO NAM DAŁ PRAWO DO KRYTYKI? Brie Larson oburza się, że recenzenci to mężczyźni

Berenika Kochan

19 czerwca 2018

REKLAMA

Przed kamerą, za kamerą, na stołkach producenckich… Temat nierówności płci w świecie filmu zostaje podnoszony raz po raz: przy okazji afery z gażą Michelle Williams, za pomocą znacznika “przyjazne kobietom” w portalu IMDb bądź serwisu CherryPicks, w którym o filmach piszą wyłącznie kobiety. Na męski świat recenzentów filmowych uwagę zwróciła ostatnio również Brie Larson. Odbierając nagrodę na festiwalu Women in Film, stwierdziła:

“Nie potrzebuję, by biały 40-latek mówił mi, co mu się nie podoba w Pułapce czasu. (…) Mam na myśli, że jeżeli kręcisz film będący hołdem dla kobiet rasy niebiałej, szansa, że kobieta z mniejszości rasowej obejrzy go i zrecenzuje, jest niebywale niska.”

Skąd przewaga krytyków rasy białej, płci męskiej? Na pytania retoryczne się nie odpowiada, a przeszłości nie rozpamiętuje. Właściwie tym wersem mogłabym zakończyć ów felieton, jest jednak rzecz, która i mnie od czasu do czasu gryzie.

Mimo absurdalności idei wprowadzenia sztucznych parytetów w krytyce filmowej – a to zaczyna się już dziać: festiwale filmowe w Sundance i Toronto udzielą ok. 20% więcej akredytacji dziennikarzom z grup słabiej reprezentowanych – Larson poruszyła mój i pewnie kilku jeszcze filozofujących recenzentów dylemat moralny. Czy mogę oceniać? Wybaczcie, że dla przykładu przytoczę ostatnie recenzje napisane przez moją skromną osobę. Alex Strangelove, Mario, The Letdown, Queer Eye, Atypowy. Idąc tokiem myślenia Brie Larson, moja opinia na temat jednego tylko z tych dzieł byłaby istotna, jako że z mamuśką Audrey z australijskiego serialu The Letdown mogę się utożsamiać. Z kolei 3 na 5 z powyższych tytułów należą do kategorii LGBT. Czy, reprezentując modelową polską rodzinę z marzeń partii rządzącej, mam prawo mówić, co poszło nie tak w filmach queerowych? Niektórzy powiedzą, że nie i wcale im się nie dziwię. Pamiętam, że w pierwszym odruchu skrzywiłam się, gdy zobaczyłam, że Kuba Koisz recenzuje Złe mamuśki. Po sercu odezwał się rozsądek. Obydwoje wiemy, że to ładna kiepścizna, ja co najwyżej mogłam w niektórych momentach pokiwać głową, powtarzając “oj, tak”.

Czy muszę być seksualnie płynna, by oceniać filmy LGBT?

Na wahania dotyczące dopasowania demograficznego recenzenta do treści dzieła mam kontrargument. Oceniamy kompozycję filmu, grę aktorską, scenariusz, kostiumy, zdjęcia, nowatorskość, odchodzenie od stereotypów, obraz na tle mu podobnych. Już w podstawówce uczą nas świadomości kulturalnej, wpajają prawo do oceny dzieła. Teoretycznie i mężczyźni, i kobiety otrzymują ten sam warsztat, schemat recenzji, kryteria do formowania opinii.

Opinii, a więc subiektywnej. Filtrujemy filmy przez własne doświadczenia, pogląd na życie, poczucie estetyki i humoru. Wszystkie, i te queerowe, i pod hasłem Black Lives Matter, i japońskie dramy, i amerykańskie musicale, są dla ludzi. A że wyszło, jak wyszło, i biali mężczyźni oglądają, wyrażają swoje zdanie i piszą, czy to niepokojąca sytuacja, którą trzeba zmienić? Wysłać kobietom zaproszenia do redakcji, a nawet (patrz: CherryPicks) tworzyć redakcje specjalnie dla nich?

W swojej wypowiedzi Brie Larson posłużyła się wynikami badań przeprowadzonych przez Annenberg Inclusion Initiative Uniwersytetu Południowej Kalifornii: kobiety rasy niebiałej stanowią 2,5% najlepszych krytyków filmowych, ogółem 80% krytyków filmowych to mężczyźni. Zbadałam amatorsko na rodzimym gruncie: spośród listy 40 najpopularniejszych krytyków w serwisie Mediakrytyk 7 z nich to kobiety. Dokładnie 17,5%. Za kryterium popularności służy w serwisie liczba napisanych tekstów, przy czym wystarczy pisać bloga, by być na liście ujętym. Będziemy ganić mężczyzn za pracę?

Po prawo do krytyki sięgamy sami, wierząc, że wytykanie błędów (nie oszukujmy się, w najbardziej udanym obrazie szukamy uchybień, by wyjść na profesjonalnych recenzentów) to coś więcej niż typowo polskie narzekanie. Znajdujemy się w odpowiednim miejscu i czasie, sięgamy po możliwości.

Wydaje mi się, może nieco wrednie, że Brie Larson dopasowała swoją wypowiedź do okoliczności. Odbierając nagrodę na festiwalu Women in Film, wypadało powiedzieć słowa łechcące jury i publiczność. Dlaczego nie odniosła się do nierówności na gali wręczenia nagród Akademii Filmowej, trzymając statuetkę za rolę w Pokoju?

Jeśli Pułapka czasu wypadła nie najlepiej, trudno. Nie zmienią tego recenzje pisane przez czarnoskóre kobiety.

REKLAMA