search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Serialowe uniwersum. O tempora, o mores, Emmy

Kornelia Farynowska

18 lipca 2016

REKLAMA

Moi drodzy czytelnicy – śmiem mieć nadzieję, że takowi istnieją – chciałabym zapowiedzieć zmianę formuły cyklu. Do tej pory pisałam głównie o pojedynczych serialach i sporadycznie teksty przekrojowe, a teraz zamierzam te proporcje odwrócić. Lepiej odnajduję się w tekstach felietonowatych i dało się odczuć, że wam takie się lepiej czyta. Planowałam dzisiejsze Serialowe uniwersum poświęcić Jessice Jones, ale pisał już o niej Radek Pisula i podjęłam decyzję o pisaniu tekstów bliższych rzeczywistym felietonom. Dlatego teraz będzie o ostatnim ważnym wydarzeniu w serialowym świecie, czyli o ogłoszeniu nominacji do Emmy.

Emmy to nagroda za osiągnięcia telewizyjne; tak jak przyznaje się Oscary za film, Tony za teatr i Grammy za muzykę, tak przyznaje się również Emmy za seriale. Tyle że pojawia się pewien istotny problem – filmy i muzyka powstają raz i koniec… A produkcje telewizyjne potrafią ciągnąć się latami. Niejednokrotnie zwraca się uwagę, że przyznawanie nagród Emmy jest problematyczne.

game_of_thrones_s3_fullres_3

Weźmy tegoroczne nominacje do Oscarów. W kategorii najlepszy film: Big Short, Most szpiegów, Brooklyn, Mad Max: Na drodze gniewu, Marsjanin, Zjawa, Pokój, Spotlight. I więcej nikt żadnego z tych filmów w tej czy innej kategorii nie nominuje, bo ich rok życia w kinach minął. A w Emmy w kategorii najlepszy serial… Jedna świeżynka, Mr. Robot – do tej pory sześć nominacji, w tej kategorii pierwszy raz. The Americans – do tej pory łącznie siedem nominacji, w tej kategorii pierwszy raz. Better Call Saul – do tej pory łącznie siedem nominacji, w tej kategorii drugi raz. Potem długo nic, aż wreszcie: Homeland – do tej pory łącznie dziewiętnaście nominacji, w tej kategorii czwarty raz. Downton Abbey – do tej pory łącznie dwadzieścia siedem nominacji, a w tej kategorii czwarty raz, chociaż warto zauważyć, że zmieniły się zasady i wcześniej kwalifikowało się jako najlepsza miniseria lub film telewizyjny, więc właściwie piąty raz. Dom z kart – do tej pory łącznie trzydzieści trzy nominacje, w tej kategorii czwarty raz. I oczywiście uwielbiana przez wszystkich Gra o tron – łącznie nominowana osiemdziesiąt cztery razy (albo nawet więcej, straciłam rachubę, prawdę mówiąc), w tej kategorii szósty raz.

W tym roku jestem wyjątkowo do tyłu z serialami – z tej listy obejrzałam pierwsze trzy sezony Homeland, cztery Downton Abbey i dwa odcinki pierwszego sezonu Gry o tron. Wydaje mi się jednak wyjątkowo nieuczciwe, że właśnie te produkcje są nominowane co roku, skoro jest całe stado innych seriali, które można nagrodzić. Emmy upodobały sobie jednak właśnie te, więc pokazują ciągle palcem te same dzieła, tych samych aktorów. Nie lubią także nowych seriali – to, że Mr. Robot został nominowany, zszokowało większość fanów – i nie przepadają za fantasy oraz science fiction, nikt nie wie do końca dlaczego. Zdaje się, że jedynym takim serialem, który został wyróżniony w którejś z ważniejszych kategorii, byli Zagubieni.

lost_6

Każdy ma swoich faworytów i mógłby wskazać własne typy – niemniej Emmy frustrują wiele osób właśnie ze względu na tę powtarzalność. Nikogo nie szokuje nominacja dla Gry o tron, bo to już chyba z automatu. Podobnie zresztą jest z Oscarami – do których się odwołuję, bo na teatrze amerykańskim znam się słabo, a Grammy przyznaje się głównie wykonawcom muzyki pop, której nie słucham – pamiętam, że parę lat temu żartowano, że nominowanie Meryl Streep to raptem formalność. Wydaje mi się jednak, że jakiekolwiek nagrody – nie tylko zagraniczne Emmy czy Oscary, ale także na przykład polskie literackie jak Nike – powinny służyć wyróżnianiu tych, którzy rzeczywiście na to zasłużyli, a nie nagradzaniu z przyzwyczajenia, za nazwisko, za tytuł. Na przykład takie Homeland – moim zdaniem pierwszy sezon był rzeczywiście bardzo dobry, ale później jakość mocno poleciała na łeb, na szyję, a serial w tej chwili leci na opinii. Drażni mnie ciągłe nagradzanie Gry o tron – zgoda, wybitnie jej nie lubię, a po ostatnich przeżyciach z Zanim się pojawiłeś nie mogę patrzeć na Emilię Clarke – ale nie wierzę, że w ciągu ostatnich sześciu lat nie było produkcji, która mogłaby ją zastąpić na przykład chociaż cztery razy. Downton Abbey – fenomen, ale umówmy się, że straszliwa opera mydlana, tyle że w kostiumach z epoki, a od pewnego momentu nudna opera mydlana. Również nie widzę potrzeby nominowania jej za każdym razem (a nie kryję się z faktem, że wyżej cenię seriale brytyjskie niż amerykańskie).

Problemów z Emmy jest wiele – długo można wyliczać, kiedyś pewnie to zrobię – ale mnie co roku najbardziej irytuje właśnie ta przewidywalność. Wprowadzenie zasady „jedna nominacja w jednej kategorii i potem albo wcale, albo po trzyletniej przerwie” mogłoby naprawdę ożywić sytuację. Chciałabym, żeby Emmy otworzyły się na produkcje fantasy i science fiction. Chciałabym, żeby nie nagradzano ciągle tych samych aktorów i aktorek. Chciałabym, żeby Emmy częściej nagradzały nowe produkcje, a nie wciąż te ze stażem dłuższym niż trzy lata. Chciałabym, żeby Emmy służyły rzeczywiście reklamowaniu dobrych seriali, a nie wciąż tych samych. Chciałabym, co chyba nie jest nieosiągalne, żeby Emmy było rzeczywiście po prostu nagrodą za osiągnięcia, a nie – jak do tej pory – za tytuł lub nazwisko.

REKLAMA