CO ROBIMY W UKRYCIU? Bawimy się doskonale!
Za oknem wiosna, a w naszych domach kwarantanna. W dobie pandemii, pochowani po pokojach i unikający towarzystwa, momentami czujemy się niczym stroniące od światła słonecznego wampiry. Nieustraszonym pogromcą obniżonych nastrojów staje się w takiej sytuacji dobry serial. Co robimy w ukryciu, który debiutował niedawno na polskim HBO GO, zapewnił mi kilka godzin świetnej rozrywki i odskoczni od niewesołej sytuacji na świecie.
Produkcja w oczywisty sposób nawiązuje do głośnej komedii Taiki Waititiego sprzed sześciu lat. Nowozelandzki reżyser połączył siły z Tomem Scharplingiem i Jemaine’em Clementem (przyjacielem i aktorem, który wystąpił w wielu jego filmach), by napisać i nakręcić swoisty spin-off Co robimy w ukryciu z 2014 roku. Tu także mamy do czynienia z mockumentem, fikcyjnym reality show śledzącym perypetie pewnej wyjątkowo ekscentrycznej grupki domowników. Zamiast Kardashianek i powiększonych chirurgicznie pośladków dostajemy jednak kły, krew i blade lica – bohaterowie tego programu są bowiem wampirami. Nie przenosimy się też do Nowej Zelandii, by dowiedzieć się, co u Vlada i spółki. Bohaterowie serialu to inni krwiopijcy niż ci, których znamy z filmu (chociaż „starą gwardię” zobaczymy w występie gościnnym) – a co z punktu widzenia widzów najważniejsze, nowi protagoniści są równie zajmujący i postrzeleni.
Podobne wpisy
A zatem razem z fikcyjną ekipą filmową obserwujemy codzienne perypetie czwórki nieśmiertelnych wampirów, od dekad zamieszkujących Staten Island w Nowym Jorku. Nandor (Kayvan Nowak), książę pochodzący ze średniowiecznego Iranu, jest najbliższy naszym wyobrażeniom o Vladzie Palowniku: dziki, zarośnięty i pełen dumy, chyba najbardziej z całej gromadki nieprzystosowany do funkcjonowania we współczesnej Ameryce. Stale towarzyszy mu wierny sługa, człowiek Guillermo (Harvey Guillen), który wykonuje wszystkie polecenia swojego pana w nadziei, że ten w końcu spełni jego marzenie o zamianie w wampira. Ich relacja, choć naznaczona wyzyskiem z jednej strony (Nandor) i poczuciem żalu z drugiej (Guillermo), pełna jest wzajemnej sympatii i mimowolnego szacunku. Kolejna para zamieszkująca dom to Laszlo (Matt Berry) i Nadja (Natasia Demetriou). O ile on stanowi najmniej ciekawą postać, najsłabiej wyposażoną przez scenarzystów w charyzmę i specyficzne cechy, to jego ukochana czaruje na jego tle pełnią swego ciemnego uroku. Nadja pochodzi z Rosji i jest typem femme fatale, wampirzycą wiecznie głodną zmysłowych wrażeń. Postrzelona, dąsająca się i lekko zwichrowana, ma w sobie jednocześnie wiele z dziecka, a dzięki komediowemu talentowi Demtriou kradnie niemal każdą scenę. Być może jednak najzabawniejszym ze wszystkich czterech krwiopijców jest ten najmniej typowy z nich, choć wielu widzom znany z autopsji – wampir energetyczny, czyli Colin Robinson w bezbłędnej, cudownie pozbawionej ekspresji interpretacji Marka Prokscha (możecie go pamiętać jako Nate’a z Biura). Ten wampir nie żywi się krwią, a energią otaczających go ludzi: w tym celu zanudza ich i przygnębia, a jego ulubione tereny łowieckie to biura i miejsca pracy. Colin Robinson to niezwykle trafna, zhiperbolizowana personifikacja wszystkiego, co męczące w interakcjach towarzyskich.
Wszystkie te fantastyczne, wyrwane z mitów i legend istoty (poza Colinem Robinsonem, wampirem energetycznym, wywiedzionym z faktycznej terminologii nauk psychologicznych) obserwujemy w bardzo przyziemnych sytuacjach. Robią zakupy, wychodzą na miasto, przepracowują kryzysy w związkach, uczestniczą w posiedzeniach rady miejskiej: wszelkie nadprzyrodzone cechy wampirów ulegają banalizacji. Ze zderzenia dwóch niepasujących do siebie rzeczywistości rodzi się komizm. A poprzez spojrzenie na typowe ludzkie sprawy wampirzymi oczami zaczynamy dostrzegać absurdalność i szarzyznę naszej rzeczywistości. W ten sposób dziwność wampirów przewrotnie demaskuje… dziwność ludzi. Co robimy w ukryciu działa świetnie jako czysta rozrywka, ale widz bez problemu wychwyci w serialu elementy komentarza społecznego, a także pochwałę indywidualizmu i fantazji, reprezentowanych przez wampiry: outsiderów w przyziemnym świecie zdominowanym przez ludzi.
https://www.youtube.com/watch?v=PS_VH6NGJIY
Perypetie wampirów oraz ich równie ekstrawaganckich wrogów, ofiar i przyjaciół zostały zamknięte w zgrabnej formule sitcomu. Każdy z dziecięciu krótkich odcinków opowiada nieco inną historię i na dobrą sprawę można połapać się w fabule, nie oglądając ich po kolei. O tym, czy Co robimy w ukryciu spodoba się nam czy nie, w przeważającej mierze zadecyduje tak subiektywne kryterium, jak poczucie humoru. A bywa ono tutaj bardzo specyficzne. Jeśli jednak jesteście fanami Waititego i filmowego Co robimy w ukryciu, to groteskowa, pełna czarnego humoru i jawnie niepoważna konwencja serialu powinna was zadowolić. Ponadto Co robimy w ukryciu usatysfakcjonuje nie tylko widzów polujących na wszystko, co z horrorem i wampiryzmem związane, ale też łowców easter eggów i popkulturowych nawiązań. Oglądanie rady wampirów, w której uczestniczą m.in. Tilda „Eve” Swinton i Wesley „Blade” Snipes (próbujący nawiązać kontakt z resztą towarzystwa mimo ciągle przerywającego Skype’a), to czysta przyjemność. Ja bawiłam się przy tej produkcji świetnie i szczerze polecam ją wszystkim niestroniącym od absurdu widzom, którzy szukają lekkiej rozrywki na wieczór.