Publicystyka filmowa
Z PAMIĘTNIKA PRACOWNIKA KINA. Wybrane historie o widzach
Z PAMIĘTNIKA PRACOWNIKA KINA to zbiór niezwykłych historii, które ukazują zmagania kinowych pracowników z uciążliwymi widzami.

Pozwolę sobie rozpocząć od pewnego banalnego uogólnienia, choć myślę, że uzasadnionego – mianowicie, podczas wizyty w kinie nie przywiązujemy uwagi do jego pracowników. Pomijam już fakt, że w tym momencie często zakup czy rezerwacja biletów odbywa się przez internet, więc siłą rzeczy nie ma okazji na jakąś większą interakcję – w każdym razie z naszej perspektywy wygląda to tak, że odbieramy wejściówkę na seans, oglądamy film i wychodzimy. Od drugiej strony sprawa ma się inaczej.
Pisałem już kiedyś, jak uciążliwi potrafią być inni widzowie na sali, niejednokrotnie swoim zachowaniem psując wszelką radość z seansu. W tym tekście chciałbym się z kolei pochylić nad pracownikami kin, którzy z uciążliwym klientem różnego typu zmagać się muszą wyjątkowo często. Przytoczone poniżej przypadki nie są moimi własnymi doświadczeniami, lecz wybranymi historiami zasłyszanymi od faktycznych pracowników sieciówek. Poszczególne podpunkty – poza tematyką – nie łączą się ze sobą, można więc potraktować je jako antologię.
(WIELKIE) PROBLEMY Z KOMUNIKACJĄ
Problem, który w różnych formach chyba najczęściej przewija się w opowieściach pracowników multipleksów, zatem w tym przypadku kilka historii przypiszę pod jedną kategorię. Klientela wielokrotnie udowadnia, że nie jest do końca świadoma najprostszych komunikatów oraz nie umie odpowiedzieć na zadane pytania. Standardem jest odpowiedź twierdząca na otwarte pytanie „Cola, Fanta czy Sprite?”. Rzadko kiedy zdarza się, że kupujący bilet zapamięta, jaki kolor oznacza, czy miejsce jest wolne, czy zajęte. Bywa zresztą i tak, że klient wykłada się już na pytaniu o film, na który chce zakupić wejściówkę. „No, wie pan”, odpowiadają, albo „na ten o 19:00”, co nie jest szczególnym ułatwieniem, gdy na tę godzinę zaplanowane są trzy równoległe seanse.
Nawet gdy wydaje się, że dana informacja nie może być bardziej klarowna, klient wciąż potrafi zaskoczyć. „Dzień dobry, słucham”, mówi pracownik kina, podchodząc do pustego stanowiska przy kasie. Widzi zbliżającego się człowieka, wyraźnie skonfundowanego, powtarza zatem swoje przywitanie, dając do zrozumienia, że czeka na zamówienie. Zamiast tego nadchodzi pytanie. „U pana czynna?”, pyta klient, ten sam, który nie był pewny, czy w okienku podpisanym KASA BILETOWA na pewno sprzedaje się bilety. Niepewność zanika, gdy przychodzi do skomentowania na głos faktu, że któraś kasa jest akurat – o zgrozo – nieczynna, i to tylko dlatego, że w zasięgu wzroku nie ma oczekujących ludzi. Nigdy nie ma wątpliwości, gdy przychodzi do narzekania.
TACY ZABAWNI, TACY POLIGLOCI
Prawie tak często jak z niezrozumieniem, pracownicy kin mierzą się z typem klienta-dowcipnisia, który ku uciesze swoich towarzyszy (lub własnej) pozwala sobie na drobne żarciki podczas procesu obsługi. Wszyscy zapewne myślą, że są niezwykle oryginalni, tymczasem pracownik kina słyszy dany dowcip sto razy jednego dnia. Strach zadać pytanie, czy klient życzy sobie bilet normalny, bo zaraz posypią się odpowiedzi, że nie, papierowy, nienormalny, lub – u tych szczególnie dowcipnych – popierdolony. Zdarzyło się też, że „ulgowy na paszport Polsatu. Celem żartów padają również tytuły filmów, chociażby Annabelle, przez klientów-kabareciarzy nazywana „Analbelle”.
Inną formą popisywania się można określić sposób, w jaki klientela wymawia nazwy przekąsek czy kaw. Oczywiście nie ma nic złego w poprawnym nazewnictwie, gorzej, jeśli chce się mówić tak poprawnie, że osiąga się odwrotny efekt. Chociażby Nachos to według części widzów nie „naczos”, ale „na-chosy” lub „na-ciosy” (to ostatnie wywołało śmiech dzieci klienta – dobrze, że wyraziły myśli sprzedającego). Szkoda, że z dbaniem o wymowę nie idzie również troska o zachowanie porządku wokół swojego fotela – to, co znajdują pracownicy po seansach, nierzadko można określić niestety wyłącznie jako chlew.
DZIWACZNE PYTANIA, NIEZWYKŁE PROBLEMY
Gdy słucha się historii pracowników, okazuje się, że absurd pytań i zachowań klienteli jest niejednokrotnie wyjątkowo wręcz zaskakujący. Zdarzyło się na przykład, że podczas zakupu biletu klient spytał, czy jego miejsce jest przy oknie. Widzowie niejednokrotnie dzwonią do obsługi kina, będąc na seansie, na przykład aby poprosić o podkręcenie ogrzewania czy klimatyzacji. Raz ktoś napisał w tej sprawie maila. Notoryczne jest wybieranie filmu dopiero podczas zakupu biletu (z obowiązkowym pytaniem, co będzie lepszą decyzją). Swoją drogą dla mnie sytuacja nie do wyobrażenia, choć potwierdzająca, że sporo osób chodzi do kina nie tyle na wyczekiwany film, co po prostu w ramach zabicia czasu.
Problematyczny jest pierwszy rząd – raz, że bardzo często do ludzi nie dociera, że na monitorze znajduje się on u góry ekranu, a dwa, że nawet świadomy wybór powoduje później kontrowersje. Co można odpowiedzieć pani, która twierdzi, że skandalem jest brak opcji pochylenia kinowego ekranu, by lepiej widziała?
KINOMANI NOCĄ
Skoro nawet podczas dwugodzinnego filmu nietrudno o kłopotliwe sytuacje, to co dopiero w przypadku całonocnego maratonu? Zdarzają się przypadki łagodne (choć nadal zaskakujące), jak na przykład klient bez portfela pragnący paczki orzeszków do tego stopnia, że chce w zastaw oddać swój drogi telefon. Bywa jednak i tak, że muszą interweniować pilnujący porządku ochroniarze – weźmy na przykład maraton horrorów, podczas którego grupa młodzieńców w wieku około 15-18 lat upoiła się do tego stopnia, że zaczęła wszczynać awantury.
Wezwana na miejsce ochrona napotkała opór, wszak nie przystoi wypraszać z kinowej sali tak znakomitej klienteli. Na pytania z cyklu „i co mi zrobisz” oraz agresywne zachowanie wobec ochroniarzy jeden z panów otrzymał w końcu odpowiedź w postaci ciosu w twarz i nakazu wyjścia z kina. Wyszli ze spuszczonymi głowami. Najwyraźniej nie byli jednak tacy znakomici.
TAJEMNICZY WÓZEK
Pewnego popołudnia pracownicy jednego z kin spostrzegli pozostawiony bez opieki dziecięcy wózek. Pusty, co prawda, ale sama sytuacja ich zaniepokoiła, wszak zawsze jest ryzyko, że wyjątkowo niezadowolony klient chce wysadzić kino w powietrze. Po kilkunastu minutach i wstępnej weryfikacji bezpieczeństwa zdecydowano, że obiekt zostanie przeniesiony do pomieszczenia gospodarczego. Po zakończonym seansie okazało się, że wózka nie zostawili terroryści-amatorzy, a jedna z klientek kina, oburzona zresztą faktem, że ktoś śmiał go schować, aby nie blokował miejsca na środku holu. Skończyło się na rozmowie z kierownikiem i wytłumaczeniu kobiecie, że nie jest to właściwa metoda postępowania. Czy zrozumiała – nie wiadomo.
PARA NIESŁYCHANA
Zdarzyło się, że na seans przyszła para – ona w wieku około czterdziestki, on jakieś dziesięć lat młodszy. Sprawiali wrażenie nie do końca trzeźwych, ale z drugiej strony nie zachowywali się w żaden sposób podejrzanie (poza mało delikatnym obściskiwaniem się przy kasie). Cóż, przynajmniej do czasu zakupu biletu. Na seans nie udali się oboje – ona faktycznie poszła na salę, on prawdopodobnie po popcorn, tylko że piętro niżej, do supermarketu (jakże subtelnie!). Problem zaczął się dziesięć minut później, gdy pani wyszła z sali, awanturując się, że nie może przeczytać napisów.
Jej partner, rycerz na białym koniu, zażądał zwrotu pieniędzy. Niestety odmowa ze strony kierowniczki odebrała mu pierwiastek bohaterstwa, który przerodził się w… agresję wobec towarzyszki. Kłócąc się, opuścili kino, odprowadzani przez ochroniarza. Przegrana sprawa – nie obejrzeli filmu, stracili kilkadziesiąt złotych i jeszcze się poróżnili. Ależ te wyprawy do kina są niebezpieczne!
KLIENT SZCZEGÓLNIE UCIĄŻLIWY
Pewien starszy pan wyjątkowo dawał się we znaki pracownikom jednego z kin. Ilekroć zjawiał się w holu, było już wiadomo, że sytuacja zakończy się co najmniej awanturą. Powody bywały różne i nierzadko błahe, jednak nawet najmniejsza iskra mogła zatlić ogień, którym uciążliwy klient pluł w stronę załogi. Odbijały się od niego wszystkie argumenty, rozsądek przegrywał z uporem, zaś cierpliwość pracowników wyczerpywała się niemal do zera. Interweniował kierownik (nazywany przez klienta „dyrektorkiem w okularach”) – bez skutku.
Wszystkim zabrakło argumentów, gdy starszy pan zakomunikował jednego razu, iż, cytuję, „musi iść do kibla, bo się zeszcza”, po czym chwilę później złowieszczo dodał, że już za późno. Pozostaje nam wyobrazić sobie miny wszystkich zgromadzonych, kiedy pod butami uciążliwego klienta pojawiła się plama. Jak nietrudno się domyśleć, ten ruch nie pomógł starszemu panu w dojściu do jakiegokolwiek porozumienia. Dziś wypraszany jest z kina już w progu.
PRAWDZIWY, NIEPRAWDZIWY
Na koniec dowód na to, że nawet dzieci mogą okazać się trudną klientelą. Wielkie kontrowersje wzbudził jeden z pracowników kina, gdy w okresie przedświątecznym przebrał się za świętego Mikołaja. Najmłodsi widzowie nieszczególnie docenili możliwość spotkania się z tą postacią – zamiast tego rozpoczęły się kłótnie, czy Mikołaj aby na pewno jest prawdziwy. Dzieci przekonane najmniej wyzywały od oszustów, te bardziej ufne podchodziły z rezerwą, nie wierząc, że na dachu rzeczywiście czekają sanie ciągnięte przez renifery. Jakże trudno dogodzić komukolwiek!
Na dzisiaj to tyle, choć niewykluczone, że jeszcze wrócę do tematu, bo wierzę, że podobnych historii czeka cała masa. W związku z tym apel – jeśli jesteś pracownikiem kina i chciałbyś się podzielić własną ciekawą historią, napisz na adres lukasz.budnik@film.org.pl. W przypadku kolejnych odsłon chciałbym stworzyć je razem z wami.