search
REKLAMA
Felietony

JAK WYŁADOWAĆ GNIEW, czyli nie mów do mnie teraz

Agnieszka Stasiowska

7 lutego 2018

REKLAMA

Aaaa, no i ten szef. To dopiero bywa wrzód na dupie. Wredny typ płci obojętnej (najczęściej płci tej samej jest tym bardziej wredny), który wykazuje nieprzyjemnie mało zrozumienia dla naszych trosk i potrzeb. Podwyżki, człowieku, za tę orkę na ugorze, którą codziennie dla niego wykonujesz, nie uświadczysz, a wyłącznie narzekanie i niechętne wrzuty. I nie marudź, bo po pierwsze na twoje miejsce jest dziesięciu innych (urban legend, wytarta bardziej niż gacie Chucka Norrisa w kroku), a po drugie zawsze mogło być gorzej. Taki Max Schreck na przykład wyrzucił swoją sekretarkę, Selinę Kylie, przez okno (Powrót Batmana, 1992). Jeśli jednak czujecie, że waszego szefa przed podobnym czynem powstrzymuje tylko fakt, że wasze korpo mieści się w jednym z tych eko pudełek, gdzie okna się nie otwierają, zawczasu zaopatrzcie się w lateksowy czarny kostium z uszami i gustowną wiązkę kabelków. Spalone zwłoki szefunia rozpoznają po zrobionych za waszą krwawicę licówkach, a wy zadacie szyku na następnym spotkaniu swingersów.

Część z nas realizuje się nie w zatłoczonym korpo za psie pieniądze, ale we własnym domu kosztem utraty zdrowia psychicznego. Wszystkie bardzo kochamy swoje dzieci i chcemy dla nich jak najlepiej, co nie wyklucza, że czasami chcemy dla nich jak najlepiej gdzieś poza zasięgiem naszego wzroku. Na innej planecie na przykład. Kiedy zatem umęczone do ostatnich granic, potykając się o porozrzucane na podłodze zabawki (A nie daj losie nastąpić na drewniany klocek do sortera kształtów, o święci, co za ból!… Udręki piekła dantejskiego się chowają!), zbieramy z mebli walające się na nich brudne ciuchy i już tylko krańcem świadomości rejestrujemy nieustające „Mamo! Mamo!”, czas na reakcję. W zasadzie czas na tę reakcję był dużo wcześniej, ale wiadomo, Matka Polka prędzej zdechnie, niż się podda.

Zanim zatem ostatecznie padnie, niechaj rozważy skorzystanie z pomocy. Przy czym nie należy tutaj ograniczać się do próśb kierowanych w stronę babć ukochanego dziecięcia (zwłaszcza że za szczęście można sobie poczytać, jeśli zakończą się tylko złośliwym komentarzem wygłaszanym scenicznym szeptem), a iść na całość, wybierając pomoc fachową. Ile gustów, tyle wyborów, ja bym jednak postawiła na Shane Wolfe’a (Pacyfikator – 2005) Jamesa Ubriacco (I kto to mówi – 1989) albo Johna Kimble’a (Gliniarz w przedszkolu – 1990). Dziećmi się zajmie, zaśpiewa, zatańczy, rozwali na miazgę tego, kto akurat miał nieszczęście się nam narazić (szczególnie przydatne w razie przypadku numer jeden…). A przy okazji jest na kim zawiesić oko podczas standardowego nadzorowania wykonywania obowiązków służbowych.

Jak widać, na każdą bolączkę istnieje sposób. O ile wiadomo, co nas boli… Ostatnio furorę robią różnego rodzaju gadżety z jakże prawdziwym napisem „Jestem kobietą. Nie wiem, o co mi chodzi, ale chodzi mi o to bardzo mocno”. W takiej sytuacji wypada już chyba tylko przeistoczyć się w morderczą (aczkolwiek nadal seksowną, w miarę możliwości – nigdy nie wiadomo, kiedy będzie okazja do selfie) Gwiazdę Śmierci i wywalić ten cały grajdół w kosmos tak, żeby nie było co zbierać. Tylko porządna eksplozja da nam cień satysfakcji i gwarancję ostatecznego usunięcia tego, co nas ugryzło. A wtedy możemy spokojnie zacząć za tym czymś tęsknić.

korekta: Kornelia Farynowska

Agnieszka Stasiowska

Agnieszka Stasiowska

W filmie szuka różnych wrażeń, dlatego nie zamyka się na żaden gatunek. Uważa, że każdy film ma swojego odbiorcę i kiedy nie przemawia do niej, na pewno trafi w inne, bardziej skłonne ku niemu serce.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA