MAJ Z RIDLEYEM SCOTTEM: Osaczona
Ridley Scott to prawdziwy tuz kina. Rozdrabniać się nie będę, bo każdy wie, czym sobie na to miano Brytyjczyk zasłużył. Co prawda przez wielu reżyser ten jest uważany tylko za filmowego rzemieślnika, ale jednak w swej karierze zdołał uraczyć widownię co najmniej kilkoma dotykami doskonałości, bezcennymi dla dorobku kinematografii. I dzięki temu każdy jego kolejny film cieszy się niemałym zainteresowaniem, bez względu na tkwiący w nim potencjał. Ale Scott ma także na swoim koncie obrazy znane mniej lub też całkowicie zapomniane. Do tej kategorii zaliczyć można kryminał Osaczona z 1987 roku.
Punkt wyjściowy fabuły jest dość sztampowy. Świeżo upieczony detektyw Mike Keegan (Tom Berenger) przybywa do klubu, w którym zamordowano młodego, wpływowego właściciela. Z relacji jedynego świadka (Mimi Rogers) – pięknej przyjaciółki ofiary – wynika, iż za morderstwo odpowiedzialny jest Joey Venza, lokalny gangster. Do czasu odnalezienia i osądzenia sprawcy, przy kobiecie postawiona zostaje straż, a Keegan obejmuje jej nocną zmianę. Żonaty detektyw wkrótce zaczyna nawiązywać z kobietą intymną relacje.
Podobne wpisy
Słynny krytyk Roger Ebert swego czasu rzekł, iż Osaczona to film, który wygląda, jakby nakręcony został na autopilocie. Trudno nie przychylić się do tego spostrzeżenia – obraz pozbawiony jest bowiem scenariuszowych i formalnych fajerwerków. Jeśli krytykuje się Scotta za bycie twórcą pozbawionym wyraźnego stylu, film z 1987 roku może stanowić tej krytyki trafną egzemplifikację. Nie oznacza to jednak, by jednocześnie był pozbawiony wszelkich cnót. Osaczona to obraz łączący konwencje odpowiednie dla tradycji kina noir i sprzedany w opakowaniu sensacji, zaś spełnia się o wiele lepiej w roli romansu. Tym samym w jego odbiorze moja uwaga skoncentrowała się na zależnościach miłosnego trójkąta, czyli głównego bohatera, jego żony i kochanki. To w nich, mam wrażenie, skrywa się sedno tej opowieści.
Zdawać by się mogło, że główny bohater posiada wszelkie atrybuty niezbędne facetowi w średnim wieku do odczuwania szczęścia. Właśnie awansował w pracy, ma kochającą żonę – z którą mimo upływu lat wciąż świetnie się dogaduje – oraz małego syna, przejawiającego potencjał do pójścia w ślady ojca. I właśnie wtedy pojawia się w jego życiu kobieta, zdolna wywrócić cały porządek do góry nogami. Bohater staje w rozkroku między wiernością do żony a intensywną fascynacją drugą kobietą. A przyglądając się temu uczuciu z bliska, można dojrzeć, iż posiada ono swoje uzasadnienie. Jego podłożem – prócz bijącego od damy hipnotyzującego blasku – jest jej wysoki status społeczny, stanowiący kontrast dla dotychczasowego życia bohatera, tkwiącego w materialnym zastoju.
Z kolei dla zagubionej i osaczonej damy Keegan stanowi oparcie bardzo potrzebne w zaistniałych okolicznościach. I gdyby się nad tym zastanowić, linia relacji ochroniarz-osaczona kobieta jest dość wdzięczna do niemal archetypicznej prezentacji romansu. A to dlatego, że mężczyzna w tym układzie jest opoką i realizuje naturalną potrzebę zapewnienia kobiecie bezpieczeństwa. Zaprawdę trudno o lepszy wzór dla ukazania istoty relacji damsko-męskiej. Ale ofiarą tego układu staje się rzecz jasna filmowa żona, której stanowcza reakcja nie zatrzymuje rozpalającej się namiętności kochanków. W rezultacie to ona jednak triumfuje – nie tylko możliwością ostatecznego pociągnięcia za spust. Finał bowiem gloryfikuje miłości zaprzysiężoną, lojalną i trwałą, a tę stworzoną rozpędem zmysłów sprowadza do miana iluzorycznej pokusy, wobec której niejeden mężczyzna pozostaje bezsilny. Znamienne jest jednak, że życie nieczęsto skrywa w sobie tyle optymizmu, czyniąc rezultat raz podjętych ślepych wyborów nieodwracalnym błędem.
Film Ridleya Scotta w momencie swojej premiery zaczął zbierać umiarkowanie dobre recenzje. Nie przełożyło się to jednak na jego finansowe rezultaty. Przy 17 milionach dolarów budżetu zdołał zarobić zaledwie 10. I choć lepiej radził sobie na rynku VHS, dziś postrzegany jest raczej przez pryzmat klapy, czyli filmu – w dorobku wielkiego reżysera – zasłużenie zapomnianego. Patrząc jednak na filmografię Scotta z perspektywy czasu, gołym okiem dostrzec można pozycje, które na to miano zasługują zdecydowanie bardziej.