NAD MORZEM. Wariatka i alkoholik
Niezłomny, wyreżyserowany przez Angelinę Jolie, został raczej surowo potraktowany przez Krzysztofa Waleckiego w recenzji z początku tego roku. Już to powinno ostudzić mój zapał przed seansem. Jednak, niepomny ostrzeżeń osób, które widziały go przede mną, poszedłem na projekcję z entuzjazmem, który gasł wraz z każdą upływającą minutą filmu.
Nad Morzem to historia amerykańskiego małżeństwa z nastoletnim stażem – pisarza Rolanda (Brad Pitt) i tancerki Vanessy (Angelina Jolie), którzy to właśnie przechodzą kryzys. Próbując go zażegnać jadą na francuskie wybrzeże do niewielkiej, urokliwej wioski. Spotykają tam nowożeńców (Mélanie Laurent i Melvil Poupaud), a także sympatycznego właściciela kawiarni (Niels Arestrup). Roland próbuje napisać kolejną książkę, w międzyczasie wypijając morze alkoholu, a Vanessa podgląda przez dziurę w ścianie wspomniane wcześniej małżeństwo.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to to, że Pitt i Jolie mówią nienaganną francuszczyzną.
Było to całkiem przyjemne zaskoczenie, zważywszy na fakt, że rzecz dzieje się we Francji i dialogi w języku Szekspira brzmiałyby bardzo nienaturalnie. Niestety to jedna z niewielu zalet tego tytułu. Drugą jest chemia, którą dostrzec można między Laurent i Poupaud, czuć było, że świetnie odnajdują się w roli nowożeńców. Niestety reszta rzeczy w Nad Morzem kuleje.
Film się straszliwie dłużył. Być może Jolie chciała przedstawić ewolucje Vanessy i Rolanda, jednak zdecydowanie się to nie udało. Obie postacie wzbudzały raczej odrazę niż sympatię, przy równoczesnej nieprzekonującej grze aktorskiej. Ich czyny, które wzbudzały jakieś emocje, istniały w oderwaniu od cech charakteru tychże postaci, których po prostu nie było. Przykład? Irytująca wymiana zdań między Vanessą, a Rolandem:
– Napijesz się?
– Tak
Miało to na celu utwierdzić nas w przekonaniu o alkoholizmie protagonisty – a wzbudziło raczej wesołość niż przygnębienie. Nie wiem, jakie doświadczenie z alkoholikami miała Jolie, która jest jednocześnie scenarzystką Nad Morzem, ale ten obraz Rolanda-alkoholika jest tragicznie naiwny.
I te niedopowiedzenia. Mogłyby być spokojnie lokomotywą filmu, zwłaszcza tajemnica zniszczonych relacji między małżeństwem Pittów, jednak, tak jak w wypadku alkoholizmu, Jolie niczym taran uderza nas między oczy wyjaśnieniem, które nie satysfakcjonuje. Także zakończenie jest straszliwie cliché. Nie spojlerując mogę tylko powiedzieć, że widzieliśmy je już wielokrotnie w najróżniejszych filmach, więc sprawia to, że chce się tłuc głową w ścianę z frustracji.
Problem kryzysu w małżeństwie lepiej (ale nie idealnie!) został pokazany w „Drodze do szczęścia”, o której pisał Karol Barzowski w swojej recenzji. I to ją radzę obejrzeć, a od Nad Morzem trzymać się z daleka.