search
REKLAMA
Recenzje

Kryptonim Holec (CAMERIMAGE 2016)

Jacek Lubiński

18 listopada 2016

REKLAMA

Czeskie kino kojarzy się przede wszystkim z pewną rubasznością, specyficznym humorem i brakiem konkretnych granic. Co prawda współcześnie tamtejsza kinematografia niespecjalnie różni się od polskiej, ale i tak przy minimalnych środkach jest w stanie zaoferować odrobinę inne spojrzenie na te same problemy tudzież historyczne prawdy, niż niemająca końca nadwiślańska martyrologia. To właśnie proponuje film Franza Novotnego – pojawiająca się dość znienacka koprodukcja czesko-austriacka, która bez większych aspiracji, za to z humorem skupia się na politycznej rzeczywistości Pragi 1968 roku.

holec4

To właśnie tam próbuje swojego szczęścia młody reżyser, Dawid Honza (Krystof Hádek), który bez oglądania się na coraz mocniej odbijającą się na kulturze komunistyczną partię próbuje przeforsować swój zakazany cenzurą film na konkurs do Cannes – ten sam, który został potem zbojkotowany między innymi przez Miloša Formana mającego pokazywać tam swoje legendarne Pali się, moja panno. Honza dwoi się i troi, by zyskać przychylność komisji reprezentowanej przez pełną jadu podstarzałą pannę. Jednocześnie Dawid walczy o swój związek z piękną aktorką Ewą (znana dobrze ze swych wdzięków także i w Polsce Vica Kerekes), która najchętniej uciekłaby z kraju. Taka okazja nadarza się, gdy poznaje będącego na gościnnych występach Helmuta Zilka (Johannes Zeiler) – prezentera i dyrektora jednej z austriackich telewizji. Nie wie jednak, że tak naprawdę Helmut jest kimś w rodzaju agenta 007, tylko bez żadnych licencji. Wkrótce intryga zagęszcza się, a w powietrzu unosi się zapach praskiej wiosny…

Czego nie można odmówić temu projektowi, to z pewnością solidnego odwzorowania ówczesnej rzeczywistości.

Nie wiem, ile film kosztował, ale nie brakuje w nim paru naprawdę widowiskowych sekwencji, z łatwością przenoszących nas do danej dekady i wywołujących dreszcze. Terror, jaki zawisa nad bohaterami, jest wyczuwalny, a przy tym zapodany na tyle lekko, iż seans bywa naprawdę niezłą, niezobowiązującą rozrywką. Efekty, kostiumy i scenografia – tutaj nie ma lipy, a tym bardziej brzozy. Dobrze sprawdzają się również aktorzy, chociaż dwujęzyczność tej historii wymogła niestety na realizatorach bijący niekiedy po uszach dubbing. Szczęśliwie nie odbija się on wielce negatywnie na fabule, która nawet w swej groteskowej, przejaskrawionej stylizacji pozostaje do końca w miarę wiarygodna.

Szkoda tylko, że jakość widowiska bywa mocno nierówna, klisze, którymi twórcy operują, aż nadto oczywiste, a gatunkowo brakuje konsekwentnie poprowadzonej wizji. Całość zaczyna się bowiem dosłownie jak fragment przygód Jamesa Bonda lub Ethana Hunta – rytmiczna muzyka, charakterystyczny podział ekranu i zdawkowe informacje docierające do widza zapowiadają fajną zabawę konwencją na słowiańską modłę. Gdy jednak napisy początkowe dobiegają końca, iluzja szybko ulatuje, a my trafiamy do obyczajowego dramatu przeplatanego na zmianę dość oszczędnym humorem i wstawkami taneczno-śpiewanymi.

holec2

Te ostatnie wynikają bezpośrednio z fabuły. Dowcip bywa natomiast mocno wątpliwy i zarazem daleki od tego, do czego przyzwyczaiło nas kino czeskie. Zresztą hasło „nikt nic nie wie” także nie ma tu racji bytu, gdyż realizacja nie pozostawia nam miejsca na żadne wątpliwości, a tym bardziej niewyjaśnione tajemnice. Pod koniec co prawda nasz „super” szpieg z przypadku wydaje się trochę zbity z pantałyku całą aferą, ale ta widzowi zostaje ładniutko wyłożona kawa na ławę.

Jeśli ktoś zatem liczy na salwy śmiechu oraz trzymającą w napięciu akcję, może się rozczarować.

Szczypta dramaturgii i nieschodzący tu i ówdzie banan z twarzy to niestety wszystko, na co stać …Holeca. Także fani czeskiej rozwiązłości mogą być zawiedzeni brakiem odpowiednich widoków Kerekesowej (choć trochę kobiecego ciałka tu i ówdzie się przewija). Gorzej, że w filmie brakuje też pikanterii innego sortu – mięsa i autentycznie przykuwających do ekranu rozwiązań fabularnych. Od strony realizacji jest dość bezpiecznie, prosto, pod wieloma względami wręcz staromodnie. Z kolei suspens jest na dobrą sprawę obecny jedynie w kluczowej dla opowieści sekwencji pojawienia się czołgów.

holec3

W starciu z nią pozostałe półtorej godziny projekcji wydaje się aż nazbyt lekkie, za mało zaangażowane zarówno w życia poszczególnych bohaterów, jak i całą sytuację polityczną, z której niewiele tak na dobrą sprawę wynika. Nawet jak na dzieło bez aspiracji wydaje się, iż potencjał nie został w pełni wykorzystany. I o ile można ten film spokojnie polecić właściwie na każdą okazję, o tyle niezwykle łatwo ulatuje on z pamięci już po seansie. Zupełnie, jakby został zaprogramowany na samozniszczenie…

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA