DEXTER: NEW BLOOD – recenzja pierwszego odcinka. Dexter Morgan powraca po latach
Dexter to jeden z tych głośnych seriali z pierwszej dekady XXI wieku, które wprowadzały telewizję na nowy poziom rozrywki, przyciągały do ekranu i szokowały zarówno doborem tematyki, jak i głównego protagonisty. To także jeden z tych seriali, które w karykaturalny sposób ciągnięte były tak długo, aż stoczyły się na samo dno. Dzisiaj, dość niespodziewanie, twórcy chcą dać Dexterowi Morganowi jeszcze jedną szansę i zapewnić mu godny finał w postaci miniserii Dexter: New Blood. Czy pierwszy, właśnie wyemitowany odcinek obiecuje coś więcej niż odgrzewanie mocno wczorajszego kotleta?
Nowy format zaczyna się dziesięć lat po finale oryginalnego serialu i przenosi nas ze słonecznego Miami do zimowej prowincji, gdzie postać Michaela C. Halla wiedzie spokojne życie, ukrywając się pod imieniem Jim, pracując w lokalnym sklepie myśliwskim i randkując z tutejszą policjantką. Oczywiście dawne demony wciąż krążą wokół Morgana i kwestią czasu pozostaje, kiedy mroczny pasażer znów przejmie nad nim władzę…
Muszę przyznać, że z dużą ekscytacją zasiadłem do seansu pierwszego odcinka New Blood, bo do samego końca byłem wiernym fanem oryginalnej serii, nawet jeśli jej większość to było bardziej guilty niż pleasure. Stęskniłem się za Dexterem Morganem i z ulgą przyjąłem, że pierwszy odcinek nowego serialu jest po prostu udany. Zgrabnie żongluje wątkami i nawiązaniami do poprzednich sezonów, a przy tym mocno stawia na własną tożsamość. Charakterystyczne elementy starej serii są tu albo nieobecne, albo zdrowo dawkowane, historia zakorzeniona jest w losach Morgana, ale zdaje się (przynajmniej na tym etapie) mocno autonomiczna i niewymagająca znajomości oryginału. Wizualnie całość robi, zdaje się, spory krok do przodu, sprawnie wykorzystując scenerię. Serial kupił mnie też od razu atmosferą małego i prawdopodobnie tylko pozornie spokojnego miasteczka połączoną z klimatem świąt bożonarodzeniowych (ciekawostka: serial dzieje się w przyszłości, bo w grudniu 2021, i to takim, w którym nikt zdaje się nie wiedzieć o pandemii koronawirusa). Z niezwykłą radością obserwowałem na ekranie Michaela C. Halla, którego kariera po rewelacyjnych rolach w Sześciu stopach pod ziemią i właśnie Dexterze utknęła w martwym punkcie. Hall brzmi, wygląda, porusza się tak, jakby od ostatniego sezonu nie minęło osiem lat, ale osiem dni. Na pewno też w moim odbiorze pomaga osobista słabość do historii z cyklu „powrót po latach”.
Oczywiście mój entuzjazm nie może przysłonić drugiej strony medalu związanego z powrotem Dextera. Oryginalny serial nawet w swoich najlepszych momentach nijak ma się do poziomu obecnego w dzisiejszej telewizji i podobnie New Blood (stworzone przez Clyde’a Phillipsa, showrunnera czterech pierwszych sezonów Dextera) raczej nie zwojuje małego ekranu jako takiego. Nie ma tu absolutnie nic wyjątkowego, całość jest poprawna, oparta na sprawdzonych wątkach i rozwiązaniach. Osobom, które nowy Dexter przyciągnął dzięki sentymentowi, powinno to wystarczyć, ale współczesny widz może mnożyć podobne tytuły, które reprezentują dużo wyższy poziom.
Fani Dextera nie powinni czuć się rozczarowani. Nowa seria, mimo wyraźnie zaznaczonej własnej tożsamości, to bezpieczny powrót do domu w odświeżonej scenerii. Zobaczycie tu Dextera z uśmiechem otwierającego pudełko pączków przed przełożonym, zobaczycie go nawet niezgrabnie przechadzającego się po komisariacie policji.
No i fajnie.
Serial składać ma się z dziesięciu odcinków, kolejne będą emitowane co niedzielę. Finał serii zaplanowany jest na 9 stycznia przyszłego roku. W Polsce nie jest niestety na razie dostępny na żadnej platformie streamingowej.