NIEFORTUNNY NUMEREK LUB SZALONE PORNO. Na pohybel moralności
O tym, że Radu Jude to twórca nietuzinkowy, mieliśmy okazję przekonać się już wielokrotnie. Twórca Aferim! i Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy to postać wyróżniająca się w panoramie współczesnego kina rumuńskiego – wśród nowofalowego neo(neo)realizmu, z pietyzmem rekonstruującego surową postsocjalistyczną codzienność, Jude błyszczy jako twórca wierny przede wszystkim awangardowej zadziorności, skory do formalnych ekscesów i gatunkowej żonglerki. Taką tożsamość Rumun manifestuje po raz kolejny w swoim najnowszym filmie.
Niefortunny numerek lub szalone porno (pozwalam sobie dla efektu retorycznego samodzielnie przełożyć tytuł na polski) oparte jest na charakterystycznej dla Jude półeseistycznej formule, w której fabularna dramaturgia miesza się z dokumentalistyczną obserwacją społeczną w filozoficznym sosie, niepozbawionym sporej dawki ironii. Prowokacyjny tytuł może sugerować otwartą zgrywę, jednak pomimo mocnej prowokacji i szydery Niefortunny numerek lub szalone porno oferuje całkiem poważną – tyle że wymyślnie podaną – refleksję na temat współczesnego społeczeństwa rumuńskiego, ale nie tylko. Na samym początku jednak, bez cienia skrupułów, reżyser udowadnia, że słowo „porno” należy tu traktować jak najbardziej dosłownie, film otwiera bowiem zarejestrowana po amatorsku sekwencja dosłownie ukazanego seksu pary w maskach. Jak się okaże, bohaterką sekstaśmy jest Emilia, stateczna nauczycielka historii w renomowanym liceum, protagonistka całej opowieści. Nagranie jej erotycznych zabaw, wrzucone przez męża na stronę dla dorosłych, staje się źródłem małego skandalu, stanowiącego punkt wyjścia fabuły Szalonego porno.
Radu Jude opowiada tę historię w trzech rozdziałach, maksymalnie otwierając ją na dygresje i poboczne konteksty. W pierwszej części obyczajowy dramat na motywie zszarganego dobrego imienia rozsypuje się szybko w dokumentalistyczną podróż przez europejską metropolię w czasach pandemii COVID-19, którą jakby od niechcenia podążająca za Emilią kamera portretuje ze świetną etnograficzną intuicją, tworząc coś w rodzaju panoramy społecznych postaw, nerwic i problemów. Stworzony w ten sposób tygiel kontekstów, jakie otaczają centralną sytuację, zostaje w części drugiej wypełniony eseistycznym kolażem, wrzucającym do dygresyjnej narracji całe spektrum tematów, zdradzających autorskie fiksacje Judego na rumuńskich bolączkach narodowych oraz absurdach – środkowe sekwencje Niefortunnego numerku to brawurowy miks historycznych traum i ciężarów, rozciągających się od twórczości narodowego poety Mihaia Eminescu, przez krwawo obalonego dyktatora Ceaușescu i doświadczenie komunizmu, ubóstwo i bezrobocie, aż po Holokaust i narastającą falę nacjonalizmu. Część trzecia to komiczny sąd kapturowy dokonywany nad Emilią przez dyrektorkę szkoły i radę (?) rodziców. Ta sytuacja przywraca galopujące w środkowym segmencie kłącza semantyczne do fabularnej dyscypliny, puentując je zjadliwą satyrą na współczesną Rumunię rozdartą między narodową dumą, poczuciem krzywdy a nowoczesnym zeitgeistem.
„Wjazdy” kolejnych tematów w pewnym momencie mogą budzić wręcz ekscytację (jestem pewien, że w trakcie klasycznych kinowych seansów festiwalowych projekcji towarzyszyłyby salwy śmiechu i oklasków), a sposób, w jaki Jude łączy wszystkie poruszane tematy bez względu na ich kaliber, miejscami naprawdę zachwyca. Są co prawda momenty, kiedy można odnieść wrażenie, że reżyser leci już na autopilocie i daje się ponieść swojej postmodernistycznej brawurze w klejeniu filmu z na przemian inscenizowanych, dokumentalnych i wydobytych z internetu skrawków z emfazą pokazywanych jako przykłady socjologicznych zjawisk. Niefortunny numerek lub szalone porno bywa przesadnie bełkotliwe i nieco zbyt usilnie mieli temat przypisywanej bohaterce perwersji, niebezpiecznie zbliżając się do krytykowanej przez twórcę chorobliwej fiksacji na erotyce. Ostatecznie jednak Judego ratuje jego bezczelna ironia, pozwalająca mu przytaczać ustami bohaterów koncepcje m.in. Thomasa Kuhna czy Michela Foucaulta, a równocześnie bezlitośnie szydzić z nadętych sofistycznych debat używających dyskursu naukowego jako wymyślnej pałki, jak również problematyzować także liberalne poglądy obyczajowe.
Choć jak wspomniałem Jude biegnie ze swoimi refleksjami i komentarzami na przełaj, na pierwszy plan wysuwa się tu kwestia konserwatywnej, zaborczej moralności i społecznej obsesji na punkcie obyczajowych norm. Reżyser prowokuje, szokuje i szydzi z rzeczywistości, nie przestając jednak ani na chwilę być uważnym komentatorem swojego kraju. Zresztą, jak się zdaje, nie tylko jego – dokonywaną w rumuńskim filmie krytykę kabotyńskiej gęby można odnieść do wielu lokalizacji (nie trzeba nawet specjalnie daleko szukać kraju, w którym szacowne gremium rodzicielskie do spółki z księdzem gromi zepsucie i zgorszenie, płynnie przechodząc następnie do bogoojczyźnianych zaśpiewów). Seksskandal z udziałem nauczycielki w średnim wieku wstrząsa mieszczańską mentalnością i uruchamia gorączkowe pokrzykiwanie, z którego wyłaniają się stopniowo piętrowe paranoje. W pierwszej części obserwujemy zza ramienia Emilii społeczną panoramę postsocjalistycznej stolicy, wnikając w codzienne problemy jej mieszkańców, w trzeciej części ta panorama przeistacza się zaś w groteskowy przekrój postaw reprezentujących razem – zdaniem reżysera – światopoglądowy mainstream Rumunii. Obserwacja takiej esencji debaty publicznej w gruncie rzeczy przeraża, gdy z najświętszym poczuciem racji kolejne postaci plączą życie seksualne nauczycielki z dumą narodową, globalnymi spiskami i własnymi problemami. Dyskusje na temat seksu, hierarchii władzy, teorii spiskowych i systemu edukacji mogą śmieszyć, ale pod warstwą komedii kryje się ostra krytyka społeczna, a cała dokumentalistyczna część mocno pracuje na to, abyśmy nie dali się zwieść absurdalności końcowej sytuacji.
Niefortunny numerek lub szalone porno czerpie swoją siłę z napięć pomiędzy pozornie sprzecznymi biegunami – frywolnym komizmem i drapieżną krytyką społeczną oraz surowym kinem prawdy a wręcz absurdalnym przebiegiem zdarzeń. Radu Jude łączy tabloidową kakofonię, neoawangardową dokumentację przestrzeni miejskich i satyryczne hiperbole, by na nowo wydobyć z otaczającej go rzeczywistości zajmujące go od dawna demony. Snując rozważania o obyczajności i wolności, jaką pojedyncze osoby posiadają w ramach swojego prywatnego życia narażonego nieustannie na publiczną ekspozycję, Jude dociera do degenerujących współczesność mechanizmów nienawiści, fałszywie pojmowanej dumy narodowej, wykluczenia i dyskryminacji (zarówno rasistowskiej, jak i seksistowskiej oraz klasowej). Sztuka sensownego spięcia tak wielu złożonych tematów udaje mu się dzięki silnemu zmysłowi publicystycznemu oraz dużej samoświadomości, każącej mu wziąć swoje przemyślenia w satyryczny nawias. Brawura w podnoszeniu kolejnych tematów i prowokacyjne zacięcie pozwalają mu raz jeszcze znaleźć w swojej metodzie kinowej świeżość, wygładzającą autorskie manieryzmy.
Nowe dzieło twórcy Aferim! to zatem kolejny przystanek artystycznej misji jednego z najciekawszych krytyków kulturowych posługujących się kamerą. Niefortunny numerek lub szalone porno to międzygatunkowy miszmasz, który pomimo pozornego rozpadania się na kilka osobnych estetyk i wewnętrznych opowieści okazuje się ostatecznie precyzyjną analizą społecznego stosunku do seksu i tego, jak seks wpisany jest w szersze konteksty polityczne. Zdaje się też, że Judemu zależało na stworzeniu czegoś w rodzaju krzykliwego katharsis, umożliwiającego wyzwolenie spod przenikającej dzisiejszy świat presji. Swobodna formalnie podróż filmowa z otwartym zakończeniem na pewno spełnia takie założenie przynajmniej w pewnej mierze.
https://www.youtube.com/watch?v=fOdjwaxaY5Q