search
REKLAMA
News

LECIMY, LECIMY, NIE ŚPIMY! Obejrzymy bitwę o Anglię według Ridleya Scotta?

Szymon Pewiński

7 kwietnia 2017

REKLAMA

Xenomorphy w kolejnych częściach Obcego, androidy w Blade Runner 2049, UFO w Phoenix Forgotten. Ridleyowi Scottowi chyba ciągle mało. Dlatego twórca Gladiatora ma stanąć za kamerą filmu traktującego o pilotach walczących w bitwie o Anglię. Zapowiada się znakomite kino wojenne? A może ten projekt podzieli losy kilku filmów, których 79-letniemu reżyserowi nie udało się dotąd zrealizować? No i czy Scott zawsze angażował się w kilka projektów na raz?

Kadr z Bitwy o Anglię 1969

Odpowiedź brzmi… właściwie zawsze. Debiutował rewelacyjnym Pojedynkiem, a niemal w tym samym czasie pracował nad Tristanem i Izoldą. Na szczęście dla kinomanów wybrał Obcego – ósmego pasażera Nostromo. Historia bohaterów celtyckiej legendy – tym razem w reżyserii Kevina Reynoldsa z Ridleyem Scottem jako producentem wykonawczym – trafiła na ekrany w 2006 roku.

Zanim świat ujrzał Łowcę androidów, Scott przymierzał się do innego, niezwykłego, ale też bardzo pechowego przedsięwzięcia. Nazywało się… Diuna. Reżyser pokłócił się z producentem Dino De Laurentiisem i został zastąpiony przez Davida Lyncha. Patrząc na Los Angeles A.D. 2019, możemy tylko przypuszczać, jak znakomicie wyglądałaby planeta Arrakis. Inna sprawa, że za ekranizację serii powieści Franka Herberta ma wziąć się Denis Villeneuve, reżyser Blade Runnera 2049. Historia zatoczy koło?

W latach 90. reżyser Obcego został zaangażowany do filmu bazującego na publikacji Roberta Prestona Crisis in the Hot Zone. Mieli w nim zagrać Jodie Foster i Robert Redford. Z czasem oboje wycofali się z projektu. W 1995 roku Preston wydał książkę Strefa skażenia – thriller medyczny o rozprzestrzeniającym się na świecie wirusie ebola. Brzmi znajomo? Nic dziwnego, bo na jej podstawie Wolfgang Petersen wyreżyserował Epidemię z Dustinem Hoffmanem, Rene Russo i Kevinem Spaceyem.

Podobał wam się Jestem legendą z Willem Smithem? Nie? A gdyby dziesięć lat przed Francisem Lawrence’em ten film zrealizował Ridley Scott, a w roli doktora Roberta Neville’a wystąpił nie kto inny, jak Arnold Schwarzenegger? Niestety producenci bali się ewentualnej porażki.

O pierwszym pomyśle na Gladiatora 2 pisaliśmy tutaj. Scott myślał także o nakręceniu oddzielnej historii – dalszych losów Lucjusza. Później przymierzał się również do kolejnych części Obcego, Metropolis – kontynuacji Łowcy androidów, a nawet do jego telewizyjnego prequela. Film miał nosić tytuł Purefold, a Ridley pracował nad nim razem ze swoim tragicznie zmarłym bratem – Tonym.

Niezwykle ciekawie zapowiadała się za to adaptacja Krwawego południka autorstwa Cormana McCarthy’ego. Scenariusz – określany przez Scotta jako „pełen przemocy” – był gotowy. Zaangażowano Tommy’ego Lee Jonesa, ale reżyser ostatecznie zrezygnował w 2008 roku. Siedem lat później reżyserią filmu miał zająć się Todd Field (Małe dzieci, Za drzwiami sypialni). Na razie nic o tym nie słychać. A szkoda.

W 2010 roku Ridley Scott wziął się za bary z legendą Robin Hooda. Odzierając ją z magii Robina z Sherwood i romantyzmu Księcia złodziei znów zaangażował Russella Crowe’a. Obraz zarobił ponad 320 milionów dolarów, reżyser i odtwórca głównej roli mieli nadzieję na sequel, ale i tym razem skończyło się na głośno wypowiadanych życzeniach.

Pomiędzy fatalnym Prometeuszem a znakomitym Marsjaninem Ridley Scott wyreżyserował jeszcze Adwokata i pracował nad projektem 12 krótkometrażowych filmów s-fi, które ostatecznie nie doczekały się realizacji. Czy jego film o bitwie o Anglię będzie miał więcej szczęścia? A jeśli tak, to jak jego twórcy potraktują rolę polskich pilotów?

Skoro na przestrzeni lat oprócz kilkudziesięciu filmów można wymienić przynajmniej kilka głośnych a niezrealizowanych projektów z udziałem Ridleya Scotta, to dlaczego właśnie teraz co chwilę pojawiają się newsy z jego nazwiskiem? Scott reżyseruje, Scott produkuje dla kina i telewizji (Taboo), Scott ma pomysł, i tak dalej, i tak dalej. Troskliwi-złośliwi pytają, czy zdąży zrealizować choć część ze swoich planów, ale przeglądając jego filmografię łatwo zauważyć, że tak naprawdę reżyserią zawsze zajmował się co dwa-trzy lata. Niekiedy nawet częściej. Do tego dochodziła praca producencka.

Może przez ostatnie 20 lat jego filmy nie generowały gigantycznych zysków, ale – poza drobnymi wyjątkami jak Exodus: bogowie i królowie oraz Adwokat – raczej nie przynosiły strat. Poza tym zawsze trzymały poziom, często zapewniały oscarowe nominacje (Helikopter w ogniu, American Gangster), a i samo nazwisko „Ridley Scott” zawsze w Hollywood wiele znaczyło.

W końcu drgnęło również finansowo. Najpierw Prometeusz zarobił 400 mln – a przecież okazał się tylko wstępem do całej serii, potem Marsjanin zainkasował 650 mln.  A że xenomorphy i łowcy androidów po prostu muszą się dobrze sprzedać, więc publiczności trzeba ciągle przypominać także o ich twórcy. Co niniejszym czynimy.

REKLAMA