“Sin City: Damulka warta grzechu”
Ależ ten czas leci. Od premiery “Sin City” Roberta Rodrigueza i Franka Millera mija właśnie 9 lat! Przez ten czas wielokrotnie wracałem do tego oryginalnego pod względem formalnym filmu, chwilami niemal obsesyjnie wiernego komiksowemu oryginałowi (zobacz artykuł “Sin City: Porówanie filmu z komiksami”). I powiem tak, całe “Sin City” zawsze mi się podobało, ale segment z Marvem stawiam absolutnie ponad inne opowieści i innych bohaterów. I To Marv jest chyba jedynym powodem, dla którego czekam na drugą odsłonę “Miasta grzechu”, bo znów chciałbym posłuchać głosu Mickeya Rourke zza kadru i pooglądać paskudnego zabijakę w akcji. Zatem dobra wiadomość jest taka, że Marv będzie, nie wiadomo jeszcze tylko, czy będzie mu poświęcony cały segment, czy (z racji tego jak skończyła sie jego “kariera” w jedynce) pojawi się na ekranie tylko przelotnie. Ze starej obsady pojawi się poza tym Bruce Willis jako Hartigan, Jessica Alba (Nancy), Rosario Dawson (Gail) oraz Powers Boothe jako senator Roark.
Josh Brolin zastępuje w roli Dwighta Cliwa Owena i po obejrzeniu trailera mam duże wątpliwości, czy był to dobry wybór obsadowy. Nie potrafię powiedzieć czemu, ale nie kupuję tego aktora w pierwszoplanowych rolach. Po bardzo udanym występie w “To nie jest kraj dla starych ludzi”, Brolin próbuje się przebić do pierwszej ligi Hollywood, ale żaden z obrazów z nim na pierwszym planie (“W.”, “Jonah Hex”, “Faceci w czerni III”, “Gangster Squad: Pogromcy mafii”, “Oldboy: Zemsta jest cierpliwa”) nie odniósł sukcesu. Cóż, nie każdy daje radę pociągnąć film, a “Sin City” zdaje się być w tej sytuacji ostatnim poligonem doświadczalnym dla Josha Brolina. Jeśli “Damulka warta grzechu” przepadnie w Box-Office, akcje aktora zaczną ostro pikować w dół. Z nowych twarzy w sequelu ujrzymy jeszcze Evę Green, Josepha Gordona-Levitta, Lady Gagę oraz Raya Liottę – i to ostatnie nazwisko najbardziej mnie cieszy, bo od czasów “Chłopców z ferajny” ubielbiam tego aktora i wciąż mam nadzieję, że gdzieś, kiedyś, wykreuje na ekranie postać równie pamiętną i równie dużego kalibru, jak w filmie Scorsese.
W tym samym roku do kin wchodzą dwa sequele filmów, które od nowa zdefiniowały wizualną stronę kina, choć zdawały się być przy tym jednorazowym ekperymentem formalnym. Czy któryś z nich okaże się godny oryginału? Który wyjdzie z pojedynku z oryginału z tarczą, a który na tarczy: “300: Początek Imperium” czy “Sin City: Damulka grzechu warta”? A może żaden z nich nie powtórzy sukcesu pierwowzoru, okazując się tylko jego kalką i skokiem na kasę? Większe szanse daję sequelowi “Sin City”, wszak stoi za nim ten sam duet reżyserki (Rodriguez & Miller), podczas gdy w przypadku “Początku Imperium”, twórca pierwszej części Zack Snyder ograniczył się do funkcji producenta. Jedno jest pewne, nawet jeśli “Damulka warta grzechu” będzie filmem udanym, nie przeskoczy poziomu genialnej noweli z Marvem z części pierwszej, bo po prostu się nie da 🙂