Publicystyka filmowa
Filmy science fiction, które ZREWOLUCJONIZOWAŁY kinową fantastykę
Odkryj FILMY SCIENCE FICTION, które ZREWOLUCJONIZOWAŁY kinową fantastykę, kształtując jej unikalny charakter i wpływ na współczesne kino.
Rozwój technik filmowych w znacznym stopniu wiąże się z rozwojem gatunku science fiction. Rzecz jasna, u zarania kinematografii gatunek ten nie miał jeszcze swojej nazwy – ba! w ogóle nie myślano wtedy o kinie w kategoriach gatunkowych, poza klasycznym podziałem na komedie, dramaty i tragedie. Wszystkie te podstawowe struktury dramatyczne przekładano na język filmu, stopniowo dodawano kolejne elementy inscenizacji, scenografii, stosowano nowe triki kamerowe i montażowe, aż wykrystalizowały się pierwsze podwaliny pod to, co dziś nazywamy kinem gatunkowym. I choć dopiero z perspektywy czasu możemy określić – a i czasem bez pewności – które filmy zapoczątkowały dany gatunek, to w przypadku kina science fiction jest to dość jednoznaczne.
Ten rodzaj kina jest bowiem bardzo mocno zindywidualizowany i charakterystyczny. I choć współcześnie gatunkowe kontury bywają mniej wyraźne, to historia kina science fiction opiera się na kilku mocnych tytułach, bez których gatunek ten mógłby wyglądać dziś zupełnie inaczej.
Podróż na księżyc

Przepraszam, ale pańska rakieta tkwi w moim oczodole.
Georges Méliès urodził się w bogatej francuskiej rodzinie.
Za pieniądze pochodzące z majątku ojca kupił teatr iluzjonistyczny. Méliès był obecny na pierwszych pokazach kinematograficznych braci Lumière. Pozostając pod ogromnym wrażeniem pierwszych filmów, szybko zdał sobie sprawę z olbrzymiego potencjału tkwiącego w ruchomych obrazkach. Swoją pracownię przystosował do produkcji filmowej i wkrótce utworzył jedno z pierwszych studiów filmowych. Dziś byłby nazywany niezależnym producentem i reżyserem – wtedy był po prostu filmowcem, mistrzem iluzji i człowiekiem interesu.
Już w 1896 Méliès przedstawił jeden z pierwszych efektów specjalnych – w krótkiej scence Znikająca kobieta przedstawił, cóż, zgodnie z tytułem – znikającą kobietę. W ciągu kilku kolejnych lat zrealizował niemal trzysta miniaturowych produkcji, by w 1902 przedstawić publiczności coś, czego nigdy wcześniej nie widziano. Mowa oczywiście o Podróży na księżyc, uznawanej za pierwszy film science fiction. Historia dotyczyła grupy śmiałków, którzy w rakiecie kosmicznej docierają na powierzchnię ziemskiego satelity. Inspiracją dla Mélièsa były powieści H.
G. Wellsa i Juliusza Verne’a oraz operetką
Charakterystyczny obraz rakiety wbitej w antropomorficzną „twarz” księżyca jest jednym z symboli światowej kinematografii. Obraz Mélièsa szybko stał się szalenie popularny – nie tylko w rodzimej Francji, ale i na całym świecie. W Stanach nielegalne kopie filmu miał wprowadzać do obiegu Thomas Edison. Méliès, najpewniej nieświadomie, otworzył drogę na całych pokoleń techników, iluzjonistów, bajkopisarzy, narratorów, gawędziarzy i artystów, którzy za pomocą kamery snują fantastyczne wizje człowieka uwikłanego w teoretyczne i potencjalne problemy nauki. Można powiedzieć, że jako film inicjujący gatunek Podróż… jest najbardziej wpływowym filmem science fiction.
Metropolis
Trudno przeceniać wpływ niemieckiego twórcy, Fritza Langa, na kino. Był on jednym z najsłynniejszych twórców związanych z wpływowym ruchem tak zwanego niemieckiego ekspresjonizmu, producentem i reżyserem oddanym w pełni swojej wizji. Pomógł ukonstytuować film kryminalny za sprawą takich arcydzieł jak epicki, czterogodzinny Doktor Mabuse i obsesyjny M – Morderca. Cykl o Nibelungach to baśń przepuszczona przez kamerowy obiektyw, Zmęczona śmierć zawiera wiele elementów współczesnego arsenału twórców horroru. Późniejszy, zrealizowany już w Ameryce Bannion stanowił punkt odniesienia dla Christophera Nolana podczas pracy nad trylogią o Mrocznym Rycerzu.
Filmy Langa inspirowały ponadto m.in. Alfreda Hitchcocka, Jeana-Luca Godarda, Stevena Spielberga, Williama Friedkina, Jacques’a Rivette’a i wielu innych. Bodaj najsłynniejszym dziełem Langa (obok M) pozostaje Metropolis – epicka wizja miasta przyszłości, metafora jednostki wyzyskiwanej przez chciwych zarządców i właścicieli, artystyczna dysputa nad relacją polityki i ekonomii.
Metropolis Langa może być czytany na wielu poziomach, a o jego sile mówi chociażby fakt, że szef propagandy Trzeciej Rzeszy, Joseph Goebbels, zabronił wyświetlania filmu w niemieckich kinach. Według Goebbelsa film ukazywał społecznie niepożądaną sytuację, w której grupa indywidualnych jednostek może skutecznie przeciwstawić się władzy.

C3PO też była kobietą!
Sam Lang uciekł do Ameryki tuż przed piekłem, jakie Trzecia Rzesza rozpętała w Europie. Metropolis jest krokiem milowym dla science fiction nie tylko z powodu dojrzałego artystycznie komentarza politycznego ukrytego (albo i nie) w kadrach metaforycznej opowieści, ale także – a może przede wszystkim – za sprawą niespotykanej dotąd skali budowy filmowego świata przedstawionego.
Metropolis to miasto – miasto, które ożywa na oczach widza. Lang wykorzystał kinowy inwentarz środków i metod do wytworzenia bezbłędnej iluzji miasta przyszłości, w którym każdy element był wiarygodny, dopracowany i potrzebny. Wizja zautomatyzowanego miasta przyszłości stała się inspiracją dla twórców – scenografów, kostiumologów, art-directorów, projektantów i reżyserów takich dzieł jak Łowca androidów, Akira, Brazil, Matrix, tudzież Mroczne miasto, a wygląd androida Maschinenmensch (The Machine Man) bezpośrednio wpłynął na prezencję C3PO z Gwiezdnych wojen.
Doszukiwać się można także analogii między charakterem Metropolis a Gotham City w komiksach Boba Kane’a i filmach Tima Burtona, by nie wspominać nawet, że Superman żył w mieście nazwanym tak, jak dzieło Langa.
Zakazana planeta
Prototyp współczesnego, rasowego filmu SF i ogniwo w łańcuchu ewolucji gatunku gdzieś pomiędzy Podróżą na księżyc a Gwiezdnymi wojnami. Dla współczesnego widza niezaznajomionego z historią kina film Freda Wilcoxa może wyglądać jak zabawna ramotka z czasów gumowych kostiumów, kartonowych scenografii i teatralnego aktorstwa. Bardziej wyrozumiali kinomani odnajdą w nim czyste złoto. Fabuła filmu luźno nawiązuje do Szekspirowskiej Burzy, co zwróciło uwagę krytyków już w dniu premiery.
Jednym z bohaterów
Zakazana planeta to także pokaz interesujących efektów wizualnych, stworzonych przez animatora, hollywoodzkiego weterana Joshuę Meadora. Wiele źródeł podaje, że obraz ten jest pierwszą hollywoodzką produkcją, której akcja dzieje się poza planetą Ziemią.
Uwagę zwraca także awangardowa jak na swoje czasy, w pełni elektroniczna ścieżka muzyczna, której autorami byli małżonkowie Bebe i Louis Barron. To, co dziś jest normą i standardem dla przedstawicieli gatunku, zostało zapoczątkowane właśnie w Zakazanej planecie.
Strona wizualna oraz dźwiękowa i techniczna oprawa filmu stanowiły niemałą inspirację dla twórców Gwiezdnych wojen i Star Treka. George Lucas, który miał tendencję do „podkradania” co ciekawszych rozwiązań narracyjnych, scenograficznych i wizualnych z każdego dostępnego źródła, odtworzył kilka dekoracji i kadrów w Nowej Nadziei. Dla przykładu – wygląd generatora mocy, który wyłącza Obi Wan Kenobi, do złudzenia przypomina architekturę tytułowej zakazanej planety, zaprojektowaną przez Cedrica Gibbonsa, Arthura Lonergana (art-direction) oraz Hugh Hunta i Edwina B.
Willisa (dekoratorzy). Ujęcie, w którym przed Lukiem Skywalkerem pojawia się hologram Księżniczki Lei, również jest odtworzeniem 1:1 podobnego ujęcia z dzieła Wilcoxa. Planeta nazywana jest ponadto nieoficjalnym pilotem Star Treka – wystarczy rzut okiem na klimat kultowego serialu, dekoracje, scenografie i efekty specjalne, by zrozumieć zasadność tego stwierdzenia. Inspirację Planetą… da się odnaleźć także w Planecie wampirów Mario Bavy i Obcym Ridleya Scotta oraz literackich dziełach Michaela Crichtona.
2001: Odyseja kosmiczna
Na PRAWDZIWĄ rewolucję w gatunku trzeba było czekać niemal siedem dekad od powstania pionierskiej Podróży na księżyc. Niezależny, nieco szalony, ekscentryczny, diablo inteligentny i utalentowany reżyser pokłócony z amerykańskimi studiami filmowymi – Stanley Kubrick – postanowił zrealizować dzieło daleko wykraczające poza wszystko, co do tamtej pory powstało. Research i przygotowania zaczął Kubrick od obejrzenia niemal każdego filmu science fiction wyprodukowanego do tego momentu. Scenariusz współtworzył z pisarzem, Arthurem C. Clarkiem, na kanwie jego opowiadania pt. The Sentinel. Z pomysłu wyjściowego powstawały symultanicznie scenariusz filmu Kubricka i powieść Clarke’a. Kubrick postanowił zrealizować film w Anglii, do której przeprowadził się po złych doświadczeniach w Hollywood. W 1965, w hali produkcyjnej w Shepperton Studios, zaczęły się zdjęcia.
Na potrzeby filmu ekipa artystów od efektów wizualnych musiała przygotować ponad dwieście ujęć specjalnych. Efekty opierały się na trikach operatorskich, technikach montażowych, zabawie perspektywą, prostych, acz skutecznych pomysłach (np. długopis przyczepiony do wielkiej szyby umieszczonej przed kamerą sprawiał wrażenie grawitującego w stanie nieważkości) i szeregu innych rozwiązań, takich jak znane i popularne tylne projekcje. Ogrom przedsięwzięcia i ambicja twórców były niespotykane. Po raz pierwszy w historii lot statku kosmicznego wyglądał tak realistycznie i tak sugestywnie.
Akcja filmu działa się w niedalekiej przyszłości (pomyśleć, że ta filmowa przyszłość dla nas jest już historią) i zakładała między innymi rozwój astronautyki do tego stopnia, że obecność człowieka w przestrzeni kosmicznej miała być codziennością. Filmowe statki kosmiczne wyposażone były w specjalne systemy „grawitacji”, dzięki którym pasażerowie mogli swobodnie przechodzić z podłogi na sufit. Kubrick nie tylko produkował i reżyserował film, ale stanął też na czele ekipy od efektów. Za swoją pracę został nagrodzony jedynym w karierze Oscarem.
Iluzja wytworzona przez genialnego reżysera była zniewalająca. Na tyle, że do dziś niektórzy twierdzą, że to Kubrick spreparował film z lądowania na księżycu (które według wyznawców teorii spiskowej nigdy się nie odbyło). Powiedzieć, że Odyseja otworzyła nowy rozdział w kinie science fiction, to nic nie powiedzieć: Odyseja zrewolucjonizowała kino science fiction. Potem nigdy już nie było takie samo. Filmowcy otrzymali w spadku po Kubricku potężny oręż: sposób na realistyczne ukazanie podróży kosmicznych.
Ale to nie jedyne, co inspirowało jego epigonów. Dzieło Kubricka jest jednocześnie filozoficznym traktatem, ikoną boskiego wizerunku, symboliczną zagadką i narracyjną ekstrawagancją. Bezustannie inspiruje i napawa natchnieniem, i nie pozwala o sobie zapomnieć…
Gwiezdne wojny
Młody, niepokorny filmowiec z sukcesem artystycznym i komercyjnym w postaci Amerykańskiego graffiti na koncie, George Lucas, zawsze inwestował w to, co stanowiło dla niego najwyższą wartość: w siebie. Wychowany na telewizji, komiksach, Flashu Gordonie i wyścigach samochodowych, początkowo chciał zostać rajdowcem. Wypadek, z którego ledwo uszedł z życiem, zmienił jego plany. Jeśli możemy mówić o efekcie motyla, to na pewno w tym przypadku: drobny błąd kierowcy bolidu sprawił, że popkultura została odwrócona do góry nogami.
Powstawanie pierwszej części Gwiezdnych wojen było udręką. Najpierw Lucas spędził długie miesiące nad scenariuszem – a pisać po prostu nie cierpiał. Do wysiłku pisarskiego zmuszał go przyjaciel i swojego rodzaju mentor, Francis Ford Coppola. Lucas uważał, że siłą filmu jest montaż, był też zresztą cenionym montażystą podczas studiów w szkole filmowej. Coppola powiedział Lucasowi, że może sobie reżyserować i montować, co chce, ale prawdziwy filmowiec powinien chociaż raz w życiu napisać oryginalny scenariusz. Ironicznie, Coppola wszystkie swoje największe filmy oparł na dokonaniach innych pisarzy, adaptując ich dzieła, a nienawidzący kartki i ołówka Lucas stworzył jeden z najlepszych oryginalnych scenariuszy w historii.
Jeszcze większym problemem była dla Lucasa współpraca ze studiem, które bombardowało jego pomysły – chociaż, koniec końców, to producentowi Gary’emu Kurtzowi należy przyznać duży udział w powstaniu koncepcji Mocy. Pomysły Lucasa bywały dziwaczne i wymagały wielu obróbek, ale kolejne drafty scenariusza zbliżały go do formy, w jakiej film wszedł na ekrany kin w maju 1977. Od tego czasu Lucas bez przerwy wraca do swoich dzieł i robi to, co lubił najbardziej: poprawki montażowe.
Gwiezdne wojny (dziś znane jako Nowa nadzieja) zaplanowane były jako średniobudżetowy film przygodowy, który miał przynieść kilkanaście milionów dolarów zysku. Niemal z miejsca obraz stał się fenomenem kulturowym: widzowie ustawiali się w kolejkach, by oglądać go po kilka, kilkanaście razy. Wkrótce na rynku pojawiły się gadżety i zabawki utrzymane w klimacie kosmicznej opowieści. Wzorem uczestników seansów o północy (kultowych pokazów filmów dla dorosłych w podrzędnych kinach) publiczność Lucasa zaczęła przebierać się za bohaterów i utożsamiać z nimi w najwyższym stopniu.
W połowie lat siedemdziesiątych, razem ze Szczękami Stevena Spielberga, Gwiezdne wojny nadały życie nowemu fenomenowi popkulturowemu: blockbusterowi. Setki miliony dolarów zysku uniezależniły Lucasa od hollywoodzkiego systemu studyjnego (choć to długa i wielowątkowa opowieść) i pozwoliły rozwijać uniwersum według swoich pomysłów. Nie ma chyba na świecie osoby, która na jakimś etapie życia nie zetknęłaby się z Lukiem Skywalkierem, Darthem Vaderem, Leią Organą, Hanem Solo, wesołymi droidami C3PO i R2R2 czy Chewbaccą. Absolutnie każda klatka filmu była wielokrotnie kopiowana, plagiatowana przez mniej utalentowanych filmowców. Dziś Gwiezdne wojny to światowa marka handlowa i symbol popkultury. Nieźle, jak na gościa, który nawet nie miał ambicji zostawania filmowcem.
Park Jurajski
Obecność CGI, czyli komputerowo wytworzonych obrazów, jest dzisiaj nie tyle atrakcją, co po prostu normą filmowej produkcji. Doszliśmy nawet do momentu, w którym ogrom publiczności odczuwa znudzenie i przesyt wszechobecnymi efektami tworzonymi tylko i wyłącznie na komputerach. W 1993 sprawy miały się zupełnie inaczej: CGI dopiero raczkowało i wyglądało raczej nieporadnie, toteż stosowano je w konwencjach bardziej umownych. Do nielicznych wyjątków można zaliczyć sequel Terminatora, w którym widzieliśmy antropomorficzną postać androida wykonanego z ciekłego metalu, który na ekranie pojawiał się w towarzystwie aktorów z krwi i kości, i prawie nie dało się odróżnić efektu od rzeczywistego nagrania.
Jednak prawdziwy krokiem milowym w tej kwestii był Park Jurajski Stevena Spielberga, oparty na bestsellerowej powieści Michaela Crichtona.
Jest w tym filmie znakomicie wymyślona i znakomicie wyreżyserowana scena (w filmografii Spielberga nietrudno o takie!). Para naukowców przybyła do parku rozrywki stworzonego przez multimilionera. Szalony i nieodpowiedzialny mężczyzna za pomocą eksperymentów genetycznych odtworzył DNA dinozaurów i wyhodował te potężne gady, przywracając je do życia po kilkudziesięciu milionach lat nieobecności na kuli ziemskiej. Paleontolodzy poruszają się po wyspie elektrycznym jeepem, który za chwilę ma dowieźć ich ma miejsce wypoczynku dinozaurów. Kiedy przybywają do celu, pani doktor nie zauważa ogromnego gada stąpającego kilkadziesiąt metrów od niej.
Jej partner wstaje i ze zdumienia zdejmuje okulary. Chwyta swoją ukochaną za głowę i przekręca jej twarz w stronę zwierzęcia. Kamera unosi się, pokazując fascynację na twarzach naukowców. Wtedy Spielberg przebija się na szeroki plan i za konturem drzew pokazuje ogromnego brachiozaura. Stworzenie jest w pełni komputerowo wygenerowanym obrazem. Twarze naukowców są więc niemal lustrzanym odbiciem twarzy widzów, a ręka bohatera – ręką Spielberga, który chwyta za głowy publiczność, mówiąc: zobaczcie, powołałem do życia dinozaura!
W kolejnych partiach filmu mamy do czynienia ze zręcznym i fachowym mariażem CGI i praktycznych efektów specjalnych. Jednak, mimo upływu lat, komputerowo wygenerowane dinozaury Parku Jurajskiego robią wrażenie. Film stał się wzorem i benchmarkiem nowoczesnego kina science fiction, które nie boi się korzystać z najnowszych zdobyczy techniki. Zaledwie dwa lata później oglądaliśmy już film w pełni animowany komputerowo – Toy Story, a pod koniec lat dziewięćdziesiątych Peter Jackson rozpoczął produkcję Władcy Pierścieni, opartej na powieści, którą przez wiele lat uznawano za niemożliwą do sfilmowania.
Od tamtego czasu wielu twórców wykorzystywało CGI w nieumiejętny sposób, narażając się raczej na ośmieszenie (W sieci pająka, Król Skorpion…), natomiast nie można odmówić Spielbergowi zasług na polu podniesienia poprzeczki dla kinowych efektów specjalnych. Oprócz tego film zapoczątkował modę na archeologię i zainspirował wiele dzieciaków do stania się naukowcami. A to już rzecz jak najbardziej pożądana.
Matrix
Siostry Wachowskie były kiedyś braćmi Wachowskimi – parą kobiet uwięzionych w ciałach mężczyzn. Nic więc dziwnego, że ich największym dokonaniem był film opowiadający o ludziach uwięzionych w iluzji, obarczonych materią bez znaczenia, pozostających w okowach rzeczywistości, która nie była realna. Matrix jest nie tylko doskonałym przedstawicielem gatunku science fiction, ale także artystycznym podsumowaniem wieku XX i zaskakująco głębokim i wielowarstwowym spojrzeniem na problemy współczesnego świata. Ponadto nie można nie odnieść wrażenia, że z roku na rok Matrix zamiast tracić na świeżości, staje się coraz bardziej aktualny.
Te największe dzieła łatwo rozpoznać po liczbie naśladowców, imitatorów i plagiatorów. Matrix na lata (dekady?) stał się wyznacznikiem realizacji nowoczesnego filmu akcji oraz inteligentnego i jednocześnie atrakcyjnego scenariusza science fiction. Czerpiąc z wielu różnorakich źródeł (dzieła filozoficzne, mity, przypowieści, motywy religijne, literatura, film, komiks), sam stał się źródłem nieskończonych odniesień i cytatów. Zaproponowana przez Wachowskie symbolika, ikonografia i poetyka zawładnęły umysłami widzów. Ludzie ubierali się jak bohaterowie Matrixa, rozmawiali jak bohaterowie Matrixa, zastanawiali się nad tymi samymi kwestiami, co bohaterowie Matrixa, próbowali znaleźć te same odpowiedzi, co bohaterowie Matrixa.
Dla wielu młodych ludzi obraz ten urósł do rangi symbolu swoich czasów. Inspirował do zmiany życia, do poszukiwania czegoś metafizycznego. Choć wiele z tych newage’owych przesłań ewoluowało potem w epidemię „przebudzeń”, której echa widzimy dziś w formie ruchów antyszczepionkowych czy teorii spiskowych, to trudno obwiniać twórczynie o złe intencje. Przełom wieków był dziwnym czasem – a może początkiem dziwnego czasu. Coraz trudniej jest nie mieć wątpliwości, czy to, co nas otacza, jest tym, czym się wydaje.
Fenomen Matrixa można porównać do tego związanego z Gwiezdnymi wojnami. To naprawdę był film, który zmienił świat. Nie tylko zarobił grube miliony dolarów i zapoczątkował kinową franczyzę (obejmującą także komiksy i gry komputerowe), ale również wprowadził nowy sposób myślenia, ukształtował pewną mentalność, zainspirował niezliczone rozprawy, prace naukowe, zachęcił ludzi do zagłębiania się w filozofię, religię i do autorefleksji. To także sztandarowe dzieło postmodernizmu, którego eklektyzm stylistyczny stał się wzorem do naśladowania.
Epilog
https://www.youtube.com/watch?v=G2ljeRTiPL8&ab_channel=MoonFilm
Nie odważę się wyrokować, czy w XXI wieku powstał film mogący znaleźć się w niniejszym zestawieniu. Wielu zapewne wskazałoby Incepcję jako dzieło o dużej sile oddziaływania, przykład udanego powrotu do starej szkoły efektów specjalnych. Nie widać jednak dziesiątek naśladowców Nolana. Grawitacja przyniosła z kolei małą rewolucję w podejściu do nieważkości i coraz więcej twórców filmów science fiction sięga po ten efekt – ale jest to chwyt formalny, a nie nowa droga dla gatunku.
Upłynęło zbyt mało czasu, by stwierdzić, czy Ona, Insterstellar lub Ex Machina to rewolucje, czy po prostu doskonali przedstawiciele gatunku. Rodzi się także pytanie: czy gdy pojawi się rewolucyjne dzieło, to zauważymy to od razu, czy zdamy sobie z tego sprawę po jakimś czasie?


