search
REKLAMA
Cannes 2021

TRZY PIĘTRA. O ojcach i synach, o matkach i córkach

Międzypokoleniowe ujęcie nadaje filmowi Morettiego uniwersalną, ponadczasową naturę.

Maciej Niedźwiedzki

12 lipca 2021

REKLAMA

Jeden budynek, trzy piętra, kilka rodzin. Zestaw iście telenowelowy. Małżeństwo ze średnim stażem i kilkuletnią córką. Lucio i Sara zawodowo pną się do góry, w ich relacji mniej i trochę bardziej istotne zgrzyty. Spaja ich bezgraniczna miłość do kilkuletniej córki. Nie jest doskonale, ale nikt nie myśli, by dalej tego nie kontynuować. Wyżej nad nimi Monica właśnie urodziła dziecko. Mąż, budowlaniec na ciągłych delegacjach, nie dał rady dotrzeć nawet na poród. Nic jednak nie szkodzi. Nikt nie ma tu jednak specjalnych pretensji, zaufanie pozostaje na tym samym poziomie. Przyzwyczaili się do miłości na odległość. Drzwi przed nimi mieszka para emerytów. Ona ciągle przytomna, fizycznie i intelektualnie sprawna. On z pierwszymi objawami starczej demencji. Na ostatnim piętrze doświadczone małżeństwo sędziów. Ich dwudziestokilkuletni syn raz włączy się w niegroźną bójkę w barze. Kiedy indziej usiądzie nietrzeźwy za kierownicą i śmiertelnie potrąci przechodnia. To tragiczne wydarzenia jest otwiera Trzy piętra Nanniego Morettiego.

Problemy, problemiki, niedomówienia, sekrety i sekreciki. Film Nanniego Morettiego w szerokim planie opowiada o rodzicielskich obowiązkach i wkraczających w dorosłość dzieciach. Włoski reżyser na warsztat bierze głównie momenty przełomowe. Zdarzenia kształtując charakter, znacząco wpływające na sielski status quo i rozrywające szwy zdrowo funkcjonujących rodzin. Usilnie i irracjonalne dopatrywanie się gwałtu, samochodowy wypadek, brutalna awantura syna z ojcem, zdrada sąsiadką. Wymowność tych wydarzeń nie idzie jednak w parze aktorską czy inscenizacyjną ekspresją. Nanni Moretti najwyżej ceni sobie delikatność dialogu, subtelność gestów i realistyczną oprawę. Kumulacja nieszczęśliwych wypadków to jedynie zabieg narracyjny. I na tym poziomie Morettti jest wyjątkowo przejrzysty i konkretny. Trzy piętra od samego początku zmierzają w jasno określonym kierunku. Klarowność puent i emocjonalnego efektu do jakiego się zmierza są ciągle immanentną cechą kina Morettiego.

trzy piętra

To bowiem kino o konieczności rozmawiania i kojącej jego sile. To kino o akceptacji własnych słabości i odkupieniu. Kilku bohaterów przyjmie niewłaściwą optykę na sytuację, nie powalczy o to, co najważniejsze, da się porwać przez prywatne ambicje, powie o kilka słów za dużo, postawi za wiele kroków w niewłaściwym kierunku. Nanni Moretti swoje postaci kusi, zrzuca z wydeptanej ścieżki, zmusza do zrobienia korekty – przekonań, postawy, ulokowanego zaufania – obserwuje ich reakcje.

Fabuła Trzech piętr ma charakter raczej selektywny, koncentruje się na momentach granicznych w losach każdej z rodzin. Mniej tu zwyczajnej codzienności, więcej trudnych decyzji. Mniej szarych poranków, więcej chwil historycznych. Sprawia to wrażenie narracji dość skokowej, nie dającej wybrzmieć wszystkim niuansom i nie uzasadniającej w wyczerpujący sposób wszystkich przemian. Nanni Moretti w tym aspekcie liczy na widza, że ten sam dopowie i uzupełni opowieść o brakujące fragmenty. Wierzy w bagaż doświadczeń odbiorców – matek, ojców, synów, córek – który wniesiony ma zostać przez nas w trakcie seansu. Wtedy może w całości, w części lub w małym fragmencie powinniśmy się gdzieś spotkać z bohaterami filmu.

Trzy piętra to przede wszystkim film o pokoleniach. Dający jednoczesny wgląd w każdy z etapów dorastania: nabierania i tracenia witalnych sił. Niewinny niemowlak, zaniepokojona kilkulatka, buntowniczy dwudziestolatek. Samotna matka, małżeństwo w sile wieku i te muszące się pogodzić z jesienią życia. Właśnie to międzypokoleniowe ujęcie nadaje filmowi Morettiego uniwersalną, ponadczasową naturę. Ich perypetie przecinają się jedynie w kilku punktach, czasami są dla siebie komplementarne, najczęściej funkcjonują jako osobne nowele. Zamknięte pod jednym dachem w rzymskiej kamienicy.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA