X-Men VS The Homesman – pojedynek na oczekiwania
Wpis dedykuję Andriejowi, który zniknąć stąd nie chce i z pewnością wyzwie mnie od fanbojów Marvela 🙂
Ale jak można nie być fanbojem choć na moment, kiedy wychodzi naprawdę świetny zwiastun “Days of Future Past”? Pewnie, można się zżymać na fakt obcowania z ekranizacją komiksu – w końcu to kino w swojej najpopularniejszej i najgłośniejszej odsłonie, ściągające na siebie uwagę kosztem mniejszych, ambitniejszych projektów. Zamiast więc zachwycać się “The Homesman” od Tommy’ego Lee Jonesa, ślinka cieknie mi na widok bandy mutantów. I mimo, że western wygląda wyśmienicie, jego autorowi ufam praktycznie bezgranicznie (po “Trzech pogrzebach Melequiadesa Estrady” wypada), a sam film umieszczę w osobistym rankingu z dużym prawdopodobieństwem zdecydowanie wyżej od najnowszych X-Menów, to projekt Bryana Singera budzi we mnie ekscytację. Być może z tego powodu, że rodzi się z totalnej ambiwalencji uczuć: początkowej obojętności i – obecnie – co najmniej zaciekawienia. Jest to więc pewien proces, którego skutki zauważam. I jest mi z tym dobrze. Gdy narzucam na całość swoją niechęć do ekranizacji komiksów, które – w przytłaczającej większości przypadków – są co najwyżej przeciętne, to “Przeszłość, która nadejdzie” naprawdę wygląda tak, jakbym sobie życzył, aby kino tego typu wyglądało zawsze.
Oczywiście, to tylko zwiastuny. Film może okazać się katastrofą, tak jak porządny zwiastun “The Amazing Spider-Man 2” (jeden był naprawdę ok), zapowiada prawdopodobną miałkość nowego Człowieka-Pająka (pierwsze recenzje choć pozytywne, to jednak baaaardzo wstrzemięźliwe w zachwytach). Podobnie może być z “The Homesman”, który trailerem nie poraża, ale ludzie, stojący za tym filmem, obiecują wiele. Poza tym każdy western ma duży kredyt zaufania.
Na ile oczekiwania spełnią nadzieje? Poczekamy, zobaczymy.