search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

POTĘGA SŁOWA. Kultowe cytaty według American Film Institute

Radosław Dąbrowski

27 września 2017

REKLAMA

Ze scenariusza niejednego filmu wywodzi się garść, mających dzisiaj status kultowych, cytatów. W 2005 roku American Film Institute sporządził listę stu najlepszych kwestii z amerykańskich utworów kinematograficznych. Przyjrzymy się temu zestawieniu. Wybrane cytaty poprzedziłem numerem miejsca, jakie zajęły w rankingu.

Bogactwo każdej kinematografii tworzą pamiętne kwestie wypowiadane z ekranu. Z upływem czasu cytat może się stać wizytówką filmu, pełnić funkcje reprezentacyjne danego dzieła, stać się przedmiotem pierwszego kontaktu tak samo jak tytuł utworu. Poszczególne wypowiedzi zaczynają wieść podwójne życie, robią pozaekranową karierę, kursują w społecznym obiegu.

W obrębie samego filmu stanowią jego ważny element konstrukcji, są przecież częścią dialogów, ale jeżeli utkwią w pamięci większej liczby odbiorców, zaczynają funkcjonować poza kadrem. Zostają wchłonięte przez popkulturę bądź mogą nawet trafić do repertuaru mowy codziennej. Niektóre z nich uczestniczą w grze intertekstualnej. Na przykład otwierający pierwszą dziesiątkę cytat „You talkin’ to me?” [Mówisz do mnie?] z Taksówkarza (1978) posłużył jako element dowcipu w jednej ze scen Kilera (1997).

Popularność danej kwestii może wynikać wyłącznie z wypowiedzenia jej na ekranie i w scenariuszu, czyli dosłownie na papierze, pierwotnie mogła nie zapowiadać się na kultową (aczkolwiek na pewno są takie, które świeżo po napisaniu wykazały potencjał cytowania). W wielu przypadkach wersja sfilmowana różni się od wizji literackiej, na co ma wpływ szereg ludzi odpowiedzialnych za realizację danego projektu. W przypadku dialogu najważniejszą osobą jest aktor. Sposób jego wypowiedzi,  nacisk położony na konkretne słowo, mimika… Te i inne aspekty mogą decydować o sławie danej kwestii i tego, że zapadnie głęboko w pamięci widzów. Na liście American Film Institute obok danego cytatu podany jest aktor, który wypowiada na ekranie dane słowa. Można wyróżnić szereg absolutnie wybitnych artystów, którzy na pewno wpłynęli na popularność swojej kwestii.

Pojawiają się m.in. trzykrotnie Marlon Brando (nr 2: „I’m going to make him an offer he can’t refuse” [Zamierzam złożyć mu propozycję nie do odrzucenia] z Ojca chrzestnego 1972; nr 3: „You don’t understand! I coulda had class. I coulda been a contender. I could’ve been somebody, instead of a bum, which is what I am” [Nic nie rozumiesz! Mogłem mieć klasę. Mogłem być mistrzem. Mogłem być kimś więcej, niż jestem] z Na nabrzeżach 1954; nr 45: „Stella! Hey, Stella!” z Tramwaju zwanego pożądaniem 1951), dwukrotnie Jack Nicholson (nr 29: “You can’t handle the truth!” [Nie zniósłbyś prawdy!] z Ludzi honoru 1992 oraz nr 68: „Here’s Johnny!” z Lśnienia 1980)  oraz Anthony Hopkins (nr 21: „A census taker once tried to test me. I ate his liver with some fava beans and a nice Chianti” [Robiący spis ludności raz chciał mnie przepytać. Zjadłem jego wątrobę z fasolką i wybornym chianti] z Milczenia owiec 1991).

Niektóre cytaty mogą w społecznym obiegu ulec sparafrazowaniu, ale takich przypadków wydaje się być stosunkowo niewiele. Za przykład posłuży stwierdzenie „Nie ze mną te numery, Bruner”, które de facto w serialu Stawka większa niż życie (1968) nie pada. Hans Kloos mówi natomiast: „Nie ze mną te sztuczki, Bruner”.

Ważne jest zachowanie autentyczności. Przesadna ekspresja spowoduje, że odbiorcy nie udzieli się dramaturgia danej sceny, a wypowiadane przez aktora słowo nie będzie brzmieć prawdziwie. Potrafić dostrzec tę granicę nie jest łatwo. Nie tak prosto uciec od patosu, który sprawi, że kreacja aktora stanie się karykaturalna, śmieszna czy zwyczajnie niepoważna. Z drugiej strony przepisem na naturalność nie musi być minimalizm aktorski i nawet do najprostszych czynności, gestów czy słów wykonawca musi dodać coś od siebie. Siebie artysty operującego szeregiem technik aktorskich, które sprawią, że widzowie obserwując daną scenę, będą widzieć bohatera i przyswajać to, co mówi, bez tkwiącej z tyłu głowy informacji, która przypomina, że to tylko aktor odtwarzający rolę.

Myślę, że dobrym przykładem posłuży Humphrey Bogart. W Casablance (1942) bardzo łatwo można byłoby przekroczyć granicę zdrowego patosu i przeszarżować, czyniąc scenę pompatyczną i zabawną. Amerykański aktor, nawet jeśli nie wzrusza wszystkich, to jednak wypowiada się tak, że wierzymy w dramaturgię danej sytuacji. Na liście na wysokim, 5. miejscu uplasowano „Here’s looking at you, kid” (Uśmiecham się do ciebie, mała), zaś na 43. „We’ll always have Paris” (Zawsze będziemy mieć Paryż), czyli słowa skierowane w finale dzieła Michaela Curtiza, gdy Rick Blaine żegna Ilsę Lund. Piętnaście lokat niżej umieszczono kwestię definitywnie kończącą seans, czyli „Louis, I think this is the beginning of a beautiful friendship” (Louis, tak sobie myślę, że to początek pięknej przyjaźni), która w wymowie jest słodko-gorzka. Z jednej strony protagonista pożegnał swoją ukochaną, z drugiej wykazuje szczyptę optymizmu względem przyszłości.

REKLAMA