20 najciekawszych premier filmowych 2017 roku (lista subiektywna)
Gdy patrzę na premiery filmowe w 2017 roku, wiem, że ten rok nie będzie należał do wyjątkowych. Po raz kolejny mamy przejawy skrajnej sequelozy i chyba nie będzie weekendu w okresie wiosenno-letnim bez kolejnej części jakiegoś niedawnego hitu. Oczywiście nie ma się na co zżymać, bo jednak lubimy to, co znamy i mimo narzekania to właśnie te tytuły zarabiają najwięcej i to one rozpalają wyobraźnię kinomanów.
Przygotowując się do swojej listy starałem się zignorować jak mogłem wszelkie sequele, choć jak zobaczycie poniżej, nie udało mi się – jest bowiem kilka tytułów, które ciekawią mnie bardzo mocno, w tym jeden, na który czekam od wielu lat.
Jest to lista mocno subiektywna, więc nie oczekujcie ode mnie schlebiania gustom większości głosującej na najbardziej oczekiwane filmy 2017 roku na wielu stronach. Nie jest to lista “najpopularniejszych”, a jedynie filmów, z którymi wiążę osobiście duże nadzieje. I co ważne – i jak się okazuje co roku – nie będzie na niej połowy najlepszych filmów, o których będziemy dyskutowali za rok. Część potwierdzi swoją jakość, a część będzie rozczarowaniem. Tak jest zawsze.
Na liście pomijam kilka produkcji z ostatnich tygodni, które miały już swoje premiery. Pojawiły się recenzje, na niektóre spłynęły nagrody i tylko czekamy na premierę w Polsce. Chodzi m.in. o Powidoki Andrzeja Wajdy, Milczenie Martina Scorsese, a także La La Land czy Manchester by the Sea – to wszystko tytuły, które mogą namieszać w liście najlepszych filmów 2017 roku.
Poniżej pomijam też cztery ważne tytuły, w których premierę w tym roku nie wierzę, choć pojawiają się co jakiś czas w różnych zestawieniach, na które możecie trafić. Zapowiedziano, że kilku ważnych reżyserów robi nowe filmy – Darren Aronofsky kręci Mother, Wes Anderson tworzy Isle of Dogs, Roman Polański zaczął zdjęcia do Based on a True Story, a Paul Thomas Anderson reżyseruje kolejne arcydzieło, tym razem o świecie mody lat siedemdziesiątych. Tych nie zobaczymy w tym roku.
OK, więc zaczynajmy. Oto najciekawiej zapowiadające się premiery 2017 roku.
*
20. DEATH NOTE
Aktorska wersja znanej serii anime, przez wiele osób uważanej za jedną z najwybitniejszych w historii. Po kilku perturbacjach związanych z produkcją (Warner Bros porzucił projekt w 2015 roku, Netflix zakupił prawa), po wielu plotkach odnośnie reżyserów (Shane Black, Gus van Sant), wreszcie projekt ruszył z Adamem Wingardem na czele, autorem znakomitych The Guest i You’re Next. Do tego intrygującego projektu, który jest czymś na kształt moralitetu i kina grozy, dołączył Willem Dafoe, który użyczy głosu mefistofelicznej postaci Ryuka. Czego się możemy spodziewać? Jeśli Wingard nie skręci w kierunku typowego horroru o spotkaniu z tajemniczym demonem wyskakującym z szafy i zarazem odda paranoiczny klimat anime, to możemy mieć do czynienia z dużą i pozytywną niespodzianką. Tego reżysera naprawdę stać na odważny i niebanalny obraz, tym bardziej, że Netflix nie ma oporów przed ryzykiem (film ma już zapowiedzianą kategorię R).
19. THOR: RAGNAROK
Obie części przygód Thora uważam za najsłabsze w całym uniwersum Marvela i jedyne, co budzi moje zainteresowanie tym projektem, jest niezwykły reżyser, któremu powierzono stworzenie trzeciej odsłony. Taika Waititi to Nowozelandczyk z – delikatnie rzecz ujmując – specyficznym poczuciem humoru. Tegoroczne The Hunt for Wilderpeople to rewelacyjne kino przygodowe, poprzedni Co robimy w ukryciu to czołówka komedii XXI wieku, a jeszcze wcześniejsze Boy i Orzeł kontra rekin to kapitalne skromne filmy z ludzkimi dziwadłami w rolach głównych. Czy swój absurdalno-parodystyczny styl przemyci do Ragnaroka? A może machina produkcyjna, skrajnie odmienna od dotychczasowych doświadczeń, spowoduje, że Waititi nie zostanie dopuszczony do głosu? Trudno powiedzieć, ale wiadomo jedno: to może być odmienne doświadczenie z MCU. I tego powinniśmy sobie życzyć.
18. OKJA
Joon-ho Bong kontynuuje misję podboju Zachodu. Po bardzo dobrze przyjętym Snowpiercerze – mocnym, kontrowersyjnym kinie apokaliptycznym – zaprezentuje kolejny film SF z jankeskimi gwiazdami w rolach głównych i znowu pobawi się gatunkiem monster-movie. Jak wyszło mu The Host, pewnie pamiętacie, bo to jeden z najpopularniejszych filmów azjatyckich tego wieku i po prostu świetnie poprowadzone, dynamiczne i niegłupie kino z potworem w roli głównej. Bong ma głowę pełną pomysłów i nie boi nietypowych rozwiązań gatunkowych, więc jeśli lubicie filmowe niespodzianki, to jest on jednym z czołowych reżyserów kina popularnego. O Okja nie wiemy zbyt wiele – to podobno imię jakiegoś wielkiego potwora, który tym razem nie grozi ludzkości, a jest przyjacielem głównego bohatera. I dybie na niego ktoś bardzo zły. Niby przewidywalne, ale gwarantuję, że tak nie będzie. Akcja ma miejsce w Korei, ale przeniesiemy się również do Stanów i tutaj zobaczymy Jake’a Gyllenhaala, Tildę Swinton, Paula Dano i Lilly Collins.
17. DOWNSIZING
Teoretycznie zwariowana komedia – koleś zmniejsza siebie i żonę, aby żyć w spokoju i ratować planetę od zagłady. W praktyce spójrzmy na dorobek reżysera, Alexandra Payne’a – Nebraska, Spadkobiercy, Schmidt, Bezdroża. Mistrz ekranizacji międzyludzkich relacji, szczególnie gdy mówimy o przyjaźni i rodzinie. Swoje filmy ubiera w dużo goryczy, nienachalnej psychologii, satyry i czarnego humoru, choć wszystko podlewa pozytywnym sosem i nadzieją. Powiedzmy, feel-good movies dla zaawansowanych. Dlatego każdy jego film, nawet taki, który jest zapowiadany jako komedia z Mattem Damonem, Kristen Wiig i Christophem Waltzem, Jasonem Sudeikisem i Alekiem Baldwinem nie będzie dobrą metodą na masaż przepony.
16. TO
Moja ulubiona powieść Stephena Kinga. Filmowo to takie Stranger Things ale bardziej – bardziej mroczne, psychologicznie wiarygodniejsze i skupione mocno na przyjaźni bohaterów, dzięki której walczą ze złem w postaci klauna. Przerażające i fascynujące, a przy tym zawierające wszystkie charakterystyczne elementy prozy Kinga, z małomiasteczkowym stanem Maine na czele. Jedną ekranizację już mieliśmy, całkiem przyzwoitą, choć z tego co pamiętam dość daleko odchodzącą od literackiego pierwowzoru. Teraz czas na powrót do Derry – miał reżyserować Cary Fukunaga, który dał światu cud w postaci True Detective, ale jednak po wielu perturbacjach stanęło na Andresie Muschiettim, którego możecie kojarzyć dzięki przyzwoitemu horrorowi Mama. I naprawdę nie wiemy, czego się spodziewać, choć najgorszym z możliwych rozwiązań byłoby pójście w stronę klasycznego horroru. Gdybym miał sobie czegoś życzyć, to z pewnością byłoby to postawienie na sentyment do lat 70. i 80. i grozę zamiast przerażenia. Więcej klimatu horrorowej przygody w stylu lat 80. niż tradycyjnego straszaka.
15. STRAŻNICY GALAKTYKI 2
Pierwsza część to najlepszy film z uniwersum MCU i basta. Najlepsza zawadiacka space opera od czasu Firefly, Gwiezdne wojny dla trochę starszych (teraz Łotr 1 pokazał, że można jeszcze lepiej) i przy okazji film, w którym humor, wybuchowa akcja i fabuła są w idealnych proporcjach, aby cieszyć się z seansu nawet po 5 razach. Czy sequel się uda? Wbrew pozorom – może się udać, bo w zalewie wspomnianej sequelozy udane powroty są spotykane częściej niż zwykle, czego dowodem jest choćby Kapitan Ameryka, lepszy z każdą kolejną częścią (choć o Avengersach tego nie powiem, więc moja teoria jest nic nie warta). W każdym razie jest ta sama ekipa plus małe groociątko, podobny klimat, zapowiedź bliższego powiązania z innymi bohaterami komiksowego uniwersum i nowa kaseta magnetofonowa przygrywająca w tle. Może się nie udać? Pewnie że może, jeśli James Gunn sukcesu swojego filmu upatrywał w wizualnej efektowności. Jestem jednak pewien, że to mądry facet i wie, że Strażnicy Galaktyki byli udani dzięki bezpretensjonalnemu humorowi, a nie wybuchowym bajerom.
14. THE BELKO EXPERIMENT
Miał co prawda premierę na festiwalu w Toronto, więc opinie są znane, ale umieszczam go tutaj ze względu na skrajność recenzji (okrzyki od genialnej satyry po totalne rozczarowanie), tematykę i prawdopodobne olanie tego obrazu przez polskich dystrybutorów. Brzmi przepysznie: grupa kilkudziesięciu Amerykanów zostaje zamknięta w biurze. Księgowi, finansiści, handlowcy, informatycy i wszelkiego typu ludzie, których znacie – a przynajmniej niektórzy – z życia codziennego. Jakiś głos w głośnikach mówi im, że przetrwa tylko ten, który zabije innych. Żart? No właśnie nie do końca, bo szybko zaczyna się wielka masakra. Słyszę tu echa niemieckiego Eksperymentu i japońskiego Battle Royale, tyle że w konwencji Biura. Za scenariusz odpowiada James Gunn, a reżyseruje Greg McLean, autor Wolf Creek.
13. WONDERSTRUCK
Todd Haynes prezentuje filmy co kilka długich lat, ostatnio Carol po 8 latach nieobecności. Tym razem zabrał się do pracy szybciej niż zwykle i już w tym roku zobaczymy jego nowy projekt, będący adaptacją graficznej powieści Briana Selznicka, autora Hugo, który został zaadaptowany w 2007 roku przez Martina Scorsese. Wonderstruck to opowieść o dwójce głuchoniemych dzieci, które zostały rozdzielone na 50 lat. Podobno sporo realizmu magicznego, podobno część filmu będzie klasycznym niemym kinem. W rolach głównych Julianne Moore i Michelle Williams. Wszystko brzmi świetnie, a talent Haynesa do niebanalnego opowiadania melodramatycznych historii jest nie do przecenienia. Ciekawostką jest fakt, że produkcją i dystrybucją zajmie się Amazon Studios.