PITBULL. NIEBEZPIECZNE KOBIETY. Polskie kino ma się dobrze
Przyznam szczerze, że po kilkukrotnym obejrzeniu trailera do nowego Pitbulla podczas oczekiwania na inne filmy, dla których zdarzyło mi się w ostatnim czasie odwiedzać kino, dość mocno obawiałem się rozczarowania. Trailer wyraźnie sugerował, że największym atutem filmu będzie duża ilość wulgaryzmów w dialogach. Podobało mi się to, co Vega zrobił wcześniej zarówno w klasycznym już Pitbullu z 2005, jak i w Nowych porządkach, dlatego nie dałem się odstraszyć beznadziejnej zajawce – spodziewałem się, że podobnie jak w poprzednich odsłonach serii otrzymamy solidne, dynamiczne kino rozrywkowe. Jak się okazuje, ekipa, która nakręciła Niebezpieczne kobiety, stanęła na wysokości zadania – efekt jej pracy wręcz przerósł moje oczekiwania – nowy Pitbull to film sensacyjny na bardzo wysokim poziomie.
Od razu na wstępie wyjaśnijmy sobie, że film rozrywkowy nie musi być ani szczególnie głęboki, ani szczególnie realistyczny. Jakkolwiek Vega na samym wstępie zaznacza, że Niebezpieczne kobiety były inspirowane prawdziwymi wydarzeniami, to jednak wszystko jest ładnie pokolorowane i przyozdobione. Bardzo dobrze – dzięki temu film fantastycznie się ogląda, a historia jest po prostu bardziej wciągająca.
Tym, co w nowym Pitbullu rzuca się w oczy, jest charakterystyczny styl Vegi, który w ostatnich latach mocno się rozwinął. Przypuszczam, że w dużej mierze dzięki rosnącemu budżetowi jego filmów. Esencją Niebezpiecznych kobiet są dynamiczny montaż, niesamowite tempo i bezbłędne dialogi, które owszem, od wulgaryzmów nie stronią, jednak są tak pełne poczucia humoru (miejscami – dodajmy – dość wyrafinowanego), że niektóre hasła mają sporą szansę wejść na stałe do pojęciowego aparatu Polaków tak, jak swego czasu było z filmami Pasikowskiego.
Vega umiejętnie stosuje patenty sprawdzone podczas kręcenia poprzednich produkcji jak chociażby zastawianie ze sobą scen mocno działających na emocje z ciężkimi żartami, które w sposób niezwykle skuteczny pozwalają owe emocje rozładować, czy przerywanie właściwej akcji beznamiętnymi wypowiedziami jednego z bohaterów, w której objaśnia mechanizm danego przekrętu lub strategii, która ma zostać zastosowana podczas zatrzymania. Ten ostatni patent Vega przećwiczył aż za dokładnie w Służbach specjalnych, jednej z mniej udanych produkcji tego reżysera – tam jest tego o wiele za dużo, natomiast w Niebezpiecznych kobietach owe odprawy przygotowujące widza do kolejnych scen okazują się niezwykle wyrazistym i interesującym elementem.
Uwagę zwraca również sama konstrukcja filmu. Teoretycznie mamy do czynienia z historią o policjantach i bandytach. Postać, która jest osią wydarzeń, de facto stoi po drugiej stronie – gdybym miał wskazać głównego bohatera, na pewno nie wskazałbym ani granej przez Joannę Kulig Zuzy, ani kreowanego przez Piotra Stramowskiego „Majamiego”, do którego należała poprzednia odsłona Pitbulla. Wskazałbym „Cukra” (Piotr Fabijański) – główny czarny charakter filmu. Postać ta niewątpliwie zasługuje na kilka słów, bo wyszła Vedze lepiej niż którykolwiek z bohaterów stojących po jasnej stronie mocy. „Cukier” ma w sobie mnóstwo wdzięku, a przy tym bywa naprawdę przerażający, zwłaszcza w chwilach poprzedzających zastrzyk z insuliny – z jednej strony jego głos staje się coraz słabszy, zaczyna się trząść, jednak de facto wygląda nie jakby był chory, ale jak bomba, która za chwilę może wybuchnąć. Przypuszczam, że efekt ten nie jest przypadkowy.
Niebezpieczne kobiety są dziełem pieczołowicie wyreżyserowanym i przemyślanym, nic tu nie zostało pozostawione przypadkowi.
Postać „Cukra” wydaje się stanowić ciekawą syntezę obydwu czarnych charakterów z poprzedniej odsłony – granego przez Bogusława Lindę „Babci” i „Zupy”, wykreowanego przez Krzysztofa Czeczota. Podobnie jak ten pierwszy mimo bezwzględności ma w sobie mnóstwo ciepła, tak jak „Babcia” dla swojego syna, tak „Cukier” dla zwierząt i rodziny.
Niebezpieczne kobiety to film dopracowany pod każdym względem. Doskonały montaż, świetna praca kamery, świetnie podkręcająca klimat muzyka (bardzo mnie cieszy, że Polacy wreszcie zaczęli wykorzystywać w kinie ambient) i aktorstwo na bardzo wysokim poziomie, co w równym stopniu dotyczy wyjadaczy jak Andrzej Grabowski czy Alicja Bachleda-Curuś, jak i aktorów będących nadal na dorobku jak Fabijański. Grabowski to klasa sama dla siebie, to, że świetnie poradzi sobie z dowolną postacią, jest równie oczywiste jak to, że zimą pada śnieg, a latem świeci słońce. Natomiast Bachleda-Curuś zaskoczyła mnie in plus i to potężnie – w życiu nie spodziewałbym się, że może być tak drapieżna.
W nowym Pitbullu mamy też postaci – ozdobniki, które dla fabuły są mało istotne, a jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że bez nich ten film praktycznie by nie istniał. Mowa o zagranej przez Maję Ostaszewską Olce i Marcinie Opałce (Tomasz Oświeciński). Olka jest odpowiedzialna za zdecydowaną większość wybuchów śmiechu podczas seansu na początku filmu, natomiast na Marcina musimy czekać prawie do końca, za to gdy już się doczekamy, praktycznie od razu przypomina nam, że to w dużej mierze dzięki niemu Nowe porządki okazały się tak udaną produkcją.
Niebezpieczne kobiety to nie jest film dla koneserów, nie jest obrazem, nad którym krytycy piać będą z zachwytu i o którym za kilkadziesiąt lat będą uczyć w szkołach. Jest to natomiast ogromna porcja świetnej rozrywki, którą, jak sądzę, każdy fan kina sensacyjnego skonsumuje z przyjemnością.
Na koniec mała dygresja – w ostatnim czasie kilkukrotnie zdarzyło mi się iść do kina na polskie filmy i za każdym razem wychodziłem jeśli nie zachwycony, to przynajmniej pod wrażeniem. Filmy, o których piszę, to Ostatnia rodzina, Wołyń oraz właśnie Pitbull. Niebezpieczne kobiety. W kolejce czeka Jestem mordercą, a już wkrótce na ekrany trafi Sztuka kochania. Nie chciałbym zapeszyć, ale wiele wskazuje na to, że doczekaliśmy się nowego złotego wieku polskiego kina. Trzymam kciuki za kolejne udane produkcje, zarówno te stricte rozrywkowe jak Pitbull, jak i za dzieła głębokie i emocjonalne jak Ostatnia rodzina.
korekta: Kornelia Farynowska