Mel Gibson nakręci sequel Suicide Squad! Plotka czy realna możliwość?
Zdaje się, że Mel Gibson już oficjalnie wyszedł z niełaski Hollywood. Jeden z kandydatów do tegorocznego Oscara za reżyserię otrzymał ponoć propozycję wyreżyserowania drugiej części Suicide Squad, w zastępstwie Davida Ayera, który poświęcił się teraz realizacji Gotham City Sirens, traktującego o żeńskich bohaterkach komiksów DC. To póki co oczywiście plotka, niemniej zaskakująca, bo jakkolwiek to wybór ciekawy, warto się zastanowić, czy w ogóle trafny.
Interesującym jest, że studio w ogóle mogłoby wziąć pod uwagę kandydaturę Gibsona, który jeszcze we wrześniu minionego roku wypowiadał się niezbyt pochlebnie nie tylko na temat Batman v Superman, ale i kina komiksowego w ogóle. Film Zacka Snydera zasłużył sobie u twórcy Braveheart na jednowyrazową recenzję – „gówno”, rzekł Gibson i wyraził dodatkowo zdziwienie na temat ogromnego budżetu filmu, nazywając go marnowaniem pieniędzy. Jednocześnie przyznał, że może inaczej spojrzałby na ten aspekt, gdyby sam zasiadł przy podobnej produkcji. Studio chyba wzięło sobie to ostatnie do serca, skoro w ogóle zdecydowało się wyjść po takiej opinii z podobną propozycją.
Pytanie tylko, czy Gibson nadaje się do filmu komiksowego jako takiego. To bez wątpienia utalentowany reżyser, doskonale panujący nad tym, co dzieje się na planie i pieczołowicie przykładający się do najmniejszych szczegółów. Paradoksalnie w przypadku pracy nad sequelem Suicide Squad to mogłyby być czynniki niekorzystne, szczególnie biorąc pod uwagę nieustającą serię problemów przy pracy nad kolejnymi filmami z uniwersum DC i brak jakiejś spójnej wizji na tę serię. Gibson wie, jak chce kręcić i o kim; dobór tematyki i bohaterów w jego dotychczasowej filmografii z pewnością nie jest przypadkowy. Tymczasem, żeby nie szukać daleko – już pierwsza część Legionu samobójców mogłaby się znaleźć w słowniku pod hasłem „Problemy z realizacją”. Dokrętki, zmiany scenariusza, wycinanie scen, zmiana tonu filmu na podstawie reakcji widzów podczas pokazów testowych. Efekt? Chaotyczny film kompletnie niewykorzystujący potencjału postaci, słaby fabularnie i kiepsko zmontowany, przyjęty negatywnie, choć oczywiście swoje zarobił.
Z jednej strony Gibson mógłby naprawić błędy poprzednika – dodać trochę emocji, podnieść poziom scen akcji (a wiemy, że te realizować potrafi doskonale), wreszcie wprowadzić trochę brutalności, wskazanej przy takim projekcie. Z drugiej zaś – jego własna wizja mogłaby kłócić się z założeniami studia, co zaowocowałoby kolejnymi problemami i w efekcie papką podobną do części pierwszej. Wydaje się niestety, że bardziej prawdopodobna jest opcja numer dwa. Cóż, Gibson twierdzi, że bardziej interesują go prawdziwi bohaterowie, a nie ci w spandeksach. Lepiej zatem, żeby skupił się na nich i kręcił produkcje w stylu Przełęczy ocalonych – z korzyścią dla siebie i przede wszystkim widza. Okaże się, jak będzie naprawdę.