Jeszcze kilka lat temu Jennifer Lawrence cieszyła się olbrzymią popularnością. Jej rola z Do szpiku kości (2010) przyniosła jej nominację do Oscara, a po niej przyszedł czas między innymi na serię X-Men, Igrzyska śmierci oraz Poradnik pozytywnego myślenia, przy okazji którego przekuła kolejną nominację na statuetkę.
W końcu jednak dobra passa się skończyła, a kolejne filmy z udziałem Lawrence dzieliły widzów i krytyków, lub były przyjmowane jednoznacznie negatywnie (mother!, Pasażerowie, Mroczna Phoenix). Od 2019 roku nie widzieliśmy Lawrence na ekranie, choć wkrótce się to zmieni, gdy na Netfliksie pojawi się Nie patrz w górę, gdzie zagrała jedną z głównych ról. Przy okazji powrotu do pracy, Lawrence udzieliła wywiadu Vanity Fair, w którym opowiedziała o swoim spadku formy i przemyśleniach na temat kariery.
Nie była to taka jakość, jaka powinna być. Myślę, że wszyscy mieli mnie dość, w tym ja sama. Dotarłam do punktu, w którym nie mogłam nic zrobić dobrze. Jeśli przeszłam po czerwonym dywanie, można było pytać, dlaczego nie pobiegłam. Przez większość życia dogadzałam innym, a praca sprawiła, że czułam, jakby nikt nie mógł się na mnie złościć. „OK, zgodziłam się, robimy to, nikt się nie gniewa”. Potem czułam, że dotarłam do punktu, w którym ludziom nie wystarczy tylko moja obecność. To wytrąciło mnie z myślenia, że praca czy kariera mogą przynieść ci spokój.
Nie patrz w górę już teraz zbiera świetne opinie. Mówi się, że to jednocześnie przezabawna i przerażająca satyra niesiona doskonałymi występami aktorskimi. Dzieło McKaya ma według widzów duże szanse w sezonie nagród i już teraz jest nazywane „współczesnym Doktorem Strangelove’em„.
Lawrence ma tymczasem już dalsze plany zawodowe – wystąpi w filmie Red, White and Water studia A24.
zdjęcie główne: Vanity Fair