search
REKLAMA
Recenzje

CAPO. Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu pracujecie [RECENZJA]

Truizmem byłoby napisać, że „CAPO” jest filmem potrzebnym – podobnego kina nam jednak w Polsce po prostu brakuje.

Janek Brzozowski

29 września 2025

REKLAMA

„Widzieliście kiedyś śnieg?” – pyta dziewczyna grupę świeżo poznanych kolegów i koleżanek. „Tylko w zamrażarce” – pada nieśmiała odpowiedź. Wszyscy są trochę przerażeni, a trochę podekscytowani. Stłoczeni w srebrnym dostawczaku, starają się doszukać pozytywów trudnej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Są imigrantami z rozdartej konfliktem wewnętrznym Wenezueli. W Polsce znaleźli pracę, która z jednej strony pozwoli im stanąć na nogi, z drugiej zaś – pomóc bliskim, którym nie udało się wyjechać za granicę. Samochód, do którego wsiedli, wywozi ich jednak na głęboką prowincję, gdzie pryskają resztki nadziei. Zamiast pracy w hotelu czeka na bohaterów 12-godzinna szychta w fabryce mięsa. Zamiast umowy o pracę – zleceniówka na czarno. Zamiast miesięcznej pensji rzędu 3 i pół tysiąca dolarów – 3 i pół tysiąca złotych. Razem z perspektywami na normalne życie znikają paszporty, zarekwirowane przez pracodawcę, żeby komuś nie przyszła czasem do głowy ucieczka. Innymi słowy: witamy w Polsce.

Choć akcja debiutu pełnometrażowego Roberta Kwilmana jest zanurzona po uszy w nadwiślańskim bagnie pracowniczym, to rozgrywać mogłaby się na dobrą sprawę wszędzie. To znaczy wszędzie tam, gdzie kapitalizm wyprał ludziom mózgi, przekonując ich, że najlepszą, bo najefektywniejszą metodą na szybki zarobek jest eksploatacja drugiego człowieka. W takich warunkach rozgrywa się walka o duszę Adriana (Daniel Jiménez). Mężczyzna też jest imigrantem, ale już całkiem nieźle zasymilowanym. Podstawowa znajomość polskiego sprawia, że lokalny Janusz Biznesu spogląda na niego przychylniejszym okiem – kusi obietnicą załatwienia pozwolenia na pracę i daje namiastkę władzy nad innymi pracownikami. W tym sensie Adrian pełni funkcję analogiczną do tej, jaką sprawowali kapo w nazistowskich obozach zagłady – jest ofiarą i oprawcą jednocześnie. Kiedy w zakładzie pracy dochodzi do brzemiennego w skutkach wypadku, bohater musi opowiedzieć się po jednej ze stron.

CAPO to kino szlachetnego realizmu społecznego, blisko spokrewnione z dokonaniami takich twórców jak Ken Loach czy bracia Dardenne. Powinowactwo z belgijskim duetem reżyserskim widoczne jest już na pierwszy rzut oka, również w warstwie formalnej. Odpowiadający za zdjęcia Kacper Lasek kręci wszystko z ręki: trzyma kamerę blisko bohaterów, filmuje na długich ujęciach, w quasi-dokumentalnym stylu. Podobnie jak Dardenne’owie, Kwilman chętnie sięga po naturszczyków. Wcielający się w postać Adriana Jiménez na co dzień pracuje jako reżyser castingu, nigdy wcześniej nie pojawił się na ekranie jako aktor. Początkowo pomagał jedynie w kompletowaniu obsady, dopiero z czasem dał się namówić na przyjęcie głównej roli. Brak doświadczenia i ogłady aktorskiej w tym szczególnym przypadku zaprocentował – oszczędne, wygłaszane mechanicznie dialogi nie brzmią tutaj sztucznie czy nachalnie. Wydają się elementem przemyślanej strategii artystycznej – efektem ubocznym emocjonalnej znieczulicy Adriana; cynicznej postawy, jaką bohater przyjmuje każdego poranka, aby przetrwać kolejny dzień piekła na ziemi.

Najbardziej rozpoznawalnym aktorem w obsadzie CAPO jest Sebastian Stankiewicz, obsadzony przez twórców na przekór komediowemu emploi. W filmie Kwilmana jest oślizgłym przedsiębiorcą – przebiegłym manipulatorem, sterującym podwładnymi za pomocą metody kija i marchewki. Kiedy czuje, że zachodzi taka potrzeba, potrafi sypnąć groszem i złożyć solenną obietnicę, nawet jeżeli jego słowa nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości. Jednocześnie wie, jak wzbudzić strach, grożąc powiadomieniem odpowiednich służb i natychmiastową deportacją. Również w takim człowieku Kwilman i jego współscenarzyści, Malwina Górecka i Kirk Kjeldsen, potrafią dostrzec jednak promyczek dobra. Widzimy go w krótkich scenach rozgrywających się w domu rodzinnym bohatera – beztroskich zabawach z dziećmi, posyłanych w kierunku pociech uśmiechach. Jak to możliwe, że można być tak ludzkim i nieludzkim jednocześnie? Odpowiedź jest prostsza, niż nam się wydaje: wystarczy dać sobie wmówić, że nasz świat jest podzielony na lepszych i gorszych, zwycięzców i przegranych, wyzyskujących i wyzyskiwanych. Albo będziemy samcami alfa, bezlitosnymi królami dżungli, albo zostaniemy pożarci przez szybszych i silniejszych. A co w takim wypadku ze sprawiedliwością społeczną i empatią? No cóż, Panie Areczku, to pierwsze zwyczajnie nie istnieje, bo jedyną sprawiedliwością jest sprawiedliwość zwycięzcy, a to drugie zarezerwowane jest dla rodziny i przyjaciół. Na Pana czeka 12-godzinna zmiana + kilkadziesiąt minut w zamkniętej chłodni, o ile przydarzy się akurat kontrola z Inspektoratu Pracy.

Truizmem byłoby napisać, że CAPO jest filmem potrzebnym – podobnego kina nam jednak w Polsce po prostu brakuje. Patologie rynku pracy, z którymi w realny sposób walczy nad Wisłą tylko jedna partia polityczna, do tej pory eksplorowane były u nas raczej w rejonach filmów krótkometrażowych i to niemalże wyłącznie w kontekście imigrantów z Europy Wschodniej (60 kilo niczego Piotra Domalewskiego, Masza Krzysztofa Chodorowskiego). Kwilman podniósł rękawicę, zmierzył się z jednym z najbardziej palących problemów współczesności i wyszedł z tej walki zwycięsko.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA