AMANDA SEYFRIED żałuje, że na początku jej kariery nie było koordynatorów scen intymnych

Kilka dni temu Sean Bean wzbudził kontrowersje słowami na temat koordynatorów scen intymnych, którzy według niego „rujnują spontaniczność” scen zbliżeń w filmach i serialach. Zupełnie inaczej do sprawy podchodzi aktorka Amanda Seyfried, która w nowym wywiadzie przyznała, że żałuje, że w młodości nie miała takiego wsparcia.
Seyfried, dla której przełomowy w karierze był rok 2004 (to wtedy wystąpiła we Wrednych dziewczynach i w Veronice Mars; miała wówczas 19 lat), w rozmowie z Porter magazine przyznała, że wyszła z ery przed #MeToo bez szwanku, jednak nie uniknęła niekomfortowych doświadczeń.
Miałam 19 lat i chodziłam po planie w samej bieliźnie. Żartujesz sobie? Jak to się stało? O, wiem dlaczego. Miałam 19 lat i nie chciałam nikogo zdenerwować, zależało mi na tym, żeby utrzymać posadę. Właśnie dlatego.
Seyfried dodała, że życzyłaby sobie, żeby pierwsze kroki w biznesie stawiać teraz, gdy istnieją koordynatorzy scen intymnych, a aktorzy głośno mogą mówić o swoich doświadczeniach. Aktorka już w tegorocznym wywiadzie z Marie Claire opowiadała, że obrzydzali ją fani, którzy pytali ją, czy będzie padać, nawiązując do żartu o tym, że jej bohaterka z Wrednych dziewczyn umie przewidywać pogodę dotykając swoich piersi. Teraz Seyfried unika już filmów, w których pojawiają się „niepotrzebne sceny seksu lub nagości”.
W tym roku Seyfried ma szansę na Emmy za rolę w serialu Zepsuta krew.