Point Break. Na fali (1991)
Ach, co to był za film! Mężczyźni widzieli się w objęciach żywiołu, kobiety – Patricka Swayze bądź Keanu Reevesa. Emocje rwały dusze, widoki wypalały ślady na siatkówkach, kasety VHS nie wytrzymywały napięcia i zacinały się z wrażenia w odtwarzaczach. Wątpię, żeby po dwudziestu pięciu latach remake Point Break wywołał w widzach taką gamę doznań… Ale po kolei.
Na fali, film w reżyserii Kathleen Bigelow (Dziwne dni, Wróg numer jeden), to historia bandy rabusiów, którzy z nieprzerwanym do tej pory szczęściem napadają na banki. Ukryci pod maskami z podobiznami byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych, wchodzą do banku, terroryzują przebywające w nim osoby i opróżniają kasy z gotówki. Profesjonalni, szybcy skuteczni – nieuchwytni. Sprawę prowadzi Angelo Pappas (niezawodny Gary Busey), który ma na temat przestępców własną, wyśmiewaną przez innych teorię – według niego rabusie są surferami.
Pappas posłuch znajduje dopiero u swojego nowego partnera, Johnny’ego Utah (w tej roli Keanu Reeves), pełnego energii i zapału żółtodzioba, który decydując się na sprawdzenie mało popularnej teorii kolegi, postanawia przyłączyć się do grupy surferów dowodzonej przez charyzmatycznego Bodhiego (Patrick Swayze). Chłodny profesjonalizm, który dotąd cechował Johnny’ego, pod wpływem pasji Bodhiego i pięknych oczu Tyler Ann (Lori Petty) odchodzi w siną dal, i coraz trudniej jest agentowi prowadzić śledztwo…
Film jest popisem aktorskim dwóch głównych bohaterów – nieodżałowanego Patricka Swayze i młodego Keanu Reevesa. Ten pierwszy próbował w owym czasie zerwać z etykietką zbuntowanego wrażliwca, która przylgnęła do niego po oszałamiającym sukcesie Dirty Dancing. Próby te, szczególnie widoczne w doborze ról bezpośrednio następujących po wyżej wspomnianym filmie tanecznym – Wykidajło, Prawo krwi – efekt przynoszą dopiero w Point Break, gdzie Swayze ma szansę pokazać się w skomplikowanej psychologicznie roli. Keanu Reeves, pomimo bogatej filmografii (wspaniałe Niebezpieczne związki, popularna Niezwykła przygoda Billa i Teda), był w tym duecie mniej znanym, choć nie mniej utalentowanym aktorem.
Trudno jednak zaprzeczyć temu, że Swayze całkowicie zdominował tę relację – jego Bodhi jest postacią wiodącą, to on uwodzi, fascynuje, pociąga. Utah poddaje się jego wpływowi, ulega całkowitej przemianie. Wątek romantyczny pomiędzy Johnnym i Tyler, choć istnieje, jest wątkiem pobocznym – cała gama burzliwych uczuć umieszczona jest w relacji Bodhi-Utah. Ogląda się to z prawdziwą przyjemnością, choć na tle doskonałej gry Swayze Reeves wypada nieco blado.
Do atutów Na fali zaliczyć należy także niesamowite sekwencje popisów grupy surferów – na lądzie, w wodzie i w powietrzu. Banda zmaga się na deskach z falami, gra nocą w futbol amerykański na plaży, wykonuje podniebne akrobacje (i tu ciekawostka – Patrick Swayze brał udział w kręceniu tych scen osobiście). Wszystko to z towarzyszeniem dobrej, dynamicznej muzyki, która dodatkowo buduje beztroski, ale i pełen lekkomyślnego ryzyka klimat tych sekwencji.
Z perspektywy czasu widać także, niestety, wady. Widz współczesny z pewnością z trudem przebrnie przez początek filmu, kiedy to Utah pojawia się po raz pierwszy w swojej nowej jednostce i poznaje swojego nowego partnera. Odwieczny konflikt „stary, wypalony wyjadacz kontra energiczny żółtodziób” jest już bardzo cliché, a wygłaszane przez obu antagonistów komunały brzmią sztucznie i momentami wręcz śmiesznie. Tutaj widać jeszcze brak doświadczenia Reevesa. Zbyt szybko pokazuje cały wachlarz emocji – od zawodowego chłodu profesjonalisty z pierwszych scen do histerycznych wrzasków w scenie badania porzuconego samochodu. Można odnieść wrażenie – błędne – że w ciągu pierwszych piętnastu minut pokazał już wszystko, co potrafi.
Mimo to film nadal ogląda się bardzo dobrze. Od pierwszego spotkania Johnny’ego z Bodhim do finałowego „Vaya con Dios” Na fali trzyma widza w napięciu, i choć zakończenie jest doskonale znane – a w przeciwnym przypadku dość łatwe do przewidzenia – ciągle robi wrażenie. I to chyba najlepiej świadczy o klasie filmu.
korekta: Kornelia Farynowska