OSTATNIE PROSECCO HRABIEGO ANCILLOTTO. Zbrodnia i wina
Malownicza włoska prowincja. Spokój mieszkańców burzy samobójcza śmierć miejscowego producenta wina, hrabiego Ancillotto (Rade Šerbedžija). Śledztwo w tej sprawie prowadzi inspektor Stucky (Giuseppe Battiston), który nie bardzo wie, co zrobić ze sprawą zaczynającą się od samobójstwa. Wkrótce potem ginie jeden z lokalnych biznesmenów i tym razem jest to ewidentne morderstwo. Mało tego – poszlaki wskazują na martwego hrabiego, co nie ułatwia śledztwa, tak samo jak niepewność i brak doświadczenia Stucky’ego.
Podobne wpisy
Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto ma wszystko, co powinien mieć rasowy kryminał. Śmierć powszechnie znanego członka małej społeczności, gdzie każdy może być mordercą, to także dość klasyczne zawiązanie akcji. Nie ma w tym nic złego, przecież czystego kina gatunkowego nigdy dość. Film Antonia Padovana realizuje krok po kroku najpopularniejsze schematy obecne w kryminałach od dziesiątków lat. Jest trup (nawet parę), jest szereg podejrzanych bohaterów związanych z postacią hrabiego Ancillotto w ten czy inny sposób. Wreszcie jest detektyw Stucky z różnymi ułomnościami i ograniczeniami (takimi jak np. nadwaga i nieśmiałość), który mimo to codziennie stara się jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Scenariusz przewidział też miejsce na więcej niż jedną tajemniczą piękność, sekretne bractwo i miejscowego szaleńca. Nawet zakończenie logicznie wynika z fabuły, więc zamiast rozwiązań w rodzaju deus ex machina reżyser proponuje finał rodem z klasycznego kryminału. I gdyby twórcy poprzestali na tych elementach – kina gatunkowego, schematycznego, ale spójnego – film byłby po prostu niezły.
Postąpiono inaczej, bo efekt końcowy psują ujęcia z drona, które reklamują malownicze weneckie wzgórza z wysmakowaniem godnym biura podróży. Dosłownie co kilkanaście minut akcja zastyga, a operator wypełnia czas ekranowy leniwą panoramą miasteczka, nieba i zieleni. Choć to urokliwe landszafty, nie tylko nie wnoszą nic a nic do fabuły filmu, lecz także wybijają widza z rytmu podczas seansu. Trudno przecenić wkład dronów w rozwój kinematografii i ich wpływ na obniżenie kosztów produkcji, ale niestety wiąże się to z nadużywaniem tej technologii przez twórców. W przypadku Ostatniego prosecco hrabiego Ancillotto oznacza to rozpraszanie widza i tym samym opadanie budowanego napięcia. A bez tego zostaje tylko schematyczna fabuła i bohaterowie z dość jasno określonymi rolami, co prowadzi do niezbyt oryginalnego finału, który ogląda się z obojętnością, ponieważ nie sposób utrzymać zainteresowania akcją przerywaną co chwilę leniwym przelotem drona.
Biorąc pod uwagę, że Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto jest prostym kryminałem, efekt końcowy nieco rozczarowuje. Wino i środki nasenne to dość ryzykowne połączenie, podobnie jak intryga kryminalna i kontemplacja plenerów. Osobno każdy z tych elementów się sprawdza, ale w zestawie mogą być szkodliwe. Hrabiego Ancillotto zabił koktajl z prosecco i środków nasennych, a filmowe napięcie zamordowały dłużyzny kręcone z drona. To, co zostało, to schematyczny kryminał i słabo zarysowana psychologia bohaterów. A ponieważ nie da się ich bliżej poznać (nawet konkretne informacje o Stuckym pojawiają się pod koniec filmu), trudno komukolwiek kibicować bądź z kimś się utożsamiać. Interesujące są takie postacie, o których coś wiadomo lub których tajemniczość jest pociągająca. Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto nie oferuje ani jednego, ani drugiego. Nie jest to wydarzenie filmowe wysokich lotów, ale sprawdzi się na małym ekranie. Zarówno bohaterowie, jak i intryga są tu raczej telewizyjnego formatu, w sam raz do obejrzenia, jeśli trafi się na ten film, skacząc po kanałach.